piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział XXXIV "Nieskazitelna miłość"

Cześć Wszystkim! Dedykuję ten rozdział Lusi, bo wreszcie spełniłam jej marzenie (?) i w rozdziale pojawiła się Andromeda. :) Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania, Cyzia :*
...
Och no tak... Ja i moje postacie pragniemy życzyć Wam wesołych świat Wielkanocnych! Smacznego jajka i radosnych chwil spędzonych w rodzinnym gronie!

- Znowu odwołujesz nasze spotkanie?! - oburzony Lucjusz podszedł do Narcyzy, która stała na środku salonu, ściskając nerwowo w rękach torebkę. Chwycił mocno jej nadgarstek i przyciągnął do siebie. - Dlaczego to on jest ważniejszy ode mnie?

- Przestań - poprosiła słabym  tonem i wyrwała rękę z jego uścisku, patrząc na niego z urazą i bólem. Nic nie potrafił zrozumieć. Lucjusz był człowiekiem egoistycznym i bardzo zadufanym w sobie. Kiedy on czegoś chciał to musiał to mieć, on nigdy nie przegrywał.

- Nie potrafię się tobą dzielić, do jasnej cholery zrozum to! Nie przyjmuje do świadomości tego, że on ma cię wtedy, kiedy ja cię mieć nie mogę!

- No tak... Pan Malfoy musi mieć wszystko na pstryknięcie palcami. Pan Malfoy chce zabawkę? To zabawkę dostanie, hah... Dostanie nawet tuzin zabaweczek, by był zadowolony, prawda? - pokręciła głową i odsunęła się do niego. Usiadła na oparciu fotela i ściągnęła z nóg szpilki.

- Denerwujesz mnie - wysyczał przez zęby, groźnie na nią patrząc. Wzruszyła jedynie ramionami i wskazała ręką na drzwi.

- To wyjdź - szepnęła cicho i położyła swój płaszcz na sofie. - Po co mamy się dłużej męczyć ? To nie ma sensu. To była taka nieskazitelna miłość, byłam gotowa znieść dla ciebie wszystkie upokorzenia, mogłam nawet skoczyć w ogień. Wiele dla ciebie zrobiłam, więc uszanuj mnie i moje prawa i wyjdź. Nie przedłużajmy tego, ja nie mam już siły ciągle z tobą walczyć - wierzchem dłoni wytarła swoje załzawione oczy. - Proszę wyjdź. Właśnie zakończyłam swój setny związek z kimś na kim mi zależało! Zostałam sama i proszę o odrobinę zrozumienia - pociągnęła nosem i zacisnęła dłonie w pięści.

      Lucjusz westchnął i powstrzymał się od wywrócenia oczami. Podszedł do niej i wziął ja mocno w swoje objęcia, całując po głowie. Mogła mu o tym wcześniej powiedzieć, ale ona milczała. Jednakże to on nie pozwolił jej dojść do głosu, tylko od razu miał do niej pretensje. Czekał na nią w jej własnym domu i jeszcze tutaj się z nią kłóci. Nie powinien.

- Przepraszam - odparł cicho, głaskając ją po włosach. Tulił ją do siebie, lekko się z nią kołysząc.

- Jestem zmęczona, chcę iść spać. Proszę wyjdź - poprosiła go cicho i odsunęła się od niego. - Proszę...

- Dobrze. Dobranoc, Cyziu. Do jutra - podszedł do niej i złożył krótki pocałunek na jej czole i po chwili aportował się do domu.

      Poszła do swojej sypialni i rzuciła się na łóżko, przyciskając twarz do poduszki. Dlaczego to ona była ta najgorsza? Dlaczego to jej przytrafiały się wszystkie nieszczęścia? Dlaczego ona nie mogła być nigdy szczęśliwa? Nie chciała, by tak zawsze było.

Wyciągnęła z szafki opakowanie że środkami nasennymi, które dostała od pani Pomfrey i delikatnie przejechała palcem po wieczku. "Przedawkowanie grozi śmiercią". Czerwony, duży napis, umieszczony na widocznej części od razu przykuł jej uwagę. Wzruszyła ramionami i wysypała je wszystkie na łóżku. Wzięła parę do ręki i połknęła, popijając jakimś alkoholem. Przypomniało jej się całe swoje życie. Słowa które wypowiadał Lucjusz i Jose i Rookwood zapadły jej w pamięci.

"Kocham cię, Black" 

Kolejna tabletka i kolejny łyk alkoholu. Przeczesała swoje włosy i zamknęła oczy. Machnięciem różdżki, włączyła jakąś spokojną muzykę i oddała się jej w pełni. Czuła się taka lekką, jakby była liściem, unoszącym się na wietrze. Tak idealnie współgrała z wiatrem i błękitnym niebem.

"Nie potrafię, bez ciebie żyć, Cyziu!"

Spod jej przymkniętych powiek, płynęły łzy. Wraz z nimi wylewał się cały smutek i żal. Kilka kolejnych tabletek i ostatni łyk alkoholu. Czuła że to wystarczyło. Osunęła się delikatnie na poduszki, czując pulsujący ból w okolicach czaszki. Jeśli tak ma wyglądać śmierć, to nie jest to mile uczucie. Bolesne wręcz.

"I tak będziesz moja, Narcisso!"

Nie będę niczyja! Niczyja! Należę tylko do siebie i do siebie należeć będę! Zobaczyła nad sobą znane jej postacie, które mówiły coś do niej, desperacko próbowały ją dobudzić, na marne.

Mamo, tato...Przepraszam...

~*~

- Doktorze co jej jest? - głos Lucjusza, jej ukochanego dudnił jej w uszach. Chciała poruszyć ręką, ale czuła się jakby sparaliżowana.

- Zapadła w śpiączkę. Proszę iść do domu, panie Malfoy, jest pan tu już od piątku.

Piątku? To jaki dziś dzień? Lucjuszu! Jestem tutaj, jestem! Przecież mnie widzisz, widzisz prawda? Ja wcale nie śpię! Popatrz na mnie! Lucjuszu! Kocham Cię!

- Jeśli się wybudzi, damy panu znać. Na dole jest bufet, więc może... - ciągnął lekarz, jednakże Narcyzę znów ogarnęła ciemność. Nie chciała znów się z nim rozstawać! Nie wiedziała na jak długo. Ta udręka będzie nie do zniesienia.
 
Lucjusz, kocham cię...

~*~

Halo! Jest tu ktoś? Halo? Chce do Lucjusza! Chce do mojego ukochanego! Lucjusz!!

- Synku, powinieneś odpocząć. Ja przy niej na chwilę będę, byś ty miał czas się wyspać - to była Daphne.

- Mamo, nie, jeszcze chwilę. Dosłownie godzinę, potem pójdę. Ale daj mi jeszcze godzinę czasu. Czuje, że zrobiła to przeze mnie...

- Dlaczego tak twierdzisz?

- Narzucałem się jej, a ona chciała zachować przyjacielskie stosunki. Ale mamo... - załamał mu się głos. Wstał i podszedł do matki, mocno się do niej tuląc. - Ja ją zniszczyłem. Stopniowo zatruwałem jej życie. Nie chciałem tego, ale moja miłość do niej była silniejsza. Naciskałem na nią w sprawie cholernego małżeństwa. W końcu się zgodziła, ale widać, że była smutna. No, bo kto, mając zaledwie siedemnaście lat, bierze ślub? Ona ma całe życie! Całe życie spędzi z potworem takim jak ja! Z wredną bestią, która rani wszystkich - rozpłakał się.

Nie! Lucjuszu, nie mów tak. Wcale nie jesteś bestią. Jesteś kochany! Kocham cię i chce tego ślubu! Naprawdę go chce! Proszę, spójrz na mnie! Usiądź przy mnie i weź mnie za rękę. Błagam...

- Ona cię kocha. Ona ci wszystko wybaczy. Daj jej trochę czasu, a zobaczysz, że wszystko się ułoży.

- Mamo, zostanę z nią.

- Dobrze, synku, zostań - Narcyza usłyszała jedynie trzask drzwi i zrozumiała, że Daphne wyszła. Zapłakała w duchu, czując dłoń Lucjusza na swojej dłoni.

- Wiesz jak bardzo cię kocham, Cyziu. Jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałem. Liczysz się tylko ty, skarbie. Tylko ty. Obiecuję, że gdy się wybudzisz to zabiorę cię gdzie zechcesz. Nawet na koniec świata - szeptał, całując jej dłoń.

Tak bardzo chciałabym się obudzić, Lucjuszu, tak bardzo.

- Na korytarzu jest cała twoja rodzina - wyszeptał.

Po chwili stał się cud. Otworzyła oczy. Zauważyła, że w sterylnej sali szpitalnej, pali się jedynie lampka nocna.

- Hej - wychrypiała i spojrzała na Lucjusza. Przejechała dłonią po jego policzku.

- Cyziu, najdroższa! Myślałem, że cię straciłem - powiedział, a ona wtuliła się w jego koszulę i załkała żałośnie.

- Wszystko słyszałam. Kocham Cię. Nie chce Cię już opuszczać. Nie wiedziałam, czemu to zrobiłam. Przepraszam. Przepraszam... - łkała. Lucjusz mocno ją przytulił i pocałował w czoło.

- Nie rób tego więcej - warknął ostro i mocniej przycisnął ją do siebie.

- Dobrze, nie będę. Przysięgam - pokiwała głową i zamknęła oczy.

~*~

Bellatrix wymknęła się niezauważona ze świętego Munga i aportowała się na polanę, niedaleko Spinner's End. Wcale nie chciała iść na to spotkanie, bo chciała pobyć ze swoją siostrą. Wiatr był dziś dość przyjemny, a niebo przejrzyste. Idąc kamienną uliczką, prowadzącą na plac zabaw, zauważyła wiele papierków, opakowań po chipsach i puszek po różnych napojach. Skrzywiła się i westchnęła cicho. Ci mugole nie wiedzą, co to znaczy dbać o środowisko, przeszło jej przez myśl. Usiadła na huśtawce i zamknęła oczy, kładąc ręce na brzuchu. Bycie matką to nie zajęcie dla niej, zresztą ona nie miałaby czasu na zajmowanie się dzieckiem. Swoje życie poświęciła swojemu Panu. Mimo, iż Rudolf od zawsze marzył o dziecku, to ona jest zbyt słaba. Przy kolejnych porodach, lekarze będą wybierać pomiędzy nią, a dzieckiem. A ona chciała przecież żyć!

Z rozmyślań wyrwał ją głośny dźwięk aportacji. Wiedziała kto to, tylko jedna osoba była zdolna do czegoś takiego w miejscu publicznym. Żałosne, niczego nie nauczyła się w Hogwarcie. Poczuła zapach słodkich perfum i omal nie zwymiotowała z tego powodu. Jej siostra zawsze była inna i nie pasowała do rodziny Blacków. Była za dobra, szybko popadała w euforie i szybko traciła silną wolę. Łatwo pozwalała sobą manipulować i proszę... Jakiś Puchon wykorzystał jej nieuwagę i zawładnął jej sercem. Robiła wszystko co chciał, była mu tak ślepo posłuszna, że teraz mieszka na zwykłym, szarym i nudnym osiedlu.

- Nie wiedziałam, że jeszcze kiedykolwiek ujrzę twoją twarz, siostrzyczko - odparła słodko Andromeda i usiadła na ławce, umiejscowionej na przeciwko Bellatrix.

- Jesteś wredna i jeszcze masz czelność się tak do mnie zwracać. Siostrzyczko?! Nie, nie jestem twoją siostrą, przestałam nią być, kiedy ty wyszłaś za tego mugola! Splamiłaś honor naszej rodziny! Zostawiłaś niezatarty ślad! Jesteś niczym! - krzyczała Bellatrix, zaciskając paznokcie na łańcuchach huśtawki. Miała ochotę rzucić się na siostrę i zabić za to co jej zrobiła. - Będziesz miała na sumieniu moje dziecko do końca życia! To przez ciebie ona zginęła! Przez twoje głupie humory, straciłam kogoś kogo naprawdę byłam gotowa obdarzyć miłością. Ja się dla ciebie narażałam, latałam jak głupia do Czarnego Pana, a ty? Odrzuciłaś moją pomoc i moje poniżenie - pokręciła głowa i wstała, podchodząc do siostry. - Nie przyjęłaś propozycji, którą ON ci proponował. Gdybyś do niego dołączyła to byłabyś bezpieczna i szanowana. Nikt nie patrzyłby na ciebie, Tedda i waszą małą córeczkę jak na jakieś podłe robactwo. Wtedy mogłabyś znowu wrócić do naszej rodziny, gdybyś tylko zgodziła się na ten pieprzony znak! - warknęła i odsłoniła lewe przedramię na którym widniała czaszka z której wychodził wąż. - Odmówiłaś, a ja za to dostałam. Moje dziecko najwidoczniej nie wytrzymało tyle krzyku innych Śmierciożerców i nie wytrzymało klątwy Cruciatusa. Wiesz, co zrobiłaś ty podła żmijo? Zniszczyłaś moje życie, życie mojego męża i życie całej rodziny.

- Nie rób z siebie ofiary, Bellatrix. Nigdy nie okazywałam sympatii do tego pożal się Merlinie, Voldemorta. Gdybyś się w to nie mieszała, nie straciłabyś dziecka! JEGO dziecka!

- To nie jest jego dziecko! Zawsze było i zawsze będzie zapisane w aktach jako dziecko Rudolfa. Jedna noc nic nie znaczyła w moim życiu, nic! To był impuls, którego żałuję. Skrzywdziłam tym mojego męża i mu to wynagrodzę! - powiedziała i pierwszy raz od dłuższego czasu poczuła łzy w oczach. Przeczesała swoje włosy i odwróciła się plecami do siostry.

- Słyszałam, że nie chodzisz już na spotkania - wyszeptała po chwili łagodnie Andromeda i podeszła do Bellatrix, kładąc jej ręce na ramionach. - Rozumiem co czujesz. On cię uwiódł i prymitywnie wykorzystał...

- Nie, to była moja świadoma decyzja. Żałuje tego z całego serca. Nie chce już go widzieć, ani znać. Będę przychodziła na spotkania, ale będę stać w kącie. I tak będzie patrzeć na mnie inaczej, przez co będę się czuła skrępowana, ale jakoś dam radę. Wytrwam to, by pomścić moje małe dziecko - odsunęła się od siostry, krzywiąc się. Nie chciała, by ją dotykała tymi rękami, którymi codziennie dotyka swojego mugolskiego męża. Zagryzła wargi i zamknęła oczy. Weź się w garść, weź się w garść, powtarzała w myślach.

- Bello, proszę... nie utrudniaj tego. Nie musimy się kłócić...

- I nie będziemy! Nie zamierzam się z tobą w ogóle spotykać! Nigdy! Moja rodzina przeszła przez ciebie tyle cierpień. Przez twoje humorki!

- Bellatrix!

- Nie, Andromedo! Zamilcz. Nie chce cię więcej znać... - po tych słowach Bellatrix, nie czekając na reakcje siostry, deportowała się do szpitala. Zapytana gdzie była, odpowiedziała, że poszła na spacer.

6 komentarzy:

  1. Olalala! Dziękuję za nominację, kochaniutka :* *zaleciało troszkę Moli Łeslej*
    Rozdział za trzecim (a tyle razy czytałam) czytaniem zaczął mi się bardziej podobać :) Ogólnie to nie wybaczę Ci Cyzi, bo czemu osrazu samobójstwo?! I tak Lusia traci szacunek do Narcyzy. Jeszcze mamy Lucka, który mnie miło zaskoczył (NA BIAŁE KOLANA MERLINA!) nie swoją głupotą :) Bella gada z Andromedzią która była ze SZLAMĄ (płci męskiej) - trochę to dziwne. Lecz smutne i dołujące. Czyżby była ich to ostatnia szczera rozmowa?
    Ogólnie to rozdzialik był cudowny.
    Pozdrawiam,
    Królików,
    Ciasta
    Twoja jedyna Lizzy, no dzisiaj Lusia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Samobójstwo Cyzi. Dlaczego? Lucek wyrażający się o sobie źle przy innych. Zaskakujesz mnie. Ta rozmowa Belli i Andromedy była bardzo interesująca i dziwna.
    Rozdział świetny.
    Wesołej Wielkanocy.
    Pozdrowionka <3

    OdpowiedzUsuń
  3. A więc witam xd Jak mogłaś to zrobić, serio. Zaczynałam płakać i wgl taki smuteg :c Cyzia i te tabletki ;oo Cza zabronić jej robić zapasy, bo jeszcze zgromadzi jakieś niebezbieczne pistolety czy cooo :oo Super Lucek zawsze do pomocy, taki kochany <33
    Bella taka szalooona :3 Ej ale, że ten dzidziuś był Voldzia to takie wow. Raczej wątpie żeby się sprawdził w roli tatusia.
    Lov,
    lucissa-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Następna dedykacja ma być taka: Dla Oluni Pysiuni - w końcu jest ta wymarzona przez Ciebie scena erotyczna. Mam nadzieję, że tak będzie, bo inaczej o 15 za szkołą!
    Lucuś jest bardzo słodki z tymi słówkami. *.* A teraz mam pytanie: czy Cyzia biorąc te tabletki śpiewała "hera koka hasz LSD?". Bo ja coś ogólnie czuję, że ona ćpie, co nie, i nie chce się podzielić z kolegami... Pogadaj z nią, jak kretyn z kretynem, ok? Dzięki. :)
    Bellatriks i Vodzio? Wiesz, dla mnie Voldemort pasuje no Filch'a, ale co kto woli, prawda? Bellatriks mogłaby być z Daphne... taaa... Nie ogarniam jednak, jak można się... jak? O.o No wiem, że normalnie, no ale ona zdradziła męża, no i ten... :(
    Zgodzę się jednak z Bellą, że Andromeda nie powinna jej dotykać, bo nie wiadomo, gdzie wkładała rączki swojemu mężowi.
    No to, Misiu, szczęścia na testach i ogólnie masz buziaka ode mnie i Zuzy. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. JEGO dziecko.
    Ożeszwdupepanajeża, oszalałam w tym momencie :D
    Zaborczość Lucjusza jest taka słodka :3 Nie umiem tego określić, ale z jednej strony by mnie taki ktoś osaczał, a z drugiej to jest takie monmnomonmonno *.*
    Ale żeby samobójstwo... Nie, Cyzia, opanuj się, masz Lucka, nie potrzebujesz żadnych chemikaliów.
    Buziak!
    Zapraszam również do siebie.
    http://eliksir-odrodzenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Jestem fanką Twojego bloga! Przeczytałam go w całości! I nominują Cię do Liebster Blog Award! Szczegóły na moim blogu-
    http://dramione-gdywzburzasiekrew.blogspot.com/2014/05/nominacja.html

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za to, że znalazłeś/ znalazłaś czas, by skomentować ten rozdział. Wiele to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Jeszcze raz - Dziękuję, że jesteś! :*