sobota, 29 marca 2014

Rozdział XXXIII "Bello... Czy ja naprawdę widzę Chevroleta?"

Kolejny rozdział gotowy. Tak sobie myślę, że chyba się wypaliłam... Co prawda weny jeszcze tam trochę mam i zeszyt pomysłów na następne rozdziały, ale niestety nie potrafię pisać długich rozdziałów. Wcześniej potrafiłam napisać dziewięć, dziesięć stron wordowych, a teraz? Wolę nie mówić. Proszę nie zabijajcie mnie za to co zrobiłam Bellatrix, niestety to na potrzeby opowiadania. :C
Zapraszam do czytania.
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam ,Cyzia. ♥



- Mamo, tato, wróciłam - krzyknęła Narcyza wchodząc do salonu. Ostrożnie położyła walizki na marmurowej podłodze i rzuciła niedbale szalik na fotel. - Jest tu ktoś? - odpowiedziała jej jedynie cisza. Zdziwiona, chwycili do ręki parę winogron, będących na spodku na stole i udała się do ogrodu. Zapewne tam powinna być rodzina i jak widać, nie myliła się. Nikt nie zauważył jej powrotu, ponieważ wszyscy byli zajęci podziwianiem czegoś, co kupił pan Black. Mówiąc "coś" miała na myśli samochód. Chevrolet, mówiąc ściślej.

- Narcyza wróciła! - krzyknęła po chwili Bellatrix, podbiegając do niej. Jej brzuch był już dość widoczny, dlatego też uważała na wszelakie wypadki.

- Ciążą ci służy - zaśmiała się i przytuliła ją mocno. - Który to już miesiąc? - spytała.

- Początek dziewiątego, już nie mogę się doczekać - zaśmiała się radośnie i pogłaskała się po brzuchu. - To dziewczynka... Rudolf zawsze marzył o dziewczynce - dodała. Widać, że promieniała ze szczęścia.

- Zostanę ciocią - powiedziała i poprawiła Bellatrix grzywkę, która niedbale opadała na jej czoło. Nigdy nie lubiła swojej starszej siostry w takim wydaniu.

- A Lucjusz wujkiem, co? - spytała,  a Narcyza zrobiła zdziwioną minę. - Opowiem ci wszystko w drodze - pociągnęła ją za sobą na wielki plac, położony poza domem. Był to jakby duży, brukowany okrąg, na którego środku stała fontanna z Herbem rodowym Blacków, a dookoła niej rosły piękne herbaciane róże, które mieniły się kolorami tęczy dzięki czarom pani Black. Narcyza uwielbiała tutaj przychodzić często jak była mała i siadać na ławce pod dębem, nasłuchując odgłosów przyrody.

- Bello... Czy ja naprawdę widzę Chevroleta? - spytała Narcyza, gwałtownie stając. Wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia i spojrzała na siostrę.

- Tak, ojciec zapragnął sobie go kupić - Bellatrix tylko wzruszyła ramionami i przysiadła na fontannie, ciągnąc za sobą Narcyzę.

- On umie nim jeździć? - Narcyza przymrużyła oczy, by wytężyć swój wzrok, by ujrzeć twarze rodziców. Matka była wściekła i cała czerwona, a ojciec zadowolony i uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Ma instrukcje obsługi - zapadła chwilowa cisza, a potem siostry roześmiały się pogodnie. - To będzie dobre - dodała Bellatrix, kładąc głowę na kolanach siostry. Narcyza zaczęła szarpać lekko jej włosy, by pozbyć się z nich mąki. Nie wiedziała co jej siostra wymyśliła na dzisiejszą ucztę i raczej nie chciała wiedzieć, dlatego też nie zadawała pytań, mimo iż pokusa była silna.

- A my mu nie pomożemy? - spytała po chwili blondynka, dokładnie lustrując wzrokiem ten samochód. No któż by pomyślał, że akurat będzie czarny. Ojciec jednak ma gust, idealnie pasuje to do ich nazwiska.

- Żartujesz sobie? Na wstępie przejechał cztery skrzaty, bo zamiast do przodu to pojechał do tyłu. Matka strasznie się na niego darła, myślałam, że cały dom legnie w gruzach - westchnęła, teatralnie wstając. - No cóż, czas przywitać się z rodzicami, prawda? - zaśmiała się i chwyciła Narcyzę mocno za rękę.

- O, Merlinie, Narcyzo! - Druella od razu do niej podbiegła i mocno ją przytuliła. Blondynka jasno mogła wywnioskować, że matka uznała ją raczej jako za wybawienie z opresji, jaką jest pomoc ojcu w obsługiwaniu samochodu.

- Och, mamusiu - szepnęła cicho jej do ucha i wtuliła się mocniej w jej ramiona. Przy niej była taka bezpieczna i nie wyobrażała sobie tego momentu w życiu kiedy jej już nie będzie. Kiedy zniknie na zawsze.

- Mam nadzieję, że Bellatrix powiedziała ci wszystko, ponieważ ja nie mam już siły. Nie mam siły do twojego ojca - mruknęła cicho i spojrzała na zegarek na ręce. - Czas na obiad, Cygnusie, rusz się! - syknęła przez zęby i pociągnęła za sobą córki. Wolała mieć je blisko teraz, gdy grozi im największe niebezpieczeństwo w postaci czarnego Chevroleta.

- Zrobiłam czekoladowe babeczki i jestem z siebie dumna - szepnęła Bellatrix, wchodząc na werandę.

- I kuchnia nie wybucha? - spytała z przekąsem Narcyza i wraz z siostrą udały się do jadalni. Po chwili dołączył do nich też ojciec, który ucałował Narcyzę w czoło. Tyle jej wystarczyło. Cała rodzina w komplecie, prawie cała... Brakowało jedynie Andromedy i Teda i jej małej córeczki, Rudolfa i... Lucjusza.

- A gdzie jest Syriusz? - zapytał po chwili pan Black, unosząc głowę znad talerza.

- Ciotka Walburga zabrała go na zakupy. Nie mówiła wam, że Syriuszek zniszczył sobie szatę i różdżkę? - Narcyza poczuła, że jej głos jest za słodki, dlatego też odchrząknęła.

- Współczuje mu - pani Black pokręciła głową i spojrzała na Bellatrix która pobladła.

- Kochanie, wszystko dobrze? - Cygnus podszedł do swojej córki i wytarł jej spocone czoło.

- Zaczęło się - wyszeptała jedynie ze łzami w oczach. Ból jaki jej towarzyszył, czuła w każdym zakamarku swojego ciała. To nie był dobry znak, oj nie.

~*~

      To był najgorszy dzień w historii Blacków. Słońce zostało przyćmione przez czarne chmury. Jedynym oświetleniem po dawnym pokoju Bellatrix, była zwykła świeczka. Kobieta leżała na łóżku, zwinięta w kłębek i płakała. Przy jej łóżku klęczał Rudolf i ściskał jej dłoń. Całował ją i pocieszał. Niestety Bellatrix była zbyt słaba, by urodzić. Jej organizm odmówił posłuszeństwa i dziecko zmarło przy porodzie.

- To nic... Mamy jeszcze dużo czasu, ty jesteś jeszcze młoda. Będziemy mieli gromadkę dzieci - wyszeptał, choć wiedział, że szansę są znikome.

- Przepraszam, że cię zawiodłam i zrozumiem jeśli będziesz chciał odejść - załkała, ukrywając głowę w poduszce. Rudolf westchnął i usiadł przy niej i mocno ją objął.

- Nie zawiodłaś mnie. To boli, ja wiem, ale obiecuję ci, że następnym razem urodzisz zdrowe dziecko

- Przecież nie mogę mieć więcej dzieci, Rudolfie - pokręciła głową. Właśnie jej plany o szczęśliwej rodzinie legły w gruzach.

- Możesz mieć. Ja wiem, że możesz. Obiecuję, przysięgam na wszystko, że jeszcze zajdziesz w ciąże - wyszeptał jej do ucha, całując ja delikatnie po policzku.

- Obiecujesz? - spytała Bellatrix, a w jej głosie dało się wyczuć dużo nadziei. Kąciki ust Rudolfa drgnęły lekko do góry. Ucieszył się jednak, że się nie poddała. Wtulił twarz w jej szyję i wyszeptał cicho:

- Obiecuję - to jej w zupełności wystarczyło. Wiedziała, że jej mąż nie kłamie, wiedziała to. Niczego jeszcze w życiu nie była tak pewna.

~*~

Narcyza siedziała przy fontannie w ogrodzie, płacząc. Dlaczego to właśnie ich spotkało to nieszczęście. Dlaczego Bellatrix musiała poronić? Usłyszała łamanie gałęzi i odwróciła się. Ujrzała przed sobą Lucjusza. Jeszcze nigdy w życiu nie ucieszyła się na jego widok, tak jak teraz. Niemalże rzuciła mu się w ramiona, mocno ściskając go za szyję. Objął ją mocno i usiadł na ławce, biorąc ją na kolana.

- Cicho, będzie dobrze - szeptał jej do ucha, tuląc ją mocno. Położył podbródek na jej głowie i zamknął oczy. Narcyza bardzo się tym przejęła i bał się, co będzie z nimi. Co będzie kiedy im takie coś się przytrafi, czego oczywiście nie chciał.

- Zostań ze mną, proszę - wyszeptała cicho, wtulając się mocno w jego koszulę.

- Taki mam zamiar. Nie opuszczę cię za nic w świecie. Teraz ty jesteś najważniejsza - zamruczał cicho i spojrzał w jej zapłakane oczy. - Ale już nie płacz. Nie płacz, proszę cię - odparł błagalnie, na co ona lekko się uśmiechnęła.

- Kocham cię, Lucjuszku.

- Ja Ciebie również, Cyziu...

      Po takiej romantycznej deklaracji ich usta złączyły się w długim i namiętnym pocałunku.

6 komentarzy:

  1. Dam, dam dam...
    Rozdział stanowczo za krótki, nie wybaczę Ci Belli XD
    Ślicznie wszystko opisałaś :)
    Samochód Cygnusa, Druella i jej humorki. Kochana Cyzia, no i nasz ukochany (!) Lucek.
    Wciąż czekam na Andzie, i moją obiecaną babeczkę za ten spoiler na ask'u XD Nie moja wina że jestem "taka" "genialna" :)
    Weny,
    babeczek
    i szczęścia
    Lizzy :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No może jak na ciebie rozdział nie jest za długi, ale jest świetny i tu niestety przez poronienie Bellatriks. Szkoda.mi jej, no bo strata dziecka musi okropnie boleć...
    A teraz wielkie WTF?! Taka mugolska rzecz dla tak wielkiego rodu? O.o Ok, rozumiem, że jest coś takiego jak kryzys wieku średniego, ale bez przessdy. Xd
    Końcówka była słodka. *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu komentuje w kratkę :( Mam tylko nadzieję że ta kratka ma chociaż ładny kolor... Chevroletem to mnie zaskoczyĺaś! Cyngus pomylił psychiatryk ze sklepen samochodowym, tak? :p Black i mugolski wynalazek. Wstyd i chańba....
    Dlaczego Bella poroniła no?! Miałoby być tak pięknie...
    Jak zwykle cudowny, a końcóweczka urocza *.*
    Całusy Spes_
    PS przepraszam za błedy, pisze z komórki....

    OdpowiedzUsuń
  4. Cygnus i Chevrolet... No nieźle... Co dalej oda pieniądze na fundację charytatywną "Pomoc mugolskim sierotą"?
    Szkoda Belli... :'( To takie smutne :'(
    Końcówka urocza, słodka i ogólnie rozdział wspaniały!
    Weny i czasu życzę.
    Dora <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, cześć. Mamy wolne, więc nadrabiam sobie wszelkie blogerskie zaległości.
    Ulala, ale się porobiło, jak mnie nie było. Lucjusz tłumaczący Scorpiusowi jak powstają dzieci (padłam na bocianie XD) i nieco mniej fajny wątek poronienia Belli... :/ Mam nadzieje, że im się ułoży.
    Notka faktycznie nie długa, za to treściwa, ale Ty zawsze (według mnie) szłaś na jakość, a nie ilość.
    Pozdrawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Bell, ale nie mogę się na ciebie gniewać. Jesteś za super 💗

    Luna

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za to, że znalazłeś/ znalazłaś czas, by skomentować ten rozdział. Wiele to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Jeszcze raz - Dziękuję, że jesteś! :*