Kolejny rozdział gotowy. Tak sobie myślę, że chyba się wypaliłam... Co prawda weny jeszcze tam trochę mam i zeszyt pomysłów na następne rozdziały, ale niestety nie potrafię pisać długich rozdziałów. Wcześniej potrafiłam napisać dziewięć, dziesięć stron wordowych, a teraz? Wolę nie mówić. Proszę nie zabijajcie mnie za to co zrobiłam Bellatrix, niestety to na potrzeby opowiadania. :C
Zapraszam do czytania.
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam ,Cyzia. ♥
- Mamo, tato, wróciłam - krzyknęła Narcyza wchodząc do salonu. Ostrożnie położyła walizki na marmurowej podłodze i rzuciła niedbale szalik na fotel. - Jest tu ktoś? - odpowiedziała jej jedynie cisza. Zdziwiona, chwycili do ręki parę winogron, będących na spodku na stole i udała się do ogrodu. Zapewne tam powinna być rodzina i jak widać, nie myliła się. Nikt nie zauważył jej powrotu, ponieważ wszyscy byli zajęci podziwianiem czegoś, co kupił pan Black. Mówiąc "coś" miała na myśli samochód. Chevrolet, mówiąc ściślej.
- Narcyza wróciła! - krzyknęła po chwili Bellatrix, podbiegając do niej. Jej brzuch był już dość widoczny, dlatego też uważała na wszelakie wypadki.
- Ciążą ci służy - zaśmiała się i przytuliła ją mocno. - Który to już miesiąc? - spytała.
- Początek dziewiątego, już nie mogę się doczekać - zaśmiała się radośnie i pogłaskała się po brzuchu. - To dziewczynka... Rudolf zawsze marzył o dziewczynce - dodała. Widać, że promieniała ze szczęścia.
- Zostanę ciocią - powiedziała i poprawiła Bellatrix grzywkę, która niedbale opadała na jej czoło. Nigdy nie lubiła swojej starszej siostry w takim wydaniu.
- A Lucjusz wujkiem, co? - spytała, a Narcyza zrobiła zdziwioną minę. - Opowiem ci wszystko w drodze - pociągnęła ją za sobą na wielki plac, położony poza domem. Był to jakby duży, brukowany okrąg, na którego środku stała fontanna z Herbem rodowym Blacków, a dookoła niej rosły piękne herbaciane róże, które mieniły się kolorami tęczy dzięki czarom pani Black. Narcyza uwielbiała tutaj przychodzić często jak była mała i siadać na ławce pod dębem, nasłuchując odgłosów przyrody.
- Bello... Czy ja naprawdę widzę Chevroleta? - spytała Narcyza, gwałtownie stając. Wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia i spojrzała na siostrę.
- Tak, ojciec zapragnął sobie go kupić - Bellatrix tylko wzruszyła ramionami i przysiadła na fontannie, ciągnąc za sobą Narcyzę.
- On umie nim jeździć? - Narcyza przymrużyła oczy, by wytężyć swój wzrok, by ujrzeć twarze rodziców. Matka była wściekła i cała czerwona, a ojciec zadowolony i uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Ma instrukcje obsługi - zapadła chwilowa cisza, a potem siostry roześmiały się pogodnie. - To będzie dobre - dodała Bellatrix, kładąc głowę na kolanach siostry. Narcyza zaczęła szarpać lekko jej włosy, by pozbyć się z nich mąki. Nie wiedziała co jej siostra wymyśliła na dzisiejszą ucztę i raczej nie chciała wiedzieć, dlatego też nie zadawała pytań, mimo iż pokusa była silna.
- A my mu nie pomożemy? - spytała po chwili blondynka, dokładnie lustrując wzrokiem ten samochód. No któż by pomyślał, że akurat będzie czarny. Ojciec jednak ma gust, idealnie pasuje to do ich nazwiska.
- Żartujesz sobie? Na wstępie przejechał cztery skrzaty, bo zamiast do przodu to pojechał do tyłu. Matka strasznie się na niego darła, myślałam, że cały dom legnie w gruzach - westchnęła, teatralnie wstając. - No cóż, czas przywitać się z rodzicami, prawda? - zaśmiała się i chwyciła Narcyzę mocno za rękę.
- O, Merlinie, Narcyzo! - Druella od razu do niej podbiegła i mocno ją przytuliła. Blondynka jasno mogła wywnioskować, że matka uznała ją raczej jako za wybawienie z opresji, jaką jest pomoc ojcu w obsługiwaniu samochodu.
- Och, mamusiu - szepnęła cicho jej do ucha i wtuliła się mocniej w jej ramiona. Przy niej była taka bezpieczna i nie wyobrażała sobie tego momentu w życiu kiedy jej już nie będzie. Kiedy zniknie na zawsze.
- Mam nadzieję, że Bellatrix powiedziała ci wszystko, ponieważ ja nie mam już siły. Nie mam siły do twojego ojca - mruknęła cicho i spojrzała na zegarek na ręce. - Czas na obiad, Cygnusie, rusz się! - syknęła przez zęby i pociągnęła za sobą córki. Wolała mieć je blisko teraz, gdy grozi im największe niebezpieczeństwo w postaci czarnego Chevroleta.
- Zrobiłam czekoladowe babeczki i jestem z siebie dumna - szepnęła Bellatrix, wchodząc na werandę.
- I kuchnia nie wybucha? - spytała z przekąsem Narcyza i wraz z siostrą udały się do jadalni. Po chwili dołączył do nich też ojciec, który ucałował Narcyzę w czoło. Tyle jej wystarczyło. Cała rodzina w komplecie, prawie cała... Brakowało jedynie Andromedy i Teda i jej małej córeczki, Rudolfa i... Lucjusza.
- A gdzie jest Syriusz? - zapytał po chwili pan Black, unosząc głowę znad talerza.
- Ciotka Walburga zabrała go na zakupy. Nie mówiła wam, że Syriuszek zniszczył sobie szatę i różdżkę? - Narcyza poczuła, że jej głos jest za słodki, dlatego też odchrząknęła.
- Współczuje mu - pani Black pokręciła głową i spojrzała na Bellatrix która pobladła.
- Kochanie, wszystko dobrze? - Cygnus podszedł do swojej córki i wytarł jej spocone czoło.
- Zaczęło się - wyszeptała jedynie ze łzami w oczach. Ból jaki jej towarzyszył, czuła w każdym zakamarku swojego ciała. To nie był dobry znak, oj nie.
~*~
To był najgorszy dzień w historii Blacków. Słońce zostało przyćmione przez czarne chmury. Jedynym oświetleniem po dawnym pokoju Bellatrix, była zwykła świeczka. Kobieta leżała na łóżku, zwinięta w kłębek i płakała. Przy jej łóżku klęczał Rudolf i ściskał jej dłoń. Całował ją i pocieszał. Niestety Bellatrix była zbyt słaba, by urodzić. Jej organizm odmówił posłuszeństwa i dziecko zmarło przy porodzie.
- To nic... Mamy jeszcze dużo czasu, ty jesteś jeszcze młoda. Będziemy mieli gromadkę dzieci - wyszeptał, choć wiedział, że szansę są znikome.
- Przepraszam, że cię zawiodłam i zrozumiem jeśli będziesz chciał odejść - załkała, ukrywając głowę w poduszce. Rudolf westchnął i usiadł przy niej i mocno ją objął.
- Nie zawiodłaś mnie. To boli, ja wiem, ale obiecuję ci, że następnym razem urodzisz zdrowe dziecko
- Przecież nie mogę mieć więcej dzieci, Rudolfie - pokręciła głową. Właśnie jej plany o szczęśliwej rodzinie legły w gruzach.
- Możesz mieć. Ja wiem, że możesz. Obiecuję, przysięgam na wszystko, że jeszcze zajdziesz w ciąże - wyszeptał jej do ucha, całując ja delikatnie po policzku.
- Obiecujesz? - spytała Bellatrix, a w jej głosie dało się wyczuć dużo nadziei. Kąciki ust Rudolfa drgnęły lekko do góry. Ucieszył się jednak, że się nie poddała. Wtulił twarz w jej szyję i wyszeptał cicho:
- Obiecuję - to jej w zupełności wystarczyło. Wiedziała, że jej mąż nie kłamie, wiedziała to. Niczego jeszcze w życiu nie była tak pewna.
~*~
Narcyza siedziała przy fontannie w ogrodzie, płacząc. Dlaczego to właśnie ich spotkało to nieszczęście. Dlaczego Bellatrix musiała poronić? Usłyszała łamanie gałęzi i odwróciła się. Ujrzała przed sobą Lucjusza. Jeszcze nigdy w życiu nie ucieszyła się na jego widok, tak jak teraz. Niemalże rzuciła mu się w ramiona, mocno ściskając go za szyję. Objął ją mocno i usiadł na ławce, biorąc ją na kolana.
- Cicho, będzie dobrze - szeptał jej do ucha, tuląc ją mocno. Położył podbródek na jej głowie i zamknął oczy. Narcyza bardzo się tym przejęła i bał się, co będzie z nimi. Co będzie kiedy im takie coś się przytrafi, czego oczywiście nie chciał.
- Zostań ze mną, proszę - wyszeptała cicho, wtulając się mocno w jego koszulę.
- Taki mam zamiar. Nie opuszczę cię za nic w świecie. Teraz ty jesteś najważniejsza - zamruczał cicho i spojrzał w jej zapłakane oczy. - Ale już nie płacz. Nie płacz, proszę cię - odparł błagalnie, na co ona lekko się uśmiechnęła.
- Kocham cię, Lucjuszku.
- Ja Ciebie również, Cyziu...
Po takiej romantycznej deklaracji ich usta złączyły się w długim i namiętnym pocałunku.
Dam, dam dam...
OdpowiedzUsuńRozdział stanowczo za krótki, nie wybaczę Ci Belli XD
Ślicznie wszystko opisałaś :)
Samochód Cygnusa, Druella i jej humorki. Kochana Cyzia, no i nasz ukochany (!) Lucek.
Wciąż czekam na Andzie, i moją obiecaną babeczkę za ten spoiler na ask'u XD Nie moja wina że jestem "taka" "genialna" :)
Weny,
babeczek
i szczęścia
Lizzy :*
No może jak na ciebie rozdział nie jest za długi, ale jest świetny i tu niestety przez poronienie Bellatriks. Szkoda.mi jej, no bo strata dziecka musi okropnie boleć...
OdpowiedzUsuńA teraz wielkie WTF?! Taka mugolska rzecz dla tak wielkiego rodu? O.o Ok, rozumiem, że jest coś takiego jak kryzys wieku średniego, ale bez przessdy. Xd
Końcówka była słodka. *.*
Znowu komentuje w kratkę :( Mam tylko nadzieję że ta kratka ma chociaż ładny kolor... Chevroletem to mnie zaskoczyĺaś! Cyngus pomylił psychiatryk ze sklepen samochodowym, tak? :p Black i mugolski wynalazek. Wstyd i chańba....
OdpowiedzUsuńDlaczego Bella poroniła no?! Miałoby być tak pięknie...
Jak zwykle cudowny, a końcóweczka urocza *.*
Całusy Spes_
PS przepraszam za błedy, pisze z komórki....
Cygnus i Chevrolet... No nieźle... Co dalej oda pieniądze na fundację charytatywną "Pomoc mugolskim sierotą"?
OdpowiedzUsuńSzkoda Belli... :'( To takie smutne :'(
Końcówka urocza, słodka i ogólnie rozdział wspaniały!
Weny i czasu życzę.
Dora <3
Cześć, cześć. Mamy wolne, więc nadrabiam sobie wszelkie blogerskie zaległości.
OdpowiedzUsuńUlala, ale się porobiło, jak mnie nie było. Lucjusz tłumaczący Scorpiusowi jak powstają dzieci (padłam na bocianie XD) i nieco mniej fajny wątek poronienia Belli... :/ Mam nadzieje, że im się ułoży.
Notka faktycznie nie długa, za to treściwa, ale Ty zawsze (według mnie) szłaś na jakość, a nie ilość.
Pozdrawiam ;))
Biedna Bell, ale nie mogę się na ciebie gniewać. Jesteś za super 💗
OdpowiedzUsuńLuna