czwartek, 6 marca 2014

Rozdział XXXI "Pięćdziesiąt twarzy Malfoya"

No i rozdział trzydziesty pierwszy gotowy. Pierwszy raz jestem zadowolona z tytułu (:D). To, żeby nie przedłużać dedykuję ten rozdział Olusi      
Przepraszam za błędy i zapraszam do czytania. Enjoy, Cyzia! :3




      Minerwa McGonagall pewnym krokiem podążała przez jeden z korytarzy, prowadzący do kamiennej chimery, strzegącej wejścia do Gabinetu dyrektora - Albusa Dumbledora. - Karmelowe dropsy - mruknęła cicho, krzywiąc się przy tym. Weszła na schody, zamknęła oczy i odetchnęła ciężko. Serce biło jej jak szalone, ponieważ bała się widoku, jaki zobaczy. Bała się, że zobaczy załamanego przyjaciela, rozmawiającego z feniksem, zajadając się cytrynowymi dropsami. Jednakże nic takiego nie zastała. Dumbledore siedział za biurkiem i czytał jakąś książkę, pijąc herbatkę. Przecież nie mógł odpędzić się od listów i skarg. Niektórzy uczniowie oczywiście poinformowali też swoich rodziców o sytuacji, która się niedawno przytrafiła. Z tego powodu powinien być załamany, ale on wolał sobie czytać. Czytać zwykłą książkę. Jej odpadała ręka od odpisywania na listy, a on spokojnie pił sobie herbatkę? Złość wezbrała się w niej i po chwili odchrząknęła, czym zwróciła na siebie uwagę mężczyzny.

- Minerwo, moja droga, co cię do mnie sprowadza, o tak późnej porze? - spytał i zamknął książkę. Wskazał ręką na krzesło na przeciwko swojego biurka, by usiadła, lecz ona jedynie machnęła lekceważąco ręką.

- Albusie, nie mam czasu na pogawędki - wywróciła oczyma i podeszła do okna. - Nie czytasz listów? Przecież gro rodziców jest oburzone tym co zaszło w naszej szkole. Oczywiscie słyszałeś, co stało się pannie Greene? - spytała lekko drżącym tonem, a on jedynie kiwnął głową.

- Zalecam jednak, by pani usiadła, profesor McGonagall - odrzekł, uśmiechając się pogodnie. - Listy? Jakie listy, żaden do mnie nie dotarł. Ach to pewnie sprawa Irytka - wzruszył ramionami, rozkładając ręce w geście niewinności. - Ach tak słyszałem... panna Jefferson uratowała jej życie, czyż to nie cudowne? - zaklaskał w dłonie.

- To co stało się tutaj, w tej szkole nigdy nie powinno mieć miejsca! - warknęła nagle Minerwa, opierając się rękami o mahoniowe biurko.

- Minerwo, każdy z nas ponosi za to winę. Nie ma niewinnych. To są nasi uczniowie, pod naszą opieką, a my ich zaniedbaliśmy.

- Zbyt mało interesują nas ich życie i ich poczynania, Albusie. Hogwart to ich drugi dom, jesteśmy wszyscy wielką rodziną, ale co z nas za rodzina? Mogliśmy stracić jedną uczennice, jedno nasze dziecko. Przecież każdy z uczniów to nasza wizytówka. Musimy zaostrzyć regulamin, zostały jeszcze niecałe trzy miesiące do zakończenia roku szkolnego i musimy zadbać o wszystkich którzy tutaj przebywają. Musimy dowiedzieć się o nich więcej!

- Dramatyzujesz, moja droga - zdenerwował ją, jego spokojny i opanowany ton głosu. Dosłownie miała ochotę podejść do niego i zdzielić go po głowie, w między czasie ciągnąc za tą długą brodę.

- Albusie, sprawa jest poważniejsza niż możesz sobie wyobrazić. Uczennica, niedoświadczona, siedemnastoletnia dziewczyna okazała się być pół wampirem. I to ona uratowała swoją koleżankę. Sama to zrobiła. Przecież jeszcze nie znała wartości jakie ma. To, że jest potomkinią Morgan Le Fay nie oznacza, że może gryźć i uzdrawiać wszystko dookoła - oburzona Minerwa Mcgonagall uderzyła pięścią o parapet.

- Moja droga... A czy pannie Greene coś się stało? Umarła? Stała się wampirem? Nie. Po co ta cała afera? Nie potrzebnie przyszłaś do mnie. Listami od rodziców nie należy się przejmować - odrzekł i usiadł na swoim fotelu. Wyciągnął z szafki żółte opakowanie cytrynowych dropsów. Odwinął starannie jednego i włożył sobie do ust.

- Jak możesz jeść w takiej chwili, Albusie? - syknęła McGonagall i zmarszczyła brwi.

- Chcesz jednego? - spytał, podając jej opakowanie.

- Nie, dziękuję - odparła i skrzyżowała ręce.

- Szkoda. Mam jeszcze pomarańczowe, truskawkowe, miętowe, a nawet imbirowe - powiedział, wymieniając wszystko na palcach. - Te ostatnie ponoć potrafią wyleczyć człowieka ze wszystkich zmartwień i zapewnić spokój ducha, więc może jednak profesor McGonagall? - uśmiechnął się i podsunął jej jednego dropsa w opakowaniu. Ona spojrzała na niego i z pobłażliwością pokręciła głową, ale mimo wszystko wzięła dropsa, dotykając jego dłoni swoją. Wymienili się jedynie uśmiechami.

~*~

Victoria kilka dni później wyszła ze skrzydła szpitalnego i udała się do pokoju wspólnego, gdzie przywitała się ze swoimi przyjaciółmi.

- Mam nadzieję, że Dumbledore zajmie się tą sprawą - powiedział Lucjusz, pisząc ściągę na ręce. Dziś ta całą Umbridge będzie ich pytać. Chce ich ponoć dobrze przygotować przed  owutemami.

- Właśnie. Nie można tego tak zostawić - powiedziała Alice paląc wraz z Averym papierosa. Ostatnio tylko to dawało jej ukojenie.

- A gdzie Narcyza? - spytała po chwili Victoria, tuląc się do Evana Rosiera.

- Ciągle przesiaduje na błoniach. Nie rozumiem co w tym fascynującego - prychnął Lucjusz.

- Poświęcasz jej za mało czasu - odparł Rookwood, chodząc po pokoju wspólnym. - Dziewczynę powinno się kochać. Uwielbiać na każdym kroku i...

- Być przy niej - dokończył.

- Romantycy się znaleźli - warknął Lucjusz.

- Nie. Tylko odpowiednio doświadczeni przez życie - odrzekła Alice i wstała. - Idę na spacer, ktoś chętny?

- Ja - powiedział Rookwood, odrzucając książkę na bok.

- To chodź - mruknęła i podeszła do portretu. - Perpetuum Mobile - portret odsunął się, a oni spokojnie wyszli przez dziurę. - Pójdziemy na błonia? - spytała i usiadła na parapecie, wesoło machając nogami.

- Mam lepszy pomysł - odrzekł i podszedł do niej. Parapety nie były umieszczone tak wysoko, dlatego też
spokojnie mógł położyć ręce po obu stronach jej ciała i być z nią twarzą w twarz.

- A jaki? - zaśmiała się i spojrzała na niego.

- Taki - szepnął i musnął jej nosek swoim. Po chwili pocałował ją delikatnie w usta. Głaskał ją po włosach, czekając, aż odwzajemni pocałunek. Jego język pieścił jej wargi. Ona powoli oddała jego pocałunek i zaplotła mu ręce na szyi. To było cudowne.

~*~

- Panie Malfoy - z drzemki wyrwał go skrzeczący głos Dolores Umbridge.

- Śpię - mruknął i spojrzał na nią. - Niech pani będzie trochę ciszej - poprosił.

- Zapraszam do biurka, panie Malfoy - syknęła jadowicie i usiadła na swoim różowym krześle. Lucjusz wstał i puścił oczko Ślizgonkom z pierwszej ławki. Nie mógł się powstrzymać. Nie dla niego życie z jedną dziewczyną. On lubi być pożądany, lubi perwersje. Sam ma swoją zasadę "Jedna na jedną noc". I tak już ją złamał. Kocha Narcyzę, ale chyba ten związek nie ma przyszłości. Ona go nie zaspokaja wystarczająco. W szczególności chodzi tu o seks. On nie lubi łagodnego i delikatnego seksu, kocha namiętność i władczość. Nie, nie jest wcale psychiczny, tylko po prostu kocha posłuszeństwo.

      Alice siedziała z boku i wraz z Rookwoodem i Rosierem zastanawiali się, czy Malfoy się kiedykolwiek zmieni.

- Nie mogę patrzeć na to co on robi - syknął Rosier. - To mój kumpel do jasnej cholery i powinien szanować Narcyzę - dodał wściekły.

- Niektórych nigdy nie zmienisz, Evanie - szepnęła Alice, siedząca między nimi. Było jej zimno, dlatego też Rookwood przytulił ją od tylu. Nie prosiła go o to, a on to zrobił. Tak sam z siebie. Był taki kochany.

- Musimy to przeczekać - wyszeptał Augustus, dmuchając na kark Alice ciepłym powietrzem.

      Lucjusz dotarł do biurka Umbridge i rozglądnął się dookoła. Nigdzie jej nie było. Głupia ropucha, syknął w myślą. Po chwili usłyszał chrząknięcie i spojrzał w dół. Cała klasa buchnęła śmiechem, a on jedynie zrobił słodkie oczka. - O, tu pani jest - uśmiechnął się szeroko.

- Zarobił sobie pan właśnie miesięczny szlaban panie Malfoy. Do ławki! - warknęła, a on dumnie poszedł na swoje miejsce. Nie chciał wdawać się w żadne rozmowy z tą ropuchą, bo po prostu żal mu było swojego cennego czasu. Zaczął rozmawiać z Avery'm.

~*~

Lucjusz dopadł Narcyzę po lekcjach, jak wychodziła z sali transmutacji. Odciągnął ją na bok i pocałował namiętnie.

- Tęskniłem - powiedział cicho i uśmiechnął się.

- Ja też - pocałowała go w policzek.

- Zabawmy się, panno Black - syknął jej do ucha i mocno pchnął do ściany. Przycisnął dłońmi ją do marmuru, a nogę włożył między jej uda.

- Tutaj? - spytała przerażona.

- I teraz - poczuła ból w okolicach klatki piersiowej. Wtem chwycił ją i obrócił i przywarł do ściany
przodem. - Co powiesz na odrobinę perwersji? Ty i ja, sami. Jesteś taka uległa i bezbronna. Wijesz się z rozkoszy i bólu... - szeptał jej do ucha, mocno zaciskając palce na jej nadgarstkach. Owinął sobie jej włosy wokół dłoni i lekko pociągnął do tyłu. - To część zabawy - powiedział i zaczął całować ją po szyi. Co miała zrobić? Nic. Kompletnie nic nie mogła.

- Ale ja nie chce, Lucjuszu! - krzyknęła i odepchnęła go od siebie. - Nie jestem na to przygotowana!

- Mi nie wystarcza to, że jesteś ze mną, rozumiesz? Jestem facetem i mam swoje potrzeby! A to, że ty nie potrafisz ich należycie zaspokoić, to tylko i wyłącznie twoja wina! Narcyzo, oprzytomniej! - warknął w przypływie złości.

- To koniec - szepnęła cicho że łzami w oczach. - To koniec nas! Naszego wspólnego życia! Już nigdy nie będziemy razem! - warknęła. - Nie dostaniesz drugiej szansy choćbyś skomlał jak pies. Dosłownie spierdoliłeś wszystko - dokończyła dobitnie. Nadal był zły. Nic do niego nie docierało. Ona mu się sprzeciwiała? JAK MOGŁA SPRZECIWIĆ SIĘ LUCJUSZOWI MALFOY'OWI?! PREFEKTOWI NACZELNEMU I NAJPRZYSTOJNIEJSZEMU CHŁOPAKOWI W HOGWARCIE?! JAK MOGŁA?!

- I tak miałem z tobą zerwać - pogrążył się, bardzo się pogrążył. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo.

- No to widzisz. Dostałeś to co chciałeś. Nas już nie ma. Dzięki tobie - powiedziała i poszła w stronę drugiego korytarza. On pobiegł za nią i chwycił za nadgarstek i mocno przyciągnął do siebie. Otulił ją ramionami.

- Nie chciałem - pocałował ją w głowę. - Ale tak będzie lepiej - dodał cicho i ostatni raz musnął jej dłoń. - Żegnaj - odszedł. Zostawił ją samą. Była w wielkim szoku. Oparła się o ścianę i próbowała oddychać.
Bolało ją serce. Tak mocno. Może z tęsknoty? Może ze stresu? Może z nerwów? Nie wiedziała...

~*~

Zaczął padać deszcz, dlatego też drugie zadanie turnieju musiało odbyć się w zamkniętym pomieszczeniu. Każdy z uczestników musiał poradzić sobie z cieniami. Każdy miał inny cień. Lucjusz miał żmije, Kate miała kruka, a William miał borsuka. Mieli na to godzinę czasu. Najlepszy wygrywa, najgorszy odpada.
Lucjusz dzielnie władał zaklęciami niewerbalnymi, z łatwością dobierał sobie odpowiednie czary. Patrzył, jak ten biedny dzieciaczek z Hufflepuffu się marnuje. Zechciało mu się śmiać. Ale przy Krukonce odjęła mu mowę. Byłą taka ponętna i jej ruchy. Poruszała się z taka gracją. Kolejna zdobycz. Jego zdobycz. Król powraca.

- Ej księżniczko - krzyknął Lucjusz w stronę Krukonki.

- Do mnie mówisz? - spytała i posłała właśnie różdżką błękitny promień w stronę swojego cienia.

- Wyskoczymy gdzieś po turnieju? Tylko ja i ty? - puścił jej zalotne spojrzenie, a ona tylko prychnęła. Zdziwił się, że potrafiła mu się oprzeć.

- Byś mnie potraktował, jak Narcyzę? - zaśmiała się i wytrąciła Lucjusza z równowagi. - Nie dziękuję. Mam już chłopaka - dodała i pokonała swój cień. Udała się do wyjścia.

- Zostawiasz mnie? - spytał udając smutnego i po chwili on pokonał swój cień. Natomiast William niestety nie dał rady. Przegrał i odpadł.

- Najwidoczniej. Bywaj Malfoy - zaśmiała się i wyszła z Wielkiej Sali. Za nią Lucjusz, niezwykle skołowany. Odebrali gratulacje od Dumbledora i rozeszli się w swoją stronę. Brakowało mu czegoś. Ciągle przed oczami miał Narcyzę. Ich pierwszy pocałunek, taniec. Uzależnił się od niej. Rozmyślając tak zauważył, że przy portrecie stoi właśnie ona. Jego kochana Cyzia, która kłóci się z obrazem Salazara Slytherina.

- Wpuść mnie. No proszę, Salazarku - jęknęła cicho.

- Podaj hasło - odrzekł opanowany Salazar.

- Nie znam - parsknęła przez zęby. - Zmieniasz je systematycznie co tydzień i jak ktoś ma się dostać do swojego dormitorium? Pomyśl dobrze! Zadajesz jakieś głupie zagadki, jakby kogoś to bawiło. Nie mój kochany Salazarze. Czasy Merlina, Morgany i króla Artura się skończyły! Już nie ma królewskich błaznów! Oprzytomniej, bo zaraz zmyję cię z tego cholernego płótna! - warknęła, a Salazar aż zadrżał ze strachu.

- Kocham cię - powiedział Lucjusz, podchodząc do Narcyzy. To było to hasło. Portret po chwili odsunął się.

- Nigdy nie wpadłabym na takie hasło. Dziękuję Lucjuszu - uśmiechnęła się lekko i weszła do pokoju wspólnego.

- W zasadzie to strzelałem - odparł idąc za nią krok w krok, podziwiając jej piękne ciało. Ależ był tępym kretynem. Teraz widział co stracił. No tak... Trzeba coś stracić, by coś docenić. Panie Malfoy, stracił pan wszystko, westchnął w myślach.

- Udało ci się - szepnęła i pomachała ręką do Jose Miguela, który właśnie siedział na kanapie przy kominku i trzymał w ręce bukiet narcyzów.

- To twój chłopak? - spytał cicho i odchrząknął. - Przecież ty nigdy nie lubiłaś narcyzów - szepnął i chwycił ją delikatnie za rękę i spojrzał w jej oczy. - Pamiętam, że gdy zawsze dostawałaś ode mnie bukiet narcyzów, marszczyłaś nosek i robiłaś się czerwona ze złości. To naprawdę było słodkie i założę się, że tylko przy mnie tak się zachowywałaś. Przy nim nie, a wiesz dlaczego? - podszedł do niej bliżej i wyszeptał jej do ucha. : - Bo wciąż mnie kochasz, Cyziu - dodał.

- To tylko kolega - uśmiechnęła się do niego. - Nikt więcej - dodała cicho. - Malfoy, ludzie się zmieniają, czasy też. Proszę cię, oprzytomniej chłopczyku - wyszeptała i odsunęła się od niego.

- Rozumiem... To ja pójdę do siebie. Pa - westchnął i pobiegł do dormitorium chłopaków. Tęsknił za nią. Musiał znaleźć sposób, by być blisko niej. By odzyskać ją na nowo. Zrobi to krok po kroku. Będzie się starał.

7 komentarzy:

  1. NA POCZĄTEK!!!!!!!!!!!!!
    ZABIJĘ CIĘ ZA TYTUŁ
    TAK. OOOOOOO TAK. CZYTAŁAM PIĘĆDZIESIĄT TWARZY GREYA ;_______;
    DOBRA, IDE CZYTAĆ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albus normalnie mnie rozwala XDDD Tyyyyyle dropsów xDDDD
      Miętowe? Poproszę. Chociaż...może imbirowe?
      WIEM! POMARAŃCZOWE WEZMĘ :333
      Alice i Rookwood :3 Dziękuję <333
      No nie...zabiję cię nooo ;____; Kurde, czytałam tę trylogię już 2 razy a i tak się powstrzymuję, żeby nie zacząć jej na nowo, a Ty mi tutaj ewidentnie Malfoya do Greya porównujesz! No co to ma byyyyyyć XDDDDD
      "W szczególności chodzi tu o seks. On nie lubi łagodnego i delikatnego seksu, kocha namiętność i władczość." <--- No dzięki kurde xD GREY *.*
      Jak ze sobą...Zerwali...Lucjusz i Narcyza, to przed oczami pojawił mi się Christian i Anastasia, który mówi do niej "Powinnaś trzymać się ode mnie z dala, Anastatio. Nie jestem mężczyzną dla Ciebie..."
      Ok. Po ogarnięciu się, doszło do mnie, jaki ten rozdział był fajny. Naprawdę... ;)))
      Ps. Słuchaj, mam też innego bloga. Napisałam..."recenzję" Greya. Jeśli chcesz, wpadaj!
      http://in-noctem.blogspot.com/
      No i na Eliksirze pojawił się nowy rozdział na który serdecznie zapraszam! ;)
      http://eliksir-odrodzenia.blogspot.com/
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dumbeldorek i dropsiki!!!! <3
    A z Lucissą... (nie czytalam Greya niestety) No wiesz! Jak oni mogli zerwać, no pytam się jak?! Co za głupi, skretyniały idiota od siedmiu boleści! Jak większość facetów zresztą...Seks mu nie pasował, no co za...
    A tak btw Lucek zmiennym jest jak cholera, co wiadomo nie od dziś, ale tutaj mnie rozwalił <3
    Świetny ten rozdział :D I jak zawsze poprawił humor :)
    Całuski :***
    Spes_

    OdpowiedzUsuń
  3. "Przecież każdy z uczniów to nasza wizytówka." - jaaaa... ciekawe, czy robią wizytówki ze zdjęciami uczniów i opisem szkoły... jaaaa... *.*
    "To, że jest potomkinią Morgan Le Fay nie oznacza, że może gryźć i uzdrawiać wszystko dookoła" - Ty... rozbawiło mnie to. xd
    "- Jak możesz jeść w takiej chwili, Albusie?" - normalnie, bijacz? O.o
    "Mam jeszcze pomarańczowe, truskawkowe, miętowe, a nawet imbirowe" - ale jesteś popierdzielona! Takie rzeczy... o ja... takie... nie, Miśka, zawiodłam się. Ja z tobą nie rozmawiam, nie.
    "Ciągle przesiaduje na błoniach. Nie rozumiem co w tym fascynującego" - no błonia, trawa, drzewa. Halo? O.o
    "Po chwili usłyszał chrząknięcie i spojrzał w dół." - ale że ona mu robiła... ZBOCZONA JESTEŚ!
    "Lucjusz dopadł Narcyzę" - chyba doszedł w Narcyzie, ale ja tego nie powiedziałam.
    "Narcyzo, oprzytomniej!" - no właśnie! Na kolanka i poleruj klamkę, a ja tego nie napisałam...
    "Bolało ją serce." - to idź do lekarza...
    "Kocham cię" - to hasło... wyczuwam w powietrzu nieszczęśliwą miłość! Biedny Salazar. :(
    Rozdział był świetny, ale bardzo zboczony... Dziękuję za dedykację. :* Nie dziwię Ci się, że mi go zadetykowałaś. :) Też się kocham! Mamy coś wspólnego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uu, karmelowe dropsiki? To już koniec z cytrynowymi? :C Ach ten Irytek XDD hahah.
    Co co co co? Dotknęli się 'przypadkiem' dłońmi? Aha, Albus i Minewra zakochana para... Jej. :3
    Lucjusz, nie rób ściąg! Tak nie wypada... Jak ja nienawidzę Umbridge... za samo różoffe krzesełko ;//

    "- Nie mogę patrzeć na to co on robi - syknął Rosier. - To mój kumpel do jasnej cholery i powinien szanować Narcyzę - dodał wściekły. " <- popieram ^^
    " Lucjusz dotarł do biurka Umbridge i rozglądnął się dookoła. Nigdzie jej nie było. Głupia ropucha, syknął w myślą. Po chwili usłyszał chrząknięcie i spojrzał w dół. Cała klasa buchnęła śmiechem, a on jedynie zrobił słodkie oczka. - O, tu pani jest - uśmiechnął się szeroko." HAHAHHAHAHA COOO XD
    Wkurwia mnie Lucjusz, brrr :c
    Za to już lubię tą Krukonkę ^^
    Niee no Cyzia Ci nie wybaczy! (mam nadzieję, ale jaki byłby sens tego bloga?)
    Świetny rozdział. :3
    Przepraszam, że nie komentowałam ostatnich, ale miałam przerwę od bloggera. Pewnie mnie już nie pamiętasz, byłam Weasley. :)
    Weny, pozdrawiam,
    Luniaczek


    [ostatnia-rodu-black.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. Zbieram się do komentowania XD
    Słodko było, ale Lucek MUSIAŁ wszystko spierdolić!
    Na bóle serca Cyzi polecam wizytę u lekarza, jakieś proszki i ciastka :)
    Ogólnie wielbię Minny, więc cieszę się że jest tu u Ciebie :)
    Rozdział był całkiem fajny, jesteś coraz lepsza w te klocki XD
    Weny!
    Lizzy
    Lizzy

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemu Lucjusz jest takim dupkiem. Nie czytałam Greya, ale dzięki tobie to zrobię.
    Nic więcej, przepraszam całym sercem, pod tym rozdziałem z siebie nie wykrzesam, a nie chce pisać "zajebiście, pozdro".
    Dlatego, niecierpliwie czekam na kolejny rozdział, który, I hope napiszesz szybko i zapraszam do siebie.

    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za to, że znalazłeś/ znalazłaś czas, by skomentować ten rozdział. Wiele to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Jeszcze raz - Dziękuję, że jesteś! :*