piątek, 14 lutego 2014

Rozdział XXX "Szczęście w nieszczęściu"

- Wygrałem! - krzyknął Lucjusz biegnąc w stronę Narcyzy. Od razu objął  ją w pasie i podniósł do góry, całując po policzkach .

- Widziałam to. Byłam wtedy na wieży zegarowej - zaśmiała się cicho. Tak bardzo się cieszył, gdy Dumbledore przyznał mu pierwsze miejsce. Skakał z radości, jak małe dziecko. Był bardzo szczęśliwy i widać, że ten konkurs wiele dla niego znaczył. Cieszyła się, że ma takiego zdolnego i mądrego chłopaka.

- To chyba dzięki tobie wygrałem tę konkurencję - postawił ją na ziemi i mocno do siebie przytulił. - Cały czas myślałem o mojej słodkiej kruszynce. Wiedziałem, że nie zostawiłabyś mnie samego, nigdy, prawda? - chwycił jej podbródek i spojrzał w jej oczy. Ona jedynie pokiwała głową z uśmiechem.

- Przecież cię kocham głuptasie. Zresztą nigdy bym cię nie zostawiła i tak jesteśmy na siebie skazani, na zawsze - zaśmiała się widząc jego przerażoną, a zarazem zaskoczoną minę.

- Zgadzasz się? - spytał i chwycił jej głowę w swoje dłonie. - Zgadzasz się na to, na ślub, na małżeństwo?! - ucieszony pocałował czule jej dłoń.

- Oczywiście, że tak - dodała i pocałowała go w policzek.

- Kocham cię - szepnął rozglądają się na boki. - Ale teraz pozwól mi pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy - uśmiechnął się łobuzersko i pociągnął ją w stronę sali eliksirów.

- Jesteś szalony - pokręciła głową w rozbawieniu i starannie zamknęła za nimi drzwi. Przyda im się ta chwila wytchnienia.

~*~

      Augustus Rookwood szedł energicznym krokiem przez błonia. Jego szata powiewała na wietrze, a jego oczy błyszczały ze wściekłości. Właśnie podsłuchał rozmowę Narcyzy i tego Hiszpana. On chciał odebrać mu Alice. Jego Alice. Wiedział, że ona nadal go kocha. Wiedział, że jest jakaś iskierka nadziei. Musi mu wybaczyć. Dołoży wszelkich starań, byleby tylko wróciła do niego. Wiedział, że nigdy nie zaufa mu w stu procentach i wiedział, że będzie musiał poświęcić jej wiele uwagi. Dla niej jest w stanie zaryzykować wszystko. Ujrzał ją siedzącą na ławce wraz z Clarrisą White. Opanował się i podszedł do nich, uśmiechając się.  Spojrzały na niego lekko zdziwione.

- Alice... Mogę na  słówko? - uśmiechnął się do niej. - Oczywiście, jeśli twoja koleżanka nie ma nic przeciwko - dodał i spojrzał na pannę White.

- Idź, poczekam - powiedziała Clarrisa. Alice tylko westchnęła ciężko i poszła za Rookwoodem w stronę lasu.

- O co chodzi? - spytała zakładając ręce pod biustem.

- Wróć do mnie. Możemy przecież spróbować. Tak na próbę - szepnął szczerze, patrząc się na jej twarz. Była od niego niższa o głowę, dlatego też uklęknął na kolana przed nią.

- Co ty wyprawiasz? - warknęła zdenerwowana.

- Moja księżniczka musi być wyżej ode mnie. Pod każdym względem - objął ją w talii , przysuwając do siebie.

- Dobra Rookwood, gdzie jest haczyk? - położyła ręce na biodra. - Założyłeś się czy coś? Mam ci wpaść w ramiona a tu nagle zza drzewa wyskoczy Lucjusz lub Avery i będą się śmiać? - pokręciła głową i spojrzała na niego. - Nie wrócę do ciebie. Nie będę też się z tobą przyjaźnić i zadawać. Nie ma mowy! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego, kiedy ty to w końcu zrozumiesz?! - krzyknęła i wywróciła oczyma. Zaczęła trząść się ze złości.

      Miała prawo tak postąpić. Miała prawo na niego nakrzyczeć. Została przez niego zraniona. Skrzywdził taką delikatną osobę. Spojrzał na nią ze smutkiem i z czułością.

- Rozumiem. I jeszcze raz szczerze przepraszam. Cholernie żałuję, Alice. Gdybyś ty wiedziała, jak jest mi z tym źle. Nie doceniałem cię, nie przejmowałem się tobą. Chciałem tylko cię mieć. Wybacz mi to, że potraktowałem cię przedmiotowo. Posłużyłem się tobą, by Narcyza poczuła się zazdrosna. Byłem egoistą, bo myślałem tylko o sobie i wiesz co? Nie rozumiem dlaczego jesteś dla mnie taka łagodna? Może po prostu mi przywal, bym się opamiętał. By dotarło do mnie jak szczerze jest mi głupio. - spojrzał na nią ze łzami w oczach. W zasadzie ta propozycja była dla niej korzystna. Wzięła zamach i po uderzyła go mocno ręką policzek. Była z siebie dumna. - Dziękuję - powiedział jedynie i odszedł.

      Teraz to ona odczuwała wyrzuty sumienia. Spojrzała na Clarissę, która machnęła ręką, by szła za nim. Pod wpływem chwili podbiegła do niego, milcząc. Jego serce zabiło mocniej. Właśnie podeszła do niego, szła z nim ramie w ramie. Cieszył się z tego i to bardzo.

- W jakim kierunku zmierzasz? - spytał cicho i przez przypadek dotknął jej dłoni.

- W przeciwnym - odparła chłodno i odsunęła się od niego. Wtem podbiegł do nich przerażony Severus Snape.

- Alice, Rookwood! - krzyknął, łapiąc oddech. - Szybko do skrzydła szpitalnego!

- Co się stało? - spytała przerażona Alice.

- Victoria umiera! Została zaatakowana przez dwukomorowce pospolite!* - jęknął przerażony. Cały pobladł.

- Już tam idziemy, uspokój się. A teraz idź do Clarrisy. Siedzi tam, na ławce - wskazała mu palcem. On skinął głową i poszedł w wyznaczone miejsce.

- Oby nie było za późno... - szepnął przerażony.

- Potrzebny jest jad wampira - odpowiedziała mu bez namysłu. Po chwili spojrzała w jego stronę i uśmiechnęła się lekko. Miała kły, najprawdziwsze kły. Augustus odsunął się od niej wystraszony. Ona pokręciła głową i szybko wbiegła do szkoły. On po chwili pobiegł za nią.

- Mogłaś mi powiedzieć, że jesteś wampirem. Nie byłaś ze mną szczera - warknął i chwycił ją mocno za ramię.

- Nie jestem wampirem, nie żywię się krwią, nie muszę polować. Jestem zwykłym człowiekiem, śmiertelnikiem. Mój jad jest nieszkodliwy, ale ma właściwości lecznicze! - odsunęła się od niego. - Ty również nie byłeś szczery w stosunku do mnie - dodała i wbiegła do skrzydła szpitalnego.

~*~

- Smutno mi z powodu turnieju. Myślałam, że zakwalifikuje się dalej - odparła Clarrisa, patrząc na jedzącego babeczkę Snape'a. Wracali właśnie, powolnym krokiem do szkoły.

- I tak już wiele osiągnęłaś - powiedział uśmiechając się  do niej.

- Co masz na myśli?

- Masz Averego, który kocha cię mocno. Jesteś śliczna i pięknie śpiewasz. Masz dobre wyniki w nauce. Masz rodzinę, która cię wspiera. A taki turniej? Pff zwykłe marnowanie czasu.

- Ale czegoś mi brakuje - powiedziała i wlepiła wzrok w swoje buty.

- Wygranej w turnieju? - spytał z uśmiechem.

- Snape! Nie kpij ze mnie! - rzuciła się na niego i chwyciła go mocno. Postawiła go na ławce, a on jedynie
tupnął  nogą i znikąd wyczarował pięknego irysa. Wplótł jej go we włosy na co ona się zarumieniła.

- Ja wiele nie wiem o życiu. Ale wiem jedno, że mimo iż mamy wszystko to ciągle czujemy w sobie pustkę. Ale ta pustka będzie z nami do końca - powiedział i zeskoczył z ławki.

- Cudownie powiedziane - westchnęła cicho.

- Dziękuję. Czytanie książek się przydaje - zachichotał i chwycił ją za rękę po czym weszli do szkoły.

- James daj sobie z nią spokój - usłyszeli głosy dochodzące z drugiego końca korytarza.

- Zamknij się Black. Nie rozumiem dlaczego ona uwielbia tego Smerkerusa - syknął Potter.

- Huncwoci - szepnęła Clarissa.

- Idioci - dodał Snape zaciskając pięści. - Co oni zrobili mojej Lily? - jęknął zrozpaczony.

- Na pewno nic poważnego. Poczekaj. Pójdziemy do niej, okej? Zaprowadzę cię do wieży Gryfonów!

- Clarrisa tak nie wolno. Jak się McGonagall o tym dowie, to po nas.

- A myślisz, że ile razy Avery do mnie przychodził? Pójdziemy tajnym przejściem, chodź - pociągnęła go za
rękę i znów znaleźli się na błoniach. Pobiegła z nim na boisko do Quidditcha.

~*~

- Pani Pomfrey - Alice podbiegła do pielęgniarki. - Co się dzieje? - spytała i pomogła kobiecie odkorkować eliksir. Biedna cała się trzęsła.

- Dwukomorowce pospolite. To niemożliwe, u nas w Hogwarcie? - mówiła przerażona, cała dygotała.

- Rookwood zaparz pani Pomfrey herbatkę, a ja się zajmę Victorią - ten tylko skinął głową, a Alice zakryła jej łóżko dokładnie zasłoną. - Co ja mam z tobą zrobić, moja droga siostrzyczko krwi. Nie możesz być taka jak ja - powiedziała i chwyciła do ręki wacik który był na szafce i nasączyła go spirytusem. Obmyła nim nadgarstek Victorii. Nachyliła się nad nią i chwyciła jej dłoń do swojej ręki i przyłożyła ją do swoich ust. - Uprzedzam, że może trochę zaboleć - syknęła i wbiła w nią swoje zęby. Wpuściła do jej żył swój leczniczy, jak który z szybkościa dostał się do serca i zatamował wybuch wszystkich narządów wewnętrznych. Po tym wszystkim Victoria otworzyła oczy.

- Alice... - szepnęła i usiadła na łóżku. Czuła się bardzo dobrze.

- Witaj wśród żywych, znowu - uśmiechnęła się.

- Ale jak to. Ugryzłaś mnie! - warknęła widząc krew na swoim nadgarstku.

- Uratowałam ci życie. Leż spokojnie. Zaraz wrócę - Victoria pokiwała głową i po chwili Alice zniknęła. To było naprawdę dziwne.

~*~

       Młoda, ruda dziewczynka siedziała w pokoju wspólnym i czytała książkę. Miała piękne zielone oczy, a jej twarz zdobiło parę piegów. Dodawało jej to blasku i sprawiało, że wyglądała na jeszcze piękniejszą niż była naprawdę. Ta dziewczynka nazywała się Lily Evans.

- Lily! - Snape podbiegł do niej i przytulił ją do siebie. Bardzo się o nią bał.

- Co ty tu robisz, Severusie? - spytała, zamykając książkę.

- Jesteś cała, nic ci nie zrobili? - spojrzał na nią przerażony, nadal mocno tuląc do siebie.

- Ale kto i co miałby mi zrobić? Trochę pokłóciłam się z Potterem. Chciał bym poszła z nimi dziś do wrzeszczącej chaty - odpowiedziała uśmiechając się lekko. Po tych słowach Snape się zarumienił i odsunął od niej.

- Słyszałem ich rozmowę na korytarzu i no, no wiesz - powiedział cicho zawstydzony.

- Nie martw się, Severusie. Wszystko jest dobrze, jeśli coś by mi się działo, to wiesz, że pierwszy dowiedziałbyś się o tym - zaśmiała się i dała mu kuksańca w bok. - A teraz idź już. Jakim cudem tutaj się dostałeś?

- Dobra, uczynna wróżka mi pomogła - odparł i wstał. Pomachał jej jeszcze i pobiegł w stronę portretu. Planował wyjść już normalnie, tak, jak na ucznia przystało.

 ~*~

      Narcyza zapinając swoją szatę wpadła do skrzydła szpitalnego, a za nią Lucjusz wiążący sobie krawat. Od razu podbiegli do łóżka Victorii, gdzie zastali Clarrisę, Averego, Rookwooda, Alice i Rosiera, który był pogrążony w głębokim smutku.

- Co się stało? - Narcyza przysiadła przy kuzynie i mocno go do siebie przytuliła.

- Victoria została zaatakowana przez dwukomorowce pospolite, znane również jako araneae mortifero**. Jedynym sposobem na uratowanie jej życia jest jad wampira - powiedziała Alice i przygryzła nerwowo wargę.

- Więc znajdźmy ten cholerny jad - odrzekł Lucjusz, szukając go w wielkiej szafce. Narcyza spojrzała jedynie na niego z czułością.

- Lucjuszu, ona już dostała jad - szepnęła cicho, a on spojrzał na nią zdenerwowany.

- Jak to? Od kogo?! - zdziwił się i jego wzrok powędrował do Alice, która się od nich odsunęła. - Ty?

- Tak... Ja - powiedziała i wzięła głęboki oddech. - Jestem normalnym człowiekiem, oddycham, jem, pije, śpię. Odczuwam wszystko tak samo, jak wy. Tyle, że gdy byłam mała na blok w którym mieszkałam napadła banda wampirów, pod dowództwem Draculi. Mieli za zadanie wytępić wszystkich czarodziejów, którzy są czystokrwiści. My mieszkaliśmy na samej górze, dlatego też mój ojciec, by nas bronić naraził swoje życie i poszedł walczyć z wampirami. Niestety ledwo co odszedł, a już go dopadły. Podobno widok był drastyczny, rozerwali jego ciało na drobne kawałeczki - przetarła załzawione oczy i odeszła od nich, patrząc na wielkie okno. - Zostałam tylko z mamą i babcią. Bardzo się bałyśmy, te krzyki, wrzaski biednych ludzi, którzy byli mordowani. Te lamenty i prośby, płacz małych dzieci. Wszystko pamiętam do dziś, tak dokładnie, jakby wydarzyło się wczoraj, mimo iż minęło ponad dziesięć lat. Około północy wszystko się uspokoiło, zdawałoby się, że wampiry odeszły, ale one zastawiły na nas pułapkę. Moja mama postanowiła wyjść i zobaczyć czy ktoś jeszcze przeżył, chociaż było oczywiste, że nie. Gdy otworzyła drzwi, od razu się odsunęła i osłoniła mnie swoim ciałem. Stała twarzą w twarz z Draculą, który trzymał swoje berło i śmiał się, ukazując swoje kły. Myślałam, że chce zabić moją mamę, ale on przyszedł po mnie. Wiedział, że jestem inna, wyjątkowa, on już wtedy wiedział, ze jestem jedną z potomkiń Morgany Le Fay. Chciał mnie wziąć ze sobą, pokazać lepszy świat, chciał nauczyć mnie rządzić i kierować ludźmi. Mimo iż miałam siedem lat wiedziałam, że to złe. Moja mama błagała go, by mnie zostawił, ale on jej nie słuchał. Ja zaczęłam się wyrywać, kopać go i krzyczeć, ale niestety nic nie pomagało. On był zbyt silny. Pamiętam jedynie jeszcze krzyk mojej mamy i ogromny ból nadgarstka i pełno krwi. Po tym straciłam przytomność. Obudziłam się kilka dni potem w Świętym Mungu, a przy moim łóżku czuwała babcia. Jedynie ona mi została. Była czarownicą, szamanką i pół wampirem, którym i ja się stałam - dokończyła swoją opowieść i spojrzała na nich z bólem. Wszyscy byli zaszokowani jej historią. Wiedzieli, ze zbyt pochopnie ją ocenili, nie powinni.

- Przeżyłaś piekło - Augustus spojrzał na nią z czułością.

- Nigdy się zbytnio nad sobą nie użalałam i nie przywykłam do tego - spojrzała na każdego z nich z osobna. - I chciałabym by tak pozostało, dobrze? Nie chce tego rozpamiętywać i wzbudzać w was litość - dodała i podeszła do łóżka Victorii. - Teraz musimy zająć się nią i wyprowadzić ją ze śpiączki - powiedziała i przyłożyła jej zimny okład na czoło.

- A gdzie Poppy? - spytała po chwili Narcyza.

- Jest w swoim gabinecie. Przeżyła jakiś wstrząs - powiedział Rookwood.

- Zróbcie herbaty, bo czeka nas naprawdę pracowite popołudnie - zachichotała Alice. Na te słowa, wszyscy się rozdzielili.

* dwukomorowce pospolite - niebieskie, mikroskopijne pająki w kształcie serca, posiadające szesnaście par nóg i dwie pary czerwonych oczu. Zamieszkują lasy Azji. Ich jad jest tak silny, że potrafi zabić w ciągu pięciu minut. Jeden dwukomorowiec może przyczynić się do śmierci, aż dziesięciu osób. Wpełzają pod skórę ofiary i tam wchodzą bezkarnie do żył. Razem z krwią trafiają prosto do serca i rozsyłają tam swój jad. Serce staje się niebieskawe i obumiera. Powoli wszystkie narządy wewnętrzne wybuchają, sprawiając przy tym ofierze niewyobrażalny ból. Jedynym antidotum jest jad wampira.

** zabójcze pająki.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

I oto kolejny już rozdział. Już trzydziesty (XXX). O.o Wyszedł taki sobie. Mało rewelacji. Mimo wszystko oddaje go w Wasze łapki. Przepraszam za błędy. Całuski, Cyzia. ♥

6 komentarzy:

  1. No!
    Porządny rozdział!
    Z każdym rozdziałem jesteś coraz lepsza, Cyziaczku.
    W tym rozdziale aż żal mi było że ZAKLEPAŁAM Rookiego i żądam zabicia Alice! Clarissa jeszcze nie ma mojej szalonej opinii.
    Sev, nasz brudno-włosy (CZEKAĆ NA HEJTY) chłopiec zbytnio zabiegany jest, a Vic wciąż mi nie szkoda! No, jeszcze pozostaje Rosier. On był słodki :D
    Narcyza i Lucjusz powinni napisać książkę "50 twarzy Malfoy'ów", ale nie no fajny rozdział.
    Szczęścia,
    Lodówki,
    Weny,
    Ciasteczek,
    życzy Avada,,,
    Pf! To nie tu!
    No to życzy Lizzy/Łosia :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem nie gramatyczna i zapomniałam CHORYCH emotek ;-;

      Usuń
  2. Ostatnio znalazłam twojego bloga. Przeczytałam go jednym them ( jeśli tak można nazwać kilka dni przed komputerem). Gratuluje kolejnego wspaniałego rozdziału. Mam nadzieje że następny rozdział dodasz niedługo. <3
    Czekam z niecierpliwością. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsza jakby część rozdziału podobała mi się, ale dalej nie wiem, co oni robili w tej klasie, Misiu! O co chodzi? Robili tam jakieś eliksiry? Weź, mogłabyś to wyjaśnić, bo ludzie tego nie ogarną, no! xd
    Alice i Rockwood to lepsza para niż Narcyza i Roc... Rock... (tu rzygam) ten z dużym udem... no nieważne, no. Niech ją odzyska i wara on panny Black, która została rozdziewiczona przez największego seksiaka w szkole (nie, nie przeze mnie tym razem, tym z drugim miejscem po mnie, jakbyś nie wiedziała o kogo chodzi to mówię tu o Lucku).
    Wiesz, powiem ci, że fajna historyjka Alice o tej Draculi, ale za chuja nie wiem, co to za pająki i sobie odpuszczę, bo ich nie widziałam (bo one nie żyją w Polsce, kretynie Olu. -,-) i chyba nie chcę widzieć. Ale może są w zoo, co? To kiedy idziemy? :D
    No dobra, idę oglądać AHS, bo muszę się przygotować przed większym koszmarem... Tak, mam jutro sprawdzian z biologii. ;( Ale wkręciłaś mnie w ten serial, no powiem ci, no! No dobra, herbatkę trzeba sobie strzelić, więc idę. Pa, weny, pozdrowienia ode mnie i ogólnie masz tu serduszko: ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyyyyyyle miłości
    I nagle BACH! Jakieś dwukomorowce, sprawa z tym jadem...wooooo, mieszanka ekstremalna :D
    - Huncwoci - szepnęła Clarissa.
    - Idioci - dodał Snape zaciskając pięści.
    No jak pięknie do rymu! :D
    KOCHAM CIĘ, TYLE SEVERUSA MOJEGO PIĘKNEGO, KOCHAM CIĘĘĘ ;DDD
    CUDOWNY ROZDZIAŁ. Nie sprzeciwiaj mi się. On nie jest taki sobie. On jest bardzo Dobry.
    Severus mój <33 Tak bardzo się jaram :DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Dwuuuukomorowce pospolite!!!!!! Śliczna, piękna, cudowna, genialna, ...., ah *łapie dech* nazwa! <3 (Nie mogłam się powstrzymać :P) Co do samych zwierzaczków duuuże BUUUUU, biedna Victoria. Dlaczego to zawsze muszą być pająki, hę? Dlaczego nie jakieś inne paskództwo? Zresztą dobra, nie będę się czepiać. Tak tylko staram się dbać o psychikę Rona (którego tak w sumie nie lubię, ale co tam, znajcie moje dobre serce).
    Lucusz, Narcyza i sala od eliksirów <3 Uuuuuu Tak, tak popieram Esme :P
    No dobra, kończę!
    Buziaki :***
    Spes_

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za to, że znalazłeś/ znalazłaś czas, by skomentować ten rozdział. Wiele to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Jeszcze raz - Dziękuję, że jesteś! :*