sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział XXVIII "To nie twoja wina..."

      Witam w Nowym Roku. Jestem bardzo zawiedziona tym, że mam coraz mniej komentarzy. Pod ostatnim postem były tylko trzy, co mnie trochę zasmuciło, ale nie będę się poddawać. Mimo to dokończę opowiadanie nawet dla jednego czytelnika, bo jak wiadomo każdy jest ważny. ;) Nie przedłużając, łapcie rozdział. ;) Enjoy, Cyzia! ♥

~*~*~*~*~*~    

      Victoria usiadła na mostku nad jeziorem i zdjęła swoje buty. Zamoczyła stopy w wodzie i odetchnęła z ulgą. Słońce przyjemnie dziś prażyło, co od razu było widać po jej zarumienionych policzkach. I oczywiście, jak to było w zwyczaju została sama, bo przecież Narcyza każdą wolną chwilę spędza z Lucjuszem. Jedynym zbawieniem był dla niej Evan Rosier, który właśnie usiadł obok niej.

- Smutno ci? - spytał i chwycił jej dłoń. Zauważył na jej nadgarstku białe blizny. Przypomniał sobie tą sytuacje kiedy to wraz z Narcyzą i Lucjuszem znaleźli ją w łazience. Na samą myśl tego, że mógłby ją stracić, łzy napłynęły mu się do oczu.

- Nie, kiedy jesteś przy mnie już nie - chciała odsunąć rękę, ale on jej na to nie pozwolił. Jedynie kilka razy pocałował jej gładką, jak aksamit skórę, sycąc się jej cudownym zapachem.

- Dlaczego to wtedy zrobiłaś? - spojrzał na nią i pogłaskał po policzku.

- Bo byłam głupia, a za błędy się płaci - uśmiechnęła się lekko i westchnęła. - Ale życie toczy się dalej, dlatego też trzeba cieszyć się chwilą, a nie rozpamiętywać przeszłość.

      Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Nie chciał by się smuciła. Pragnął, by choć raz na jej twarzy pojawił się prawdziwy, szczery uśmiech, a nie sztuczny grymas, naszpikowany różnymi skrajnymi emocjami. Wstał i chwyciła ją na ręce. Zdążyła wydać z siebie tylko zduszony okrzyk i po chwili poczuła, jak woda muska jej ciało. Po chwili wynurzyła się ciężko oddychając i spojrzała na śmiejącego się Evana.

- Co cię tak śmieszy? - podpłynęła do niego i zanurzyła jego głowę pod wodę. Czuła dziką satysfakcję z tego co robi. On był taki słodki, jak się złościł i chciała by i teraz na jego twarz wypełzł choć na chwilę grymas gniewu. Po chwili on wyłonił się z wody i szybko złapał ją w pasie przyciągając do siebie. Uderzyła plecami o jego tors. Była od niego niższa praktycznie o głowę, dlatego też coraz trudniej było jej wyczuć grunt pod nogami. O nie! Odpływa z nią dalej od brzegu. Przecież ona się boi, boi się tej głębokości. Wtedy woda nie jest już przejrzysta, ale staje się ciemna, jak mrok. Nie widać wtedy dna. Im byli głębiej tym serce dudniło mocniej w jej piersi.

- Wiesz, że boję się głębokości, Evan! - uderzyła pięścią w jego ramie na co on odwrócił ją do siebie przodem.

- Wiem o tym skarbie... Wiem i chciałbym ci pokazać, że nie ma się czego bać. Pływasz doskonale, więc poradzisz sobie ze wszystkim. Tak samo, jak w życiu trzeba radzić sobie z przeciwnościami losu. Nam nie wolno się poddawać, my musimy walczyć! - wyszeptał jej do ucha. Po jego słowach uspokoiła się i jedynie pokiwała głową. Gdy byli już daleko od brzegu Evan ją puścił i powoli się od niej oddalał. - Zrelaksuj się ... - mruczał.

      Wzięła głębszy oddech i podpłynęła do niego. Na początku szło jej doskonale, ale kiedy zauważyła, że on znika pod wodą, zaczęła panikować. Została sama na środku jeziora. Zaczęła się topić i bezradnie rozglądać na boki w poszukiwaniu jakiegoś ratunku. Zaczęła krzyczeć, rozpaczliwie wołać Evana. Wiedziała, że się z nią bawi, że igra sobie z jej strachem. Po chwili poczuła na swoim brzuchu jego dłonie. Chciał, by się odwróciła, ale ona najwidoczniej nie miała zamiaru tego zrobić.

- Przepraszam - wyszeptał cicho i spojrzał w jej oczy. - Wiesz, że bym cię nie zostawił, tak? - w tym momencie splótł palce jej dłoni ze swoimi. Ich spojrzenia się spotkały, a już po chwili ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Ta chwila należała tylko do nich, do nikogo więcej...

~*~

      Alice wyglądała na bardzo spiętą i zdenerwowaną. Przechadzała się po boisku, gdzie zazwyczaj jej chłopak wraz z kolegami miał trening. Przysiadła na trawie, wzdychając ciężko. Poczuła łzy na policzkach. Augustus nie zapomniał jeszcze o Narcyzie. W ich rozmowach ciągle jest mowa o niej, jaka to ona wspaniała, piękna i inteligentna. Rookwood często również zaznacza, że tylko marnuje się przy Lucjuszu. Czy on nie widzi, że ją tym rani? Rani "swoją" Alice, która cierpliwie wszystko znosi, zgadza się z jego zdaniem, by nie wszczynać niepotrzebnych kłótni. Ale teraz nadszedł czas, by powiedzieć DOŚĆ! Szczerze porozmawiać i zerwać wszystkie więzy, jakie ich łączyły.

- Kochanie! - krzyknął Rookwood kiedy zauważył swoją dziewczynę siedzącą na środku boiska. Pocałował ją w policzek, zawsze ją tak witał.

- Augustus, wiedziałam, że cię tu znajdę - zawsze wypowiadała jego pełne imię. Nigdy go nie zdrabniała, bo nie uznawała tego za konieczne.

- Coś się stało? - usiadł obok niej i wygładził szatę. Ona położyła jedynie głowę na jego ramieniu i odetchnęła z lekkich uśmiechem.

- Wiesz, że chwaliłam się już rodzicom i koleżankom, że mam tak wspaniałego chłopaka? - spojrzała na niego.

- Tak? I jaka była ich reakcja? - czuł się zagubiony. Nie wiedział do czego ona zmierza, nigdy jeszcze nie mówiła do niego w taki sposób.

- Nie wierzą, że ty mnie naprawdę kochasz, ale ja wiem, że tak jest, prawda? - zaśmiała się przez łzy. Zamknęła oczy i znów ułożyła głowę na jego ramieniu.

- Oczywiście - odburknął zmieszany.

- Najlepsza była reakcja mojej babci. Powiedziała, że chciałaby spotkać osobiście chłopaka, który uleczył skołatane serce jej jedynej wnuczki - mówiła łamiącym się głosem. A nim targały wyrzuty sumienia. Wiedział do czego zmierzała i z każdym kolejnym słowem czuł się coraz gorzej. Zasłużył sobie jednak na to.

-Alice, wiesz, że jesteś dla mnie ważna... - zaczął, ale ona jedynie machnęła ręką, by przestał.

- Cały czas nasze rozmowy kręciły się wokół Narcyzy. Zawsze narzekałeś na Lucjusza i na to, że jest złym kandydatem na jej chłopaka. A ja byłam zawsze w cieniu i nie liczyłam się dla ciebie. - sięgnęła do kieszeni po chusteczkę, by wytrzeć swoje oczy. - Ani  razu nie pokazałeś mi, że ci na mnie zależy, nigdy nie wstawiłeś się za mną, gdy miałam problemy, olewałeś je... - pokręciła głową i spojrzała w niebo.

- Przepraszam... - teraz sobie uświadomił to, jaki był w stosunku do Alice. Mówiła prawdę, nigdy nie okazał jej pomocy, czy wsparcia, zawsze zasłaniał się nauką. Bardzo ją lubił, jednak ciągle jego myśli krążyły wokół Narcyzy. Nie mógł się ich wyzbyć, nie potrafił.

- Od dziś będziesz mógł spokojnie startować na kandydata dla Narcyzy - wstała i spojrzała na niego.

- Jak to? A... Alice nie mówisz poważnie - powiedział i chwycił jej dłoń. Najczulszy gest w tym miesiącu, przeszło jej przez myśl.

- Przykro mi. Naprawdę jesteś dla mnie bardzo ważny, ale mam dość udawania, że wszystko gra. Żyjmy każde swoim życiem. Ty, adoruj Narcyzę, a może kiedyś uda ci się jeszcze do niej wrócić, a ja ukończę w spokoju Hogwart. - uśmiechnęła się i odsunęła od niego.

- Ale ty jesteś dla mnie idealna, tylko ciebie kocham. Przysięgam - krzyknął za nią w nadziei, że jeszcze do niego podejdzie i wybaczy.

- Już ci nie wierzę! - pokręciła głową. Jej życie znowu nabrało sensu. A Rookwood? Niech naprawdę żyje swoim życiem.


~*~

      Narcyza stała przed lustrem i przymierzała różne suknie. Począwszy od białej, krótkiej z falbankami, kończąc na czarnej, długiej z odważnym dekoltem.

- A może fioletową, co? Albo hm... Tą zieloną, tą wiązaną z tyłu, co ty na to. A buty, jakie buty, dlaczego ty mi nie pomagasz, Lucjuszu - spojrzała na niego trzymając w rękach dwie pary butów i kilka sukienek.

- Kochanie, idziemy tylko do Hogsmeade, to nie koniec świata. To tylko zwykła zabawa. Nie musisz się stroić, wystarczy, że dla mnie wyglądasz szałowo w każdym wydaniu - chciał ją objąć, ale ona wyminęła go i podeszła do szafki.

- Nie mogę znaleźć nigdzie apaszki, tej wiesz, zielonej- uśmiechnęła się do niego słodko i po chwili usiadła na łóżku. Ściągnęła buty i zaczęła ubierać rajstopy, jednakże w ostatniej chwili Lucjusz ją powstrzymał. Ukląkł przy niej i chwycił jej stopę, odrzucił rajstopy na bok i zaczął całować jej stopę począwszy od kostki, przez łydkę, kolano i zatrzymał się na udzie.

- Uspokój się - powiedział i chwyciła ją za dłoń, ale ona zgrabnie się od niego odsunęła i zsunęła na nogi swoją kremową sukienkę, która była trafnym wyborem.

- Nie teraz skarbie - mruknęła cicho i wstała z łóżka. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej zielony płaszcz. - Duma Slytherinu.

- Dobrze, dobrze Cyziu, szykuj się, a ja poczekam w pokoju wspólnym - powiedział zrezygnowanym tonem i wyszedł zamykając drzwi. Narcyza nie mogła nacieszyć się długo spokojem, ponieważ do dormitorium wpadła Victoria.

- Cyźka, nie jesteś jeszcze gotowa? - spytała zdziwiona i usiadła na łóżku.

- Jeszcze chwila - Narcyza usiadła koło przyjaciółki i na nowo zaczęła ubierać rajstopy.

- Nie uwierzysz co się stało! - pisnęła zakrywając usta ręką.

- Zapewne zaraz mi powiesz, tak? - spojrzała na nią zakładając szpilki.

- Alice zerwała z Rookwoodem! - na te słowa Narcyza o mało co nie upadła na podłogę. Zatoczyła się i usiadła z powrotem na łóżku.

- Dlaczego?! - spytała zdziwiona. Wyrzuty sumienia wzięły górę.

- A jak myślisz? Ze względu na ciebie. Powiedziała mi, że dała mu wolną rękę, niech ciebie adoruje, ale ona nie chce cierpieć, dlatego też wolała zakończyć tę farsę - westchnęła teatralnie i wstała.

- Muszę z nią o tym porozmawiać, biedaczka cierpi... Przeze mnie... - mruknęła cicho i przeczesała włosy, po czym pociągnęła Victorię za rękę i wyszły z dormitorium.

- Nie twoja wina, ona nie ma ci tego za złe. Sama stwierdziła, że ją i Rookwooda nic nie łączyło. Czysty spontan - odrzekła Victoria i po chwili dotarły już do pokoju wspólnego. Narcyza podbiegła do Alice i przytuliła się mocno do niej.

- Przepraszam cię... Jestem idiotką - mruknęła nie puszczając Jefferson.

- To nie twoja wina. Wszystko gra, jest okej, Cyziu - spojrzała na nią z uśmiechem. - Wiem o tym, że Rookwood cię pocałował, sam się przyznał. Po prostu się nam nie ułożyło, zdarza się. - dodała cicho.

      Narcyza tylko pokiwała głową i wraz z Alice podeszły do reszty towarzystwa. Po chwili wszyscy udali się do wyjścia, jednakże ktoś zatrzymał Lucjusza Malfoya za ramię. Odwrócił się i ujrzał Rookwooda.

- Słuchaj... - zaczął Augustus i wziął głębszy oddech. - Chciałbym cię bardzo przeprosić za wszystko co zrobiłem. Za to, że pocałowałem Narcyzę, za to, że wszedłem wam w życie, wiele przeze mnie wycierpieliście. - mówił, odszukując wzrokiem Alice, która właśnie znikała na schodach. - Byłem wielkim idiotą, bo nie zauważałem, że przy sobie naprawdę bardzo kochanej i wspaniałej osoby...

- Mówisz o Alice? - Lucjusz wszedł mu w słowo, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- Tak. Dzisiejsza rozmowa z nią uświadomiła mi, że tak naprawdę nie kocham Narcyzy, tylko kocham ją. Jest już niestety za późno, bo ona mi nie wybaczy - Malfoy na te słowa poklepał Rookwooda po ramieniu.

- Do końca roku zostało jeszcze trochę czasu, więc masz szanse ją odzyskać. Wiadomo, że nie od razu wpadnie ci w ramiona, ale myślę, że stopniowo zmięknie jej serce. Zacznij już od dziś - powiedział pewnym tonem i ruszył do wyjścia. - Chodź już, nie będą na nas czekać całe wieki. Jutro turniej i muszę się przygotować, więc chodź. - krzyknął i już po chwili obydwaj dołączyli do reszty. Augustus, trzymał się bardzo blisko Alice, teraz uświadomił sobie, jaka jest dla niego ważna. Zamierzał zawalczyć.

11 komentarzy:

  1. Jejku... to ja nie skomentowałam ostatniego rozdziału? :C
    Kurcze... Strasznie Cię przepraszam Cyziu, zabiegana jakaś taka jestem i zapomniałam. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam...
    Rozdział jak zwykle super ^^
    Pisz dalej, bo ja czytam i czytam, tylko jestem na tyle głupia, że zapominam komentować xD
    Zresztą u mnie też jak na razie spadek komentarzy, to pewnie przez moją dłuuuuugo nieobecność ;/
    Całuję i zapraszam do mnie na nn! ;*
    Stacy ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff... jestem *.* Przeprasza, że dopiero teraz wchodzę, ale ciężko jest złapać oddech wciąż biegając po Uzdrowicielach :__: Mówiłam, że kocham Twój blog? Że kocham to jak piszesz i cudownie tworzysz tą historię? ♥ Omonmonon :33 Historia McGonagall troszkę mnie poruszyła... ale zastanawiałam się po jakie licho ona zaciągnęła ją do swojego gabinetu? Mogła zrobić to po lekcji zatrzymując ją... O.o Dobra, Jazz nie myśl już tak nad tym :D O kurczaczki... i co teraz? *o* Wybaczy mu? Zdobędzie jej serce do końca roku? Będzie całus? A balanga? xd Tyle pytaaań... mamooo *.* Czekam na NN, Miśka! ^^
    Kocham, ściskam, całuję! ;**

    Dżżżaz ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. No i jest nowy rozdział <3 Jak zwykle cudowny ;) Narcyza, Cyzia, Cyźka, Cyziunia. Taka buntowniczka przed Luckiem xd Aj, co to będzie z Rookym ? Nigdy go nie lubiłam, ale biedna Alice i głupi Augustus :C No nic czekam na następną notkę ;)
    Pozdrawiam cieplutko,
    Cysia :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że opisałaś też inne pary/osoby, a nie tylko Lucka i Cyzię, jednak też dałaś wątek z nimi, co dodało magii temu rozdziałowi! To oni jednak są głównymi bohaterami i nie powinno się o nich zapominać! :D
    Nie wiem szczerze, co napisać, oprócz tego, że Rockwood zachował się jak dupek i Alice dobrze zrobiła, lecz kibicuję im, żeby Udo nie zaczęło na nowo zarywać do Cyzi, co nie? xd
    I ten moment, gdy Lucek zaczął całować Narcyzię po nóżce, och! *.* Się rozpływam, no i jak ona go wymijała. ♥ - masz serducho od Oluchy. Ciesz się. xd
    No to ten, czekam, Michalino, na następny rozdział i widzimy się w ferie. ;>

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny i albo ja się dzisiaj wszystkim wzruszam albo Tobie tak wyszły te dwa rozdziały, ale wzruszyłam się <3
    Scena z Victorią i Evanem była taka słodka :** Szkoda mi Alice, Rockwood to kretyn, jak większośc facetów z resztą, ale żeby aż tak... Ech...
    Lucek i nie zrozumienie kobiecych problemów z ciuchami <3 I ta noga :*
    Ja to Cię jednak zaspamuje dzisiaj tymi serduchami xd
    Całusy, Spes_ ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ps. Ja dzisiaj wszystkiego zapominam. Spóźnione: Wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń w Nowym Roku!!

    OdpowiedzUsuń
  7. jejejjeje ty wiesz, że to cudowne, ale musiałam napisać zwłaszcza, że ostatnio zaniedbałam moje rozmowy :< Ale wiesz, że to przez te zapierdziele wszystkie ;_;
    No ale rozdział piękny <3 Tyle się dzieje, że żeby napisać ten komentarz musiałam jeszcze raz przeczytać (bo czytałam dużo wcześniej) :D
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć Cyzia.
    Wybacz mi, że nie było mnie u Ciebie, ale myślę, że zrozumiesz powód mojej nieobecności. No wiesz, szkoła i tak dalej...
    Nadrobiłam. I...
    ROOKWOOD :D AAAA KOCHAM, KIEDY AUTORKI GO WPLATAJĄ :D
    Mam nadzieję, że zejdą się z Alice. Okej, zachował się jak moron, ale widać, że mu zależy.
    Weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cuudo <3
    Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasem nie komentuje, ale wiedz, że CZYTAM.
    Rozdział cudny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czasem nie komentuję, ale wiedz, że CZYTAM.
    Rozdział cudny.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za to, że znalazłeś/ znalazłaś czas, by skomentować ten rozdział. Wiele to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Jeszcze raz - Dziękuję, że jesteś! :*