niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział XXVI "Zarozumiały Hiszpan, Uroczy Pajac czy Obrońca Kurczaków?"

       Oddaje w Wasze łapki dwudziesty szósty rozdział. Wyszedł mi dość ciekawie, moim zdaniem oczywiście. ;)  Nie przedłużając, miłego czytania. ;D
No tak, prawie bym zapomniała... Pojawi się tu mała scena erotyczna, oczywiście jest ona, jak mniemam "delikatna" i przyjemna w odbiorze, ale i tak czytasz na własną odpowiedzialność. ;)
Enjoy, Cyzia. ♫




      Wszyscy uczniowie punktualnie o godzinie ósmej rano zebrali się w Wielkiej Sali. Była to dość wczesna dla nich pora, albowiem przeważnie jadali śniadanie około godziny dziesiątej. Panował tu niezwykły gwar i hałas, a podniecone szepty i śmiechy uczniów sprawiały, że atmosfera stała się dziwnie napięta. Zresztą nie trudno było zauważyć, że Wielka Sala wygląda dziś bardzo odświętnie. Sklepienie nie było błękitne, lecz różowe i mieniło się białymi gwiazdkami. Wszystkie obrusy były koloru łososiowego, nawet zastawa była w purpurowym kolorze. To zwiastowało kłopoty, duże kłopoty, szczególnie dla uczniów.

      Narcyza wraz z Victorią w ostatniej chwili wbiegły do Sali i zajęły pośpiesznie wolne miejsca przy stole Ślizgonów. Przy okazji przywitały się z Alice. Dziewczyny wszystko sobie dokładnie wyjaśniły i doszły do porozumienia w sprawie Augustusa Rookwooda. Po tym do stołu podeszli w tym samym czasie Lucjusz Malfoy i Severus Snape. Wymienili się spojrzeniami i ruszyli pędem w stronę Narcyzy, koło której było wolne miejsce. Sytuacja musiała wyglądać bardzo komicznie. W końcu ten "wyścig z czasem" wygrał Snape, a Malfoy musiał zająć miejsce na przeciw nich. Był bardzo zły na swojego czarnowłosego "przyjaciela".

- Słyszeliście o tym, że prawdopodobnie mamy mieć nowego nauczyciela obrony przed czarną magią? - zagadnęła po chwili Alice.

- Albo raczej nową nauczycielkę - wtrącił się Rosier, który przeżuwał ostatni kawałek swojego tosta.

- Ja uważam, że będzie to wysoki, przystojny brunet o szmaragdowych oczach... - zaczęła Victoria, na co połowa stołu Ślizgonów wybuchnęła gromkim śmiechem.

- Tak, tak w marzeniach, Victorio. Zapewne dadzą nam jakiegoś faceta, który będzie przechodził kryzys wieku średniego. Będzie samotnym kawalerem i będzie użalał się nad sobą na każdej lekcji! Zobaczysz, to będzie drugi Binns, tylko w wersji żywej - odrzekł Lucjusz, dławiąc się ze śmiechu.

- Binns przynajmniej wie, jak zachować się w każdej sytuacji... Spójrzcie na niego, przecież cały czas jest spokojny i opanowany - powiedziała Alice, marszcząc brwi.

- A co, ma się cieszyć z tego, że jest duchem i nie może tknąć wszystkiego co ludzkie? Tak, zdecydowanie skakałbym z radości na jego miejscu - do konwersacji dołączył Maximilian Avery. W między czasie Lucjusz podsunął Narcyzie karteczkę pod talerz. Ona szybko ją chwyciła i ukradkiem przeczytała: "Zapraszam Cię na spacer. Zaraz po śniadaniu". Oblała się rumieńcem i spojrzała na niego. Kiwnęła głową i uśmiechnęła się, po czym wróciła do rozmowy.

- Przestańmy się już kłócić, to do niczego nie prowadzi - westchnęła cicho i pokręciła z irytacji głową.

      Po krótkiej chwili na podest wstąpił dyrektor szkoły Albus Dumbledore i odchrząknął. W sali zapanowała cisza.

- Witajcie moi drodzy! Jak już wiecie, albo przynajmniej się domyślacie, do naszej szkoły zawitało paru nowych uczniów, którzy wczoraj zostali przydzieleni przez tiarę przydziału do odpowiednich domów! - tu przez salę przebiegło echo zdziwienia. - Największym zaskoczeniem dla was będzie chyba to, że nasza ukochana pani Goldenmayer udała się na zasłużony odpoczynek... Wraz ze swoim mężem wyjechała do Afryki, by tam spokojnie dożyć swoich ostatnich dni starości... - przerwał na chwilę, by zaczerpnąć powietrza. Część uczniów omal się nie rozpłakała. - Znalazłem idealną kandydatkę na jej miejsce. Bardzo dobre wykształcenie, jest to miła, ciepła kobieta. Cóż, nie będę przedłużał, powitajmy Dolores Jane Umbridge! - krzyknął, a w Wielkiej Sali zapanowała cisza. Ludzie nie mogli wyjść ze zdumienia! Ona?!

- Nie chce wam nic mówić, ale mamy nieciekawą sytuację... - zaczął Avery...

- Co ty nie powiesz... - Lucjusz udał zaskoczonego, ale zaraz ukrył twarz w dłoniach.

- To jak, przyjacielu... Idziemy wypić za błędy? - spytał Rosier i lekko nim potrząsnął. Lucjusz spojrzał na niego, dobity.

- No to się najebiemy...  - odrzekł nie panując nad słownictwem i już szykowali się do opuszczenia swojego miejsca, kiedy poczuli na sobie czyjś wzrok. Poczuli dreszcze i zostali jednak na swoim miejscu. Dokładnie teraz na nich spoglądała dość niska kobieta o brązowych, kręconych włosach. Była dobrze po trzydziestce, ubrana w puchowe, różowe futro i spódnicę tego samego koloru. Na piersi miała broszkę w kształcie białego kota. Pokręciła głową, a jej oczy strzelały niezwykłym blaskiem. Takim dzikim i wrednym, nieopisanym.

- Dziękuję panu dyrektorowi za tak miłe powitanie i wam, drodzy uczniowie, za należyty szacunek okazany mojej osobie - po tych słowach Rosier i Malfoy zarumienili się jak dojrzałe jabłka. - Naprawdę mam niewiele do powiedzenia. Zastrzegam sobie punktualność i wysoką dyscyplinę, nie toleruję bezczelnego spóźniania się na lekcje, nieodrabiania prac domowych oraz kpienia z mojej osoby. Jestem bardzo wyrozumiała, jednakże uprzedzam, że mogę być nieobliczana w skutkach, kiedy ktoś będzie mi się sprzeciwiał. Na moich zajęciach ma panować bezwzględna cisza i spokój, jakikolwiek śmiech, szept, bądź szum, automatycznie oznacza egzamin poprawkowy, dlatego też radzę uważać - dokończyła i z dziką satysfakcją spojrzała na przestraszonych uczniów. Nawet nauczyciele lekko się jej przerazili. Po chwili Dumbledore zaklaskał i uczniowie pospiesznie opuścili Wielką Salę.

      Lucjusz Malfoy wyglądał naprawdę dziwnie. Stał na środku korytarza, zamyślony i jakby ... zagubiony? Nie zauważał nikogo wokół. Spławił jakoś swoich kolegów, bo musiał ochłonąć. Z trudem wytrzymał ten silny ból na lewym przedramieniu przez całe śniadanie. Teraz niestety nie mógł już dłużej udawać. Ból kumulował się w nim z każdą sekundą, napierał na jego klatkę piersiową, paraliżował wszystkie nerwy. Ucisk był tak silny, że Lucjusz musiał podeprzeć się ściany, by nie upaść. Nie chciał robić zamieszania wokół swojej osoby, nie dziś. Wiadomo, że znany był z licznych skandali na skalę szkolną. Zdarzyło się raz czy dwa, że trafił na pierwszą stronę Proroka Codziennego z powodu swoich nienaturalnych wybryków, typu latania na miotle nad pałacem Królowej Elżbiety II w Londynie.

- Wszystko dobrze? - usłyszał jakiś cichutki, przestraszony głos. Dziwnym trafem zorientował się, że siedzi na podłodze, a raczej desperacko na niej leży. Spojrzał w górę i ujrzał blondynkę. Na początku jej nie poznał, albowiem promienie słoneczne wdzierały się przez okiennice.

- Widzę anioła? - spojrzał na dziewczynę stojącą przed nim. Zmrużył oczy i dostrzegł Narcyzę. Ona ukucnęła przy nim i chwyciła jego twarz w swoje dłonie.

- Co się dzieje? - spytała i pogłaskała go po policzku. Przybliżyła się do niego, by widzieć dokładniej jego oczy.

- Przepraszam - wyszeptał ze skruchą i przytulił ją mocno do siebie. - Naprawdę chciałem dziś z tobą iść na ten spacer, ale on... - zacisnął mocno dłoń na swoim lewym przedramieniu. Narcyza zaraz zrozumiała o co chodzi. Nie przeczyła, że była zawiedziona i łzy również pojawiły się w jej oczach.

- No już, nic się nie stało. Wstawaj - chwyciła go mocno pod ramię i pomogła mu wstać. Korytarz już prawie opustoszał, dlatego też mogli w spokoju usiąść na ławce i porozmawiać.

- Jesteś zła? - spytał, ale ona milczała i jedynie pokręciła głową. Była raczej smutna. Wymijająco mruknęła, by się nią nie przejmował, tylko szedł na to spotkanie, ale on nie chciał iść. - Powiedz mi, czy jesteś zła? - chwyciła ją za podbródek i zmusił do spojrzenia mu w oczy. - Jesteś... - wyszeptał, jakby nagle wszystko stało się takie oczywiste.

- Jak mogłabym się na ciebie gniewać? - uśmiechnęła się pobłażliwie i pogoniła wzrokiem przypadkowych gapiów, by potem go pocałować. Chciała dać mu tym do zrozumienia, że o nic go nie obwinia. - On się wścieknie jeśli zaraz tam nie pójdziesz, kochany - wyszeptała cicho i mocno go przytuliła do siebie. Za każdym razem, gdy znikał, bała się, że może go więcej nie zobaczyć, że to będzie koniec.

- Wrócę szybko. Daj mi dwie godzinki - ucałował jej kruche dłonie. - Obiecuje, przysięgam, że zjawię się na kolacji! - krzyknął. - Ja ci to wynagrodzę! - zniknął w drzwiach.

      Narcyza nie mogła zebrać myśli. Była wściekła na tego Czarnego Pana. Zawsze w tak ważnym momencie psuł wszystko, dosłownie wszystko potrafił zniszczyć. Jej marzenia, jej plany! Wszystko! Z rozmyślań wyrwało ją pogwizdywanie. Spojrzała w głąb korytarza. Ten znajomy głos, słyszała go kiedyś! No tak, przecież był to chłopak, który grał dla niej przed szkołą na gitarze. To przez niego stała się obiektem plotek ze strony zazdrosnych Gryfonek. Dumnie szedł w jej stronę. Miał dziś pomarańczowe włosy i brązowe oczy. Oczywiście ubrany był w poszarpane, starte, czarne dżinsy i luźną koszulkę z napisem "Heart of Stone".

- Don't keep on looking that same old way... If you try acting sad, you'll only make me glad.

      No nie! Tego było już dla niej za wiele! Jak on mógł, jak on mógł sobie z niej tak szydzić?! Fakt, była smutna i dobita, bo chłopak, którego kocha, poszedł na kolejne spotkanie do tego głupiego Voldemorta i nie wiadomo czy wróci cały i zdrowy, a nie w kawałkach.

- O co ci chodzi co? - nie wytrzymała i z impetem wstała z ławki. Na jej twarzy malowała się wściekłość. On jedynie skrzyżował ręce i spojrzał na nią, unosząc brwi.

- Mi? - spytał kpiącym tonem i przeczesał swoje nienagannie bujne włosy palcami.

- A widzisz to jakiegoś innego półgłówka? - spytała i podeszła do niego.

- Never break, never break this heart of stone - zanucił i zaśmiał się głośno.

- Przestań to śpiewać! - wyciągnęła zza pazuchy różdżkę i wymierzyła w niego. - Bo będę nieprzyjemna w skutkach - warknęła cicho.

- Yo soy José Miguel del Rio - teatralnie się ukłonił. - I, o ile mi wiadomo, będę z tobą chodził do klasy, panno Narcisso - dodał i szybkim ruchem pozbawił ją różdżki. Schował ją do kieszeni.

- Skąd znasz moje imię?! - warknęła nader oburzona i rzuciła się na niego. Chciała, by oddał jej różdżkę.

- Och daj spokój, każdy cię tu zna - mruknął i szybkim ruchem pchnął ją na ławkę. Przycisnął ją swoim ciałem i przyblokował jej ręce. - Panno Black, śmiem stwierdzić, że została pani pokonana przez zwykłego, nic nie znaczącego dla społeczeństwa czystokrwistego Ślizgona. I jak się pani z tym czuje? - spytał patrząc jej w oczy.

- Zamknij się i mnie puść. Ja mam chłopaka!

- A ja mam gitarę! I kto wygrał? - przywarł wargami do jej ucha i wyszeptał: - This heart of stone - nim się zorientował, to teraz  on leżał, ale na podłodze, a nad nim stała Narcyza. Uśmiechała się cynicznie i trzymała w ręce swoją różdżkę.

- Pieprzony Hiszpan! - warknęła i zmierzyła go wzrokiem, po czym ruszyła w stronę lochów.

- I tak będziesz moja, Narcisso - zawołał za nią, dusząc się ze śmiechu. Co jak co, ale trzeba było przyznać, że jego "s" było bardzo dźwięczne i cudowne dla uszu.


~*~


      Cały obiad i kolację Narcyza milczała. Nie mogła nic przełknąć, bo cały czas myślała o Lucjuszu. Nigdy jeszcze nie znikał na tak długo. Nigdy! Miała wszystkiego dość. Dosłownie nie docierało do niej nic. Ani to, że Alice przechodzi kryzys w związku z Augustuem Rookwoodem, czy też to, że Maximillian Avery przyznał się, że chodzi z czystokrwistą Gryfonką. Marzyła, by to wszystko się skończyło, a Lucjusz wrócił.

      Przemierzała samotnie korytarz rozmyślając. W pewnym momencie usłyszała, jak ktoś woła jej imię. Odwróciła się w nadziei, że to Lucjusz, ale jednak zbyt wiele sobie wyobrażała. To był Augustus Rookwood we własnej osobie. Zdziwiła się, co on może od niej chcieć.

- Nie potrafię bez ciebie żyć, Cyziu! - krzyknął, a ona stanęła jak wryta. Przecież sam z nią zerwał i to tak perfidnie, przez zwykły list.

- Ty masz Alice! A z racji tego, że to moja przyjaciółka to do niczego między nie dojdzie! - powiedziała stanowczo i odwróciła się na pięcie. Z powrotem pomaszerowała, tym razem szybciej korytarzem. Po chwili poczuła ucisk na nadgarstku i nim się zorientowała została pchnięta na ścianę. Była w totalnym szoku! Właśnie Augustus Rookwood ją pocałował. Próbowała się od niego odsunąć, aż w końcu jej się to udało. Wytarła usta i wymierzyła mu policzek. - Od dziś, jesteśmy dla siebie tylko znajomymi! - warknęła i ze łzami w oczach pobiegła w stronę lochów.

      Gdy przeszła przez portret odetchnęła z ulgą. Cała była zdenerwowana i roztrzęsiona. Właśnie całowała się z chłopakiem swojej przyjaciółki. Właśnie w pewnym sensie "zdradziła" Lucjusza. Czegóż chcieć więcej?! Musiała to jakoś odreagować, zagłuszyć wyrzuty sumienia. Jednakże nie dane jej było nic uczynić, ponieważ drogę zastąpił jej ten głupi Hiszpan. Kiedy próbowała go wyminąć, chwycił ja za ramiona i zmusił, by spojrzała mu w oczy. Nie przeczyła, że poczuła motylki w brzuchu i to ciepło. Ciepło, którego nigdy nie czuła. Nie czuła go przy Lucjuszu, nigdy. Pierwsze zetknięcie ich ciał było, jak porażenie prądem. Jego dłonie zaciskające się na jej ramionach, jego, teraz czerwone, oczy kipiące pożądaniem. Oj, czuła się nie w porządku, a kiedy przybliżył się do niej tak, że ich nosy się stykały, a ich usta były bardzo blisko siebie, poczuła, że straci grunt pod nogami.

- Proszę cię, nie rób tego... - wyszeptała po chwili drżącym tonem i odwróciła wzrok w drugą stronę.

- Czego mam nie robić? - jego głos był niezwykle łagodny i spokojny. - Nie zrobię nic bez twojej zgody, Narcisso - wyszeptał jej do ucha. Dosłownie przez jej ciało przebiegły dreszcze. Ten jego akcent, piękny akcent.

- Nie całuj mnie - pokręciła głową i odsunęła się od niego. - To nie w porządku, ja nie chcę - wyszeptała, a łzy spłynęły po jej policzkach.

- Nie płacz. Wiem o tym, że masz chłopaka, wiem, że ci na nim zależy i wiem, że go kochasz. Obiecuje, że nic ci nie zrobię.

- Ale ja cię nawet nie znam. Wiem tylko, że masz na imię José i uwielbiasz mi dokuczać - mruknęła.

- Poznajmy się lepiej! Narcisso - powiedział i spojrzał na jej twarz.

- Jestem Cyzia - powiedziała jedynie i przytłoczona nadmiarem emocji pobiegła w stronę schodów, prowadzących do dormitorium chłopców.

      Szybko odszukała drzwi Lucjusza i weszła tam. Zobaczyła go. Leżał na łóżku i czytał książkę. Szybko ściągnęła swoją szatę i buty. Zajęła się zdejmowaniem swojej bluzki. Nie wiedziała co w tej chwili robi, ale wiedziała jedno - musi się zrelaksować. Lucjusz jej w tym pomoże. On zdziwiony spojrzał na nią i nim się zorientował jego książka została wytrącona mu z rąk. Narcyza usiadła na niego kolanach okrakiem i zaczęła go całować. Na początku był bardzo zdezorientowany, ale potem mu się to podobało. Szybko zaczął całować jej szyję, pozbywając się jej bluzki. Po chwili i jej spódniczka wylądowała na podłodze. Została w samej bieliźnie. Nie stawiała oporu, pozwalała Lucjuszowi na wszystko. Po chwili została bez niczego. Zacisnęła mocno dłonie na jego ramionach i jęknęła wprost do jego ucha. Całował ją coraz to namiętniej po dekolcie i szyi. Wszystko działo się tak szybko. Powalił ją na poduszki, mocno przyciskając swoim ciałem. Wsunął nogę między jej uda, a biodrem potarł jej brzuch. Jego zachłanna dłoń przesunęła się wzdłuż jej ciała, aż dotarła do jej piersi. Westchnęła głośno i odchyliła lekko głowę do tyłu.

- Kochanie... - wychrypiał Lucjusz. - Jeszcze masz szanse powiedzieć "stop"...

      Ona, zamiast odpowiedzieć, przeciągnęła dłońmi po jego plecach, przez co na moment zesztywniał. Jej rączki błądziły teraz po jego torsie, gdzie nie gdzie wbijając swoje pazurki. Wtedy syczał z podniecenia. Zmyliła go taka zmiana taktyki, więc stracił równowagę, a ona szybko zamieniła się z nim miejscami. Jej usta dopadły jego ust i kazały odwzajemniać każdy pocałunek. Miał na sobie dziś tylko spodnie, co było bardzo dobrym dla niej rozwiązaniem. To wszystko było takie cudowne. Przesunęła dłonią w górę dżinsowej nogawki i usłyszała cichy jęk Lucjusza. To też było cudowne!

- Cyziu...

- Zamknij się, wiem co robię! - nigdy jeszcze tak do niego nie powiedziała, nie okazała takiej śmiałości. Spodobało mu się to.

      Uniosła się i usiadła na jego biodrach, dotykając piersiami jego piersi. Wiedziała, że go tym prowokuje, ale teraz na tym jej najbardziej zależało. Jego usta znów zaczęły obsypywać jej szyję pocałunkami i po chwili górował nad nią. Ta szybka zmiana miejsc nie spodobała się Narcyzie, ale była zbyt podniecona, by się gniewać. Odpłynęła do krainy rozkoszy, aż do czasu kiedy z jej gardła wydobył się krzyk, który został pochłonięty przez jego usta. Nim wdarł się w nią, zdążyła opleść jego biodra swoimi nogami. Chciała więcej, mocniej i bardziej. Chciała się czuć potrzebna i kochana i taka właśnie była. Przez resztę tej nocy doznała wiele. Poznała głębiej tę piękną sztukę miłości.

9 komentarzy:

  1. Tak. *oddech, oddech, no, może jeszcze z pięć.*
    Okej. Jestem gotowa aby coś napisać :D
    Na początku bardzo Cię przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniej notki ;c Zaległości nadrobione, zgłaszam swą skruchę :D
    Hiszpan...Jose się znalazł kurcze. -.- Wyjdź mi z nim, dobrze? :D
    Wiesz, jak powiedział o tej gitarze, to wyobraziłam go sobie jako Francuza z żabolandii grającego na gitarze na gondoli ;_____; Wiesz, tym takim charakterystycznym wdzianku... Moja wyobraźnia czasem mnie przeraża :D
    No i scena +18, jakże subtelna, delikatna, taka w sam raz! ;3
    A Cyzia jaka.. władcza XDD
    W każdym razie, to był bardzo fajny rozdział i czekam na ciąg dalszy ;3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejejejjejjejejejejeje <3
    Popieram panią wyżej! Jose może sobie iść xD
    Roździał światny, zresztą jak zawsze ;)
    Na końcu rozdziału odetchnęłam z ulgą, bo myślałam, że Lucjusz jakiś taki pokrwawiony wróci i Cyzia go takiego znajdzie i nio taki smuteczek :<
    Na szczęście moje smutaśne myśli ostatnia scena odpędziła na dobre <3
    Nie wiedziałam, że Dolores jest taka stara xD
    Buziaki! ;*

    PS Rozdział na Powiedz "Lumos" Narcyza Black ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu Lucjusz po powrocie z misji, od razu nie poszedł do swojej dziewczyny, tak jak jej obiecał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wyjaśni się w następnym rozdziale. ;)

      Usuń
  4. Aaaaa! Zabij mnie śmiercią bolesną, bo przeczytałam, a nie skomentowałam, bez czego niestety nie mogę się obejść, bo czuję się winna, a fejmys Ola musi skomentować fejmys rozdział Misi i już, o! Niestety muszę powiedzieć, że pewnie mój komentarz nie będzie za długi i będzie się składał z pojedynczych słów, ale zrozumiesz mnie - tak myślę. Zaczynajmy więc.
    Czekaj, najpierw skończę fałszować ,,Read all about it!" <3 Rozumiesz mnie pewnie. :D
    Umbridge - uwielbiam ją! Jest zawsze uśmiechnięta, każdemu niosła by pomoc, a na lekcjach żartuje z każdym, pozwala czasami nawet coś przekąsić, a pod koniec lekcji, tak pięć minut, mówi, że możemy porozmawiać szeptem! Nigdy nie daje kar, stara się, aby lekcje były ciekawa, dlatego też często przyprowadza różne rekwizyty, jak i zwierzątka, które są takie słodkie! Niesamowicie miła kobieta, nieprawdaż? :)
    Dużo chłopaków do pobicia. No ale mus to mus... To najpierw ten zmiennoczny idzie na ruszt, potem Udo... Nie chcę mi się, ale muszę. Miśka, ty frajerze, muszę teraz wstać! ;(
    I moja ulubiona, piękna scena, aż tak, że jak zaczynałam teraz pisać od "I moja ulubiona (...)", to klasnęłam w dłonie z zachwyty! :D Wysłałaś mi częśc tego, ale bardziej delikatną. Zgarszasz mnie, Miśka. Ja wszystko powiem... księdzu? O.o Nieważne - tutaj tego słowa mogę użyć, nie uważasz? xd
    No więc tak, kotku, rozdział piękny, cudowny, płaczę, ryczę i chcę więcej, więc pisz, pisz, a ja czekam, przeczytam, pocieszę japę i będę chciała więcej. :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Pochłonęłam wszystko na raz... ;.; Jeszcze chcę! Miśka... pisz dalej ♥ Ten rozdział... różnił się od pozostałych... nie chodzi mi o wątek ale o hm... styl napisania? :o Chyba dobrze to ujęłam... może mi się tylko tak wydaje, ale ten rozdział jest inny niż wszystkie, jest w nim coś, nie wiadomo co... ale robi z niego cudo *.* I nie wykłócaj mi się nawet, bo Jazz wie lepiej :D + też Cię kocham xd Też jestem zdziwiona czemu Lucjusz od razu nie przyszedł do niej O.o Hm... z tego co wywnioskowałam nie było chyba tak źle na herbatce u Czarnego Pana *.* Cyzia to ma branie...! :D
    "- Zamknij się i mnie puść. Ja mam chłopaka!
    - A ja mam gitarę! I kto wygrał?" <-- zabiłaś mnie tym... :D
    Scenka +18 delikatna z nutką romantyzmu, co wyszło Ci świetnie :33 Bardzo rozdział mi się podobał i czekam na NN! ;**

    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrobiłam. Sorry jak nie skomentuje wszystkich. Wiesz jak mam ;3
    Jestem znowu. Bardzo ciekawy rozdział. Jazz ma racje z tym fragmentem o gitarze i chlopaku.
    Hahahaha scena +18 mmm... pieknie haha choc moglas to bardziej opisac ;( no wiec Misma pisz dalej rozwijaj sie. Szczesciara ze tak masz xd talent i czas. Ech... tez tak chce!! Podziel sie ;* czekam na nastepna notke i zapraszam do mnie. ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam całe opowiadanie w ciągu jednego dnia z przerwami.
    Niesamowicie podoba mi się Twoja kreacja postaci.
    Jest bardzo moim zdaniem prawdopodobna i szczerze - tego mi było potrzeba, umiejętnie wprowadzenia kanonicznych charakterów, a nie jak to zwykle mamy do czynienia na polskich blogach ...
    Zresztą sama narzekam bo w ogóle nic polskiego nowego od kilku lat nie mogę znaleźć z tą parą *głębokie westchnięcie*
    W każdym razie, czekam na nowości z niecierpliwością.
    Ja i moje dwie znajome, którym poleciłam i tak jak ja to 'zeżarły' z zapartym tchem :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za to, że znalazłeś/ znalazłaś czas, by skomentować ten rozdział. Wiele to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Jeszcze raz - Dziękuję, że jesteś! :*