sobota, 16 listopada 2013

Rozdział XXIV "Jestem w ciąży!!"

       Stało się to, co było nieuniknione... Jednakże wiem, że nie oczekiwaliście takiego minimalizmu co do pewnej sceny. ;_; Spokojnie, następnym razem się postaram i wytężę swój umysł. ;D Rozdział dedykuję Lusi i Olusi.
Tak więc... Zapraszam do czytania. :3
Enjoy. ♫


- Wreszcie was mamy - wydyszała pani Malfoy, podchodząc do Narcyzy, Lucjusza i Druelli. - Myślałam, że tu nigdy nie wyjdę... - dodała cicho, a Lucjusz mimowolnie uśmiechnął się cynicznie.

- Mamo, ale przeszłaś zaledwie kilka schodów. To raczej nie jest bardzo męczące... - mruknął cicho, ale zaraz został uciszony przez Narcyzę, która posłała mu kuksańca w bok.

- Zamknij się! Nie dość, że znajdujemy się w niezręcznej sytuacji i fatalnym położeniu, to tobie jeszcze żarty w głowie - syknęła zdenerwowała i po chwili spojrzała na kobiety, które z trudem tłumiły śmiech.

- Możecie mi powiedzieć, co tu robicie? Przecież wszyscy goście są w salonie - stwierdziła pani Black z lekko drwiącym uśmieszkiem.

- Mamusiu, a jesteś pewna? Liczyłaś dokładnie wszystkich? - Narcyza z satysfakcją patrzyła, jak jej matka staje się lekko zakłopotana. - Większość poszła już spać... Jest późno - dodała. Teraz to ona nie mogła powstrzymać się od kąśliwych uwag. Zresztą, ostatnio była strasznie cyniczna w stosunku do bliższych, a co najdziwniejsze, nie czuła żadnego poczucia winy. Chyba zaczynała się zmieniać w typową, szlachetną, czystokrwistą damę.

- Sama pogarszasz naszą sytuację - wysyczał jadowicie Lucjusz i chwycił ją mocno za rękę. - My już pójdziemy, miłej nocy - ukłonił się teatralnie i pociągnął Narcyzę za sobą. Po chwili zniknęli za rogiem.

- Moja droga Daphne... Masz może ochotę na herbatkę? - zapytała po chwili Druella.

- Z przyjemnością...

      Panie, śmiejąc się, pomaszerowały do kuchni. Głównym tematem ich rozmów były ich dzieci. Obmyślały plan, by "połączyć" ich razem.

      Święta, święta i po świętach. Te kilka dni przeminęło dość spokojnie. Syriusz Black i Severus Snape od rana do wieczora gonili siebie na wzajem miotłami i rzucali w siebie zaklęcia. Narcyza dużo czasu spędzała w swoim pokoju, czytając książki i rozmyślając nad swoim życiem. Lucjusz wraz z Rudolfem i Rosierem często znikali wieczorami i wracali nad ranem. Czasami dochodziło do ostrej wymiany zdań pomiędzy państwem Lestrange, albowiem Bellatrix nie popierała tego, że jej mąż znika wtedy, gdy powinien być przy niej.

      Kiedy nadszedł sylwester, Narcyza wraz z Lucjuszem doszli do wniosku, iż chcą go obchodzić w domu z rodziną, dlatego też napisali list do profesora Slughorna. Mieli wtedy więcej czasu dla siebie... Odpowiedź nadeszła bardzo szybko i ku ich zdziwieniu nauczyciel "przyjął to na klatę". Szczęśliwi wybrali się na spacer, który niestety zakłóciły wrzaski Snape'a i Blacka. Widać nie było im dane pobyć sam na sam...


~*~


Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden...!

- Szczęśliwego nowego roku - krzyczeli wszyscy i ściskali się, rozkoszując się ognistą whisky i spoglądając na niebo, które migotało tysiącami kolorów. Fajerwerki mieszały się ze sobą, tworząc piękny, niesamowity efekt, którego pozazdrościłby nawet sam Merlin.

- Nie jesteś na dole... wszyscy świętują... - wyszeptał mężczyzna podchodząc do kobiety. Stała na balkonie, a wiatr rozwiewał jej bujne włosy na wszystkie strony. - Zmarzniesz... - ściągnął swój płacz i okrył nim jej kruche ciało.

- Nie lubię hałasu ani tych sztucznych życzeń, które i tak nic nie zmienią w naszym życiu - mruknęła cicho i oparła się o barierkę, od czasu do czasu zerkając na niego i prychając z irytacją.

- Jesteś niesamowita... - zaśmiał się i objął ją od tyłu, muskając wargami jej szyję.

- Wiesz, jak bardzo cię kocham, prawda? - zapytała i położyła swoje dłonie na jego. Zaczął się lekko kołysać.

- Podobno panny Black nie są skore do miłości - pocałował ją w policzek. - Nigdy bym nie pomyślał, że jednak ty odbiegasz od tradycji.

- Ale to prawda... Najwidoczniej ty miałeś w sobie to coś, co stopiło lód z mojego serca - odwróciła się i spojrzała na niego. - Muszę powiedzieć ci coś ważnego - dodała lekko drżącym tonem.

- Mów... Wysłucham cię. Coś się stało, skarbie? - pogłaskał z czułością jej policzek. Przymknęła powieki sycąc się jego dotykiem.

      Przełknęła głośno ślinę i stanęła na palcach, by dotrzeć do jego ucha. Najpierw pocałowała go jeszcze w policzek i wyszeptała swoją największą tajemnicę. Liczyła, że będzie zadowolony z tego tak samo, jak ona. Myliła się... On odepchnął ją od siebie i popatrzył na nią z odrazą.

- Ale ja nie chce... Nie chce mieć dziecka, nie rozumiesz?! - warknął po chwili wściekły. - Nasze małżeństwo opiera się głównie na interesach! Nie było mowy o żadnym dziecku... - widać był strasznie zagubiony. Ona uznała to za znak, że wcale mu na niej nie zależy. Pokiwała głową, a łzy spłynęły po jej policzkach. Oddała mu płaszcz i pogłaskała po policzku, po czym odeszła powolnym krokiem, jakby miała nadzieję, że pobiegnie do niej, ale niestety tego nie uczynił. Zrezygnowana zeszła na dół do gości przybierając maskę szczęśliwej i zadowolonej z życia damy. Po chwili przyszedł również on, jednakże nie zaszczycił jej już tego dnia żadnym spojrzeniem. To był zdecydowanie jej najgorszy sylwester w życiu.


~*~


- Narcyzo, coś się stało? - spytała Victoria, wchodząc do jej pokoju. Zaniepokoiło ją zachowanie blondynki. Siedziała na łóżku, a w ręce trzymała list. Na jej twarzy malowało się nikłe oburzenie, jak i zaskoczenie i zachwyt.

- Przeczytaj to - podała przyjaciółce kartkę i zaśmiała się cicho, kładąc na łóżku. To było coś pięknego. Po chwili dołączyła do niej również rozbawiona Victoria.

- Rookwood z tobą zerwał, tak? - spytała z trudem łapiąc powietrze. - I śmiejemy się z tego powodu?

- Nie doczytałaś dokładnie listu! Zerwał ze mną, bo oczarowała go Alice... Nasza ukochana przyjaciółeczka!

- A to podła żmija! - warknęła Victoria zaciskając pięści. - Nawet polubiłam tego pajaca, a on cię zostawił... Chamstwo!

- Już tak nie przeżywaj... Ja nawet się cieszę, to i tak nie miałoby przyszłości... - westchnęła teatralnie i wstała z łóżka. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej czarną sukienkę, do kolan. Miała ona posrebrzane ramiączka, a jej luźny dół, oplatany był srebrną nicią. Do tego dość kuszący dekolt, aczkolwiek nie wyzywający.

- Wybierasz się gdzieś? - spytała Greene targając list od Rookwooda i spojrzała na blondynę zakładającą sukienkę. Ta jedynie pokiwała głową i przejrzała się w lustrze.

- I jak wyglądam? - odwróciła się do swojej przyjaciółki i uśmiechnęła promiennie.

- Lucjusz padnie z wrażenia - mruknęła i wyszła na balkon, by wyrzucić kawałki listu przez okno. Przez chwilę spoglądała, jak zimowy wiatr tańczy z nimi, unosząc je. Po tym znikały w ciemnej otchłani nocy, spadając w dół, w dół, dół...

- Na serio myślisz, że mu się spodobam? - spytała cicho, rumieniąc się. Chwyciła do ręki czerwoną szminkę i pomalowała sobie nią delikatnie usta. Chwyciła do ręki flakonik z perfumami "Chanel No. 5", co prawda mugolskie, jednakże bardzo drogie i zmysłowe.

- Oczywiście, nawet mnie oczarowałaś - odparła lekko z przekąsem i wróciła do pokoju, zamykając drzwi balkonowe.

- Co cię ugryzło? Rosier zawalił sprawę? - Narcyza westchnęła i podeszła do Vicki, po to, by mocno ją przytulić.

- Wszystko gra... Naprawdę jest okej, tylko nie wiem, jak to z nami jest. Czy jesteśmy znów parą, czy to tylko zwykła zabawa... - westchnęła, tuląc się do Narcyzy.

- On cię kocha. Zrobi dla ciebie wszystko, wiem to. Znam go dobrze, to mój kuzyn! - chwyciła twarz Vicki w swoje dłonie i spojrzała w jej oczy. - Jesteś tak wspaniała, tak cudowna, doskonała! Uwiodłaś go swoim wnętrzem... Tylko nie bierz tego dosłownie - tu Victoria zachichotała cicho. - Zapytaj się go o to. Musisz zaryzykować, bo jeśli on nie zrobił pierwszego kroku, to musisz go zrobić ty!

- Wiesz, jak bardzo cię kocham? - spytała Vicki i pocałowała blondynę w policzek.

- Jak mogłabym tego nie wiedzieć? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, rozbawiona.

- Dobra... Idź już. Ja sobie poradzę - mruknęła cicho. Narcyza pokiwała głową i ruszyła do wyjścia, jednakże przystanęła przy drzwiach i przełknęła głośno ślinę. Spojrzała jeszcze raz na Victorię, która uniosła dwa kciuki do góry i uśmiechnęła się szeroko. - Czyli rozumiem, iż mogę zamknąć drzwi na klucz, bo raczej dziś już cię nie zobaczę? - zachichotała cicho.

- Bardzo śmieszne - prychnęła Cyzia i wyszła z pokoju.

- Ta miłość... - westchnęła Victoria i opadła na łóżko. Chwyciła do ręki ulubioną książkę Narcyzy "Anna Karenina" i zaczęła czytać.


~*~


      Narcyza po chwili znalazła się przy drzwiach pokoju Lucjusza. Zdawała sobie sprawę, że ją i jego dzieli jedynie ta ściana. Wiedziała, że jeśli tam wejdzie to nie będzie odwrotu. Musiała podjąć to ryzyko. Stanie się wtedy jego, będzie ją miał w posiadaniu, będzie ją otaczał troską i miłością. Miała szansę się wycofać, ale nie zrobiła tego. Drżącą ręką zapukała w drewno i gdy usłyszała ciche "proszę" otworzyła drzwi.

- Przeszkadzam? - spytała niepewnie i weszła do pomieszczenia. Panował w nim półmrok, a jedyne światło to kilka świeczek ułożonych na komodzie, szafce nocnej i biurku. Siedział na fotelu, obok okna, trzymając w ręku książkę i długopis. Spojrzała na niego, lekko przekręcając głowę w bok. Był taki piękny, księżyc oświetlał każdą rysę jego twarzy. Taki zamyślony, skupiony, pogrążony we własnych myślach, to coś, czego Narcyza jeszcze nigdy nie zdążyła u niego zaobserwować. - Wszystko dobrze? - odezwała się po chwili, podchodząc do niego.

      On, jakby dopiero teraz, otrząsnął się i pokiwał głową. Zamknął książkę i odłożył ją na szafkę nocną, wstając. Podszedł do Narcyzy i chwycił jej dłoń i złożył na niej subtelny pocałunek. Blondyna zarumieniła się i spojrzała w jego oczy. On jedynie uśmiechnął się łobuzersko i pstryknął palcami, po chwili znikąd zaczęła grać piękna, romantyczna muzyka. Odsunął się lekko od niej i ukłonił przed nią.

- Zatańczysz? - spytał, chwytając jej dłonie w swoje. Była zaskoczona. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś wypowiedzieć, ale najwidoczniej nie mogła pozbierać myśli. Jeszcze nigdy nikt nie prosił jej do tańca w taki sposób. Oczywiście się zgodziła, a jakże inaczej? Lucjusz położył dłoń na jej talii, przyciągając ją do siebie, tak, że ich spojrzenia się zderzyły. Nie było między nimi żadnej przerwy, jakby dosłownie stali się jednością. Nie spuszczając wzroku, chwycił jej drugą dłoń i zamknął w swojej, przyciskają ją do swojej piersi, w okolicy serca. Ułożyła głowę wygodnie na jego ramieniu, zamykając oczy.

      Pierwsze kroki były dość nieśmiałe. Zdarzało się, że czasami deptali się nawzajem, ale później to zanikało. Potem kroki były pewniejsze, ruchy śmielsze, a oddechy szybsze. Kołysali się w dokładnie w rytm muzyki, krążąc po pokoju. Narcyza zaśmiała się cicho, kiedy Lucjusz chciał ją obrócić, ale niestety guzik jego mankietu, zaplątał się o ramiączko jej sukienki. Widać był bardzo zdenerwowany, dlatego też blondyna pogłaskała go po policzku i pocałowała lekko w usta. Oczywiście oddał ten pocałunek, ale niestety był on krótki i nie tak namiętny, jak to przeważnie bywało. Kiedy w końcu uporali się z problemem, Lucjusz spróbował jeszcze raz ją obrócić i tym razem się mu to udało. Przyciągnął ją do siebie tyłem. Nie mógł się powstrzymać od pocałowania jej szyi i muskania ucha. Westchnęła cicho i zadrżała. Później znowu ją okręcił, ale już złapał w pasie i przystanął na chwilę, by przechylić ją lekko do tyłu. Ona wykorzystała okazję i otarła łydką o jego nogę, a co szybko ją do siebie przyciągnął i podniósł do góry. Obrócił się z nią wokół własnej osi. Później opuścił ją i mocno do siebie przytulił.

- Brakuje mi... - zaczął, ale nagle urwał i spojrzał w jej oczy.

- Brakuje ci czego? - spytała i pogłaskała go po policzku.

- Widzisz... Moje życie to jedna wielka układanka, składająca się z pięciu elementów. Tak dziś myślałem i doszedłem do wniosku, że brakuje mi pierwszego, najważniejszego z nich...

- A kto zajmuje cztery pozostałe?

- Piąty element, a zarazem najmniejszy to moja popularność. Nigdy mi na niej nie zależało i nie wiem, jak ją zdobyłem... - mruknął i okręcił ją w około, by przytulić ją mocno do siebie. - Czwarty, trochę ważniejszy, to quidditch. Uwielbiam tę grę, ale nie zapewnia mi szczęścia. Jedynie odnoszę sukcesy, ale nie zadowala mnie to. Jak dla mnie quidditch to zwykła gra, to dobry sposób na relaks, ale raczej nie jest to coś przydatnego w życiu - powiedział i chwycił jej podbródek, by spojrzeć w jej oczy. Uśmiechnęła się lekko do niego i mrugnęła zalotnie. - Trzeci element to nauka. Jest dla mnie ważna, bo dzięki niej mam pewny zawód. A czym lepsze stopnie, tym większe możliwości, dlatego też przykładam się do niej z całych sił. Chcę być dobry i nie zawieść ojca...

- Nie wiedziałam, że masz takie podejście do życia...

- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.

- Ale mam nadzieję, że mi o nich opowiesz... - wyszeptała cicho do jego ucha, przez co pokiwał głową nieznacznie.

- Mamy na to czas... - odrzekł i pocałował ją namiętnie, jakby chciał zapewnić ją o racji swych słów. - Wracając do układanki to drugim elementem, tym niemal najważniejszym, są rodzice... Wiele im zawdzięczam i bardzo ich kocham. Nie chce im nigdy sprawić przykrości, bo wiem, że pod tą maską obojętności, kryje się wrażliwa dusza...

- Pięknie to ująłeś... - mruknęła cicho i spojrzała w dół. Zastanawiała się kto zajmuje ten najważniejszy element w jego życiu... Czyżby było to służenie temu całemu Lordowi? Bardzo prawdopodobne, ponieważ Lucjusz jest tym zafascynowany.

- Dziękuję, a teraz ten element bez którego nie mógłbym żyć...  - przybliżył się do jej ucha, przyciskając ją mocniej do siebie. - Są to dwa słowa. Dwa piękne, czyste, idealne słowa - wyszeptał, a ona poczuła na swoim ciele dreszcze. - To... Narcyza Black - wymruczał bardzo zmysłowo. Jej serce momentalnie zabiło mocniej, a oddech z niewiadomych przyczyn przyspieszył. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Ona?! Najważniejszym elementem w jego życiu? Odebrało jej mowę. Spojrzała na niego ze łzami w oczach i miłością. Pokręciła nieznacznie głową i po prostu pocałowała go, jakby chciała mu za to podziękować. Oddawał zachłannie każdy pocałunek, potem jednak jego usta ześlizgnęły się na jej podbródek, muskając go bardzo delikatnie. Zjechał językiem na jej szyję, całując ją z niezwykłą pasją. Westchnęła cicho, odchylając głowę do tyłu. Przymrużyła oczy i rozchyliła lekko usta. Wszystko działo się tak wolno, tak cudownie, zapomniała o całym świecie. Nawet nie zauważyła kiedy Lucjusz powoli zsunął ramiączko jej sukienki i zaczął muskać jej nagie ramię. To samo zrobił z drugim, później jego usta znalazły się na jej dekolcie. Stop! Tego było zbyt wiele! Nie, ona nie była gotowa! Tamta sytuacja w szkole, w pokoju życzeń... Nie! Nie mogła... Odsunęła go od siebie i ze smutkiem spojrzała w jego oczy.

- Nie potrafię... Wybacz mi, ale nie potrafię... - widziała w jego oczach czystą rządzę, jak i niezadowolenie. Zabolało ją to, ale tylko troszeczkę.

- Ale przecież... Sama chciałaś, nie wyrażałaś protestów... Zrobiłem tak wiele, umieściłem cie na najważniejszym miejscu w moim życiu! - warknął, ale gdy ujrzał w jej oczach ból, złagodniał, a jego ciało opuściła złość. Podszedł do niej i mocno ją przytulił, oczekując przebaczenia. Ona jedynie odepchnęła go od siebie i pokręciła głową.

- Przykro mi... - udała się do wyjścia. Czyżby znowu to samo? Znowu ich drogi się rozejdą. Kiedy przekraczała próg, poczuła ucisk Lucjusza na swoim nadgarstku. Odwróciła się po chwili i spojrzała na niego. Naprawdę był przerażony i wystraszony. Widać, że nie chciał jej stracić i było mu głupio z powodu tego co powiedział.

- Proszę, Cyziu... Zostań ze mną - wyszeptał niemalże błagalnie, prawie klękając przed nią. W jego głosie było tyle ukrytych emocji, jego wzrok był taki smutny, pełny miłości. - Zostań... - dodał ciszej, tracąc już nadzieję. No i jak mogła mu odmówić? Jego zachowanie, jego postawa świadczyły o jego wewnętrznej porażce... Ona jedynie pokiwała głową. Nie mogła dłużej bronić się przed tym co i tak było nieuniknione. Podeszła do niego i delikatnie pogłaskała go po policzku. Mruknęła coś niezrozumiale i nawet nie zauważyła, gdy ich usta się spotkały...


~*~


      Promienie słońca, wpadające przez wielkie okno do pokoju obudziły Narcyzę. Przetarła leniwie oczy. Sięgnęła ręką po swój zegarek, który zawsze był obok niej na łóżku, ale zamiast niego natrafiła na czyjąś rękę. Przełknęła głośno ślinę i raptownie otworzyła powieki. Uśmiechnęła się lekko i mruknęła cicho. Dopiero teraz przypominała sobie o wydarzeniach z tamtej nocy. Na samo wspomnienie rumieniec oblewał jej twarz.

      Lucjusz Malfoy leżał koło niej i głaskał ją po ramieniu, całując po ręce. Ona jedynie mocniej się w niego wtuliła i okryła szczelniej kocem, zawstydzona.

- Dlaczego tak się ode mnie izolujesz? Nie ściskaj tak tego koca, w nocy już wiele widziałem, kochanie - mruknął cicho do jej ucha i pocałował je. Po tych słowach zelżyła uścisk.

- Wiem, przepraszam... To dla mnie nowa sytuacja... - powiedziała cicho i usiadła na łóżku, by rozejrzeć się dokładnie po pomieszczeniu. Wszystko było nie na swoim miejscu. Komoda przewrócona, obrazy przekrzywione, fotele i biurko były całe zdarte. Chwyciła się za głowę. - To nasza sprawka? - spytała.

- Najwidoczniej... Nawet nie wiem, gdzie są moje ubrania. Wszystko jakby zniknęło - westchnął i usiadł koło niej, całując jej szyję i odchylając jej głowę lekko w bok.

- Lucjuszu, muszę wracać do pokoju, jeszcze ktoś tu wejdzie i co wtedy?

- Nikt nie wejdzie, drzwi są szczelnie zamknięte, spokojnie...

      Wtem usłyszeli głośne chrząknięcie i zamarli w bezruchu. Narcyza ukryła twarz w dłoniach i schowała się pod kocem, kręcąc głową. Lucjusz jedynie uśmiechnął się zmieszany do swojej matki, która widać gotowała się w środku. Druella, która trzymała ją za rękę, również nie była z tego faktu zadowolona.

- Macie nam coś do powiedzenia? - spytał po chwili Abrax Malfoy stający za swoją żoną.

- Tak jakby zrobił się tu mały bałagan... - powiedział Lucjusz, zażenowany tym faktem.

- Jestem z was taki dumny - odrzekł po chwili Cygnus, pojawiając się koło Druelli. - Widzisz, moja droga, kolejny krok do dojrzałości został przełamany! Jeszcze tylko zaręczyny i ślub! Mówiłem, że się ułoży. - powiedział do swojej żony, która pokręciła głową, ale później uśmiechnęła się pobłażliwie. Nawet pani Malfoy zmieniła swoje nastawienie.

- No dobrze... Czekamy na was w jadalni... - odparła Druella. - Ach, Narcyzo, dziwnym trafem twoja sukienka zwisa sobie swobodnie z żyrandola. - powiedziała i gdy wszyscy mieli wychodzić, usłyszeli wrzask. To była Bellatrix. Biegła na złamanie karku i gdy wpadła do pokoju, o mało co nie rozbiła szklanego wazonu...

- Mamo, tato muszę wam coś powiedzieć - załkała żałośnie i nawet nie zwróciła uwagi na Narcyzę i Lucjusza, przykrytych kocem. - Jestem w ciąży!! - wykrzyknęła i rozpłakała się na dobre. Wszyscy się ucieszyli, dosłownie wszyscy. Od razu zaczęli ją przytulać i gratulować. - Nie ma powodu do szczęścia! - wychlipała. - Rudolf nie chce dziecka!

      Słysząc te słowa Cygnus Black zdenerwował się. Zacisnął pięści i już miał iść do swojego zięcia, kiedy poczuł ucisk dłoni swojej żony na ramieniu. Od razu się uspokoił i pokręcił jedynie głową.

- To nie prawda... - nagle słychać było głos Rudolfusa. Po chwili również on wszedł do pokoju z bukietem róż. - Przepraszam, że to powiedziałem... Czy jesteś skłonna mi wybaczyć? - spytał pokornie podchodząc do niej. Może to był impuls, ale jedynie pokiwała głową i rzuciła mu się w ramiona. Wszyscy zaklaskali, a oni pocałowali się.

- Możecie się radować gdzieś indziej? - zaczął znudzony Lucjusz. - Bo, jakbyście nie widzieli, jesteśmy trochę zajęci - dodał, przez co został zdzielony po głowie przez Narcyzę.

- Ależ oczywiście...  - odparła cicho Druella. - ZA PIĘĆ MINUT WIDZĘ WAS NA DOLE! ZROZUMIANO?! - wrzasnęła i wszyscy wyszli z pokoju. Po tym całym przedstawieniu, młodzi padli sobie w ramiona i zaczęli desperacko szukać swoich ubrań. Narcyza przyjęła sobie od dziś zasadę. "Nigdy więcej takich rzeczy w domu!". Ten poranek był pełny wrażeń.

9 komentarzy:

  1. I juz mialam pisac " BIEDNA BELLA!" A tu taki zwrot akcji i bardzo dobrze ;3
    Mimo wszystko ten rozdzialal byl taki slodki <3
    A Narcyza i Lucjusz tak podgrzali sytuacje ze WOO ;D
    Przebudzenie najlepsze XDDD
    Ogolem bardzo fajnie ;3
    Wybacz bledy , tablet ><
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, dzisiaj spróbuję ogarnąć myśli i dupę i napisać coś w miarę inteligentnego.
    Dziękuję za to że dostałam dedykację! Och czuję się jakbym została nominowana do Oscarka :D Więc tak dziękuję Ci.
    Jednak zachęcanie, pisanie, zmuszanie, grożenie itp. się przydały.
    Rozdział niezwykły. Taki jaki sobie wyobrażałam. Często muszę przelatywać po szybko niektóre opisy, iż mnie nudzą. Tak z zasady. A tu takie zaskoczenie. To wszystko. I Bella. I Druella. I Dafne. I Cygnus. I Abrax. Victoria wciąż mnie NIESTETY denerwuje ;-; Narcyza i Lucjusz byli w końcu tacy o jakich chciałam przeczytać. Mam nadzieję że pojawią się Lamorożce :3
    Buziaki, Lusia. Czy jak tam się nazywałam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudnie *.* fajnie sie czyta ;)
    Tylko jednen ogromny minus.... Ciąża Belli ;-; przeboleję to jakoś, bo kocham ten blog. Bardziej fascynuje mnie nieobliczalna Bell, która nie pada w ramiona Lestrange'nowego xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do ciąży Belli, to poczekaj cierpliwie na dalszy ciąg wydarzeń. :P Nieobliczalna jest nadal, cały czas. :) Wszystko się potem wyjasni. :D Pozdrawiam. :*

      Usuń
    2. Nie lubię czekać cierpliwie xD Tak samo jak nie lubię pisać długich rozdziałów xDDDD ;**

      Usuń
    3. Każdy pisze według własnego uznania. ;)

      Usuń
  4. Omonomon! Dłuuugaśnie *.* Ale mnie rozpieszczasz skarbie <3 To jak opisujesz uczucia, dotyk, pocałunek po prostu zbliżenie ich jest niezwykłe! Magia <3 Kocie wychodzi Ci to niesamowicie ^^ Pamiętaj :3 a Rozdział? Powala mnie na kolana jak długość. Było wręcz zajebiście :D Bella w ciąży! Kupią śpioszki, mogę prawda? ^^ Tylko powiedz mi... różowe czy niebieskie? Hmm... raczej bez znaczenia bo wypada kupić zielone dla małego Ślizgona/Ślizgonki *.* Wspólna noc mrr... Ale chwilka! Dlaczego ty okrutna kobieto tego nie opisałaś? O.o Ja chciałam treści +18 no xd Buu :__:
    Podsumowując... rozdział rewelacyjny! *.*

    Kocham, Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. A... nie będę gorsza napiszę komentarz.
    Świetnie! Nigdy wcześniej na twoim blogu nie pojawił się tak ciekawy rozdział! Oczywiście wszystkie są ciekawe tylko według mnie to właśnie ten jest najpiękniejszy, najciekawszy, i najśmieszniejszy!!
    Nie mogę się przestać śmiać! Po prostu... wyobraziłam sobie jak czuła się Cyzia pod tym kocem! O boże... ty jesteś taka genialna!!
    Weny życzę, i pozdrawiam.
    Rose.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsza rzecz i najważniejsza, przy której z zachwytu zaczęłam się liściować, bo byłam tak zachwycona, to: Chanel No. 5!!! Moja Szanel, moja Koko Szanel w twoim opowiadaniu. Mistrz z Mistrzem się połączył i powstał MISTRZ! <3333333 Ola w siódmym raju, Ola tańczy w siódmym raju. xd Moje Szanel? Kogo Szanek? Moje Szanel! O.o Nie martw się... z moją głową (chyba) w porządku. :)
    ,,Westchnęła teatralnie" - jak ja to kocham u ciebie, Michalino droga, jak ja kocham to westchnęła i do tego teatralnie. Och, ach, ech... orgazm, dziewczynko, orgazm! Ogarniasz go? Ogarniasz? Orgazm w czystej postaci, a mi chyba odwala. xd Ale, ale! Przejdźmy do czegoś, co jest najważniejsze - nawet od KOKO SZANEL! Serio, ważniejsze - czyli sek... rozdział.
    A ja myślałam, że ich przy tym pocałunku nakryli Abrax i mój kochany ,,Aha..." Cygnus! To by było fajne... ;> Ola wizję ma, oj ma. No ale! Nawet dobrze, że obie panie nakryły swoje dzieci, bo teraz te dzieci połączą, a dzieci będą razem, Ola będzie szczęśliwa, dzieci będą szczęśliwe - wszyscy będą szczęśliwi! Lucjusz i Narcyzka razem, Henio i ja razem, ty i Helen razem i każdy jest szczęśliwy, o tak. xd
    Ja sobie myślę, że o jakie dziecko chodzi, kto rodzi lub ma rodzić i w ogóle, a tu nasza BELLA będzie cierpieć przy porodzie. Potem myślałam, że to Victoria... no ale Bellatikusia też spoko. xd Ale to było przykre. :( Jak on tak mógł, a coś nie umiem uwierzyć, że potem tak nagle zmienił nastawienie. Coś mi tu pachnie, żeby nie napisać, ze śmierdzi.
    UDO zerwało z Cyzuchną. I dobrze, no! Dostałby gołą dupą z wyskoku jakby ją jeszcze dotknął, jakby był przy niej! Odległość najbliżej pomiędzy nimi to tyle ile mam do kościoła i koniec! O czerwonych ustach i sukience i moim KOKO SZANEL (5 to ulubiony numer Koko. :3) nie wspominam, bo się rozpuszczę przed całkowitym skomentowaniem.
    Tańczymy, tańczymy, seksimy, seksimy. :3 <3 APSIK! I te pięć elementów wzruszyły moje serduszko, szczególnie 1. <3 :*********
    Zawiodłam się. Cholernie się zawiodłam! Jak mogłaś nie opisać seksenia się Lucka i Cyśki?! ;( Nie piszę więcej, bo moje załaamnie już dostałaś na GG! xd Liczę wiesz, że będzie, jak obiecałaś. ;>
    Jak moi rodzice też na takie coś zareagują, to ja będę, kurde, w raju! No ja nie mogę! No ja kurcze nie mogę! :D Zajebiści rodzice. <3 xd Czekam teraz na dzwony weselne. <3 :*
    No więc, Michasiu, czekam na nn, daję ci całuski, kopa w dupeczkę dla weny, no i ten, no. :D Pozdrawiam, o! :*******

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za to, że znalazłeś/ znalazłaś czas, by skomentować ten rozdział. Wiele to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Jeszcze raz - Dziękuję, że jesteś! :*