czwartek, 5 września 2013

Rozdział XX "W pułapce uczuć".

Puk, puk.... Jest tu ktoś? No więc tak, od czego by tu zacząć, powiadają, że najlepiej od początku. To będzie dość krótki wstęp, ale nie mam na nic teraz siły. Merlin mnie nie lubi i wystawia moją psychikę i stan emocjonalny na próbę. Cóż, rozdział wyszedł, jaki wyszedł. Nie wiem czy ktoś w ogóle jeszcze to czyta, ale jeśli tak, to bardzo dziękuję za wierne śledzenie bloga i komentowanie go. :) Jeśli ten rozdział okaże się klapą, co może się stać, bądźcie dla mnie wyrozumiali. Żyję w ciągłym stresie, trzecia klasa gimnazjum, kartkówka za kartkówką. Jednym słowem wszystko jest do ... duszy. Nie będę już zanudzać... Dziękuję Olusi ♥ za pomoc. :) Zapraszam do czytania. ~Cyzia.


~*~


      Narcyza w ostatniej chwili schowała się za węgłem. Oparła się plecami o marmurową ścianę. Zacisnęła mocno palce na różdżce i wsłuchiwała się w szybkie bicie swojego serca. Starała się uspokoić swój oddech, ale kiedy nie mogła. Nie chciała wychylić głowy, bo bała się widoku, jaki tam zobaczy. Dlaczego zawsze ona musi pakować się w kłopoty? Dlaczego zawsze przy niej dzieją się dziwne rzeczy?! Usłyszała szelest szat i głośny syk, który rozniósł się po całym korytarzu.

-Muszę to zrobić - Usłyszała męski głos. Narcyzie ten wspaniały, angielski akcent kojarzył się tylko z jedną osobą. Oparła się o kolumnę i wychyliła lekko głowę, by widzieć przebieg wydarzeń.

-Lucjusz… - wyszeptała cicho. On ciągle ją zaskakiwał, ale to co teraz wyprawiał, było już lekkim przegięciem. Największy szok, jednak wywarła na niej osoba, do której Lucjusz mierzył różdżką i desperacko trzymał ją za szatę.

-A… Alice? - chciała krzyknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Przygryzła nerwowo wargę, zastanawiając się, co może zrobić w takiej sytuacji, jak postąpić? Nie znała wielu zaklęć, znaczy się znała, ale te podstawowe. Klątwy typu Cruciatus, Imperio, bądź Avada Kedavra nie wchodziły w grę. W zasadzie nie interesowała ją czarna magia, owszem lubiła ją, była fascynująca, ale nie do tego stopnia, by uczyć się różnych zaklęć i uroków, aby później rzucać je na osoby z własnego otoczenia. Jej rozmyślania przerwało kolejne warknięcie Lucjusza.

-Muszę cię zabić, bez względu na to, czy jesteś winna, czy nie - wysyczał i niemalże wbił koniec różdżki w jej klatkę piersiowa. Jęknęła cicho z bólu, okładając go pięściami.

-Lucjuszu, on nie ma pewności, że to ja - wyszeptała. - On po prostu nie wie, kto to i będzie eliminował każdą ze swoich poddanych! Zobaczysz, zaraz przyjdzie czas na Patricię, Maurę Parkinson, Elizabeth Greengrass, Bellatrix Lestrange! Wszystkie zabije!- wypowiedziała to ostatkiem sił.

-Na Bellatrix nie podniesie nawet ręki, nie zrobi tego, nie mógłby! - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Ale to nie zmienia faktu, że i tak kazał mi cię zabić!- wrzasnął. - Widocznie ci nie ufa!- dodał.

-A ty mi ufasz? Wiesz jakie są moje korzenie! Jakby ktoś się o tym dowiedział, byłoby po mnie! Rozumiesz?! Znienawidzili by mnie za to! - Próbowała go od siebie odepchnąć.

-Znienawidzili? - prychnął. - Raczej byłabyś najpopularniejszą dziewczyną w szkole - warknął. -Musimy stad wyjść, nie chce mieć świadków.- nie zważając na jej protesty pociągnął ja za szatę w stronę wyjścia na błonia.

-Zostaw mnie, nic nie zrobiłam!!!- krzyknęła żałośnie. Narcyza postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Nie mogła pozwolić, by coś stało się Alice.

-Lucjusz?! - wrzasnęła i przybliżyła się do nich. On momentalnie się zatrzymał i wlepił w nią wściekłe spojrzenie, podobne do spojrzenia bazyliszka. - Ona nic nie zawiniła! Zostaw ja, zostaw Alice w spokoju! - krzyknęła, czując, że wpadła w niezłe tarapaty. Jej głos nie był zbytnio przekonywujący i buntowniczy, ale raczej był płytki i drżał jak szalony. Mimo to starała się zachować zimną krew. Chciała pokazać Lucjuszowi, że jest gotowa walczyć z nim. Choć miała wojownicze nastawienie, bała się Malfoya w takim wydaniu. Był nieobliczalny, jak i wyglądał na zagubionego. Targały nim różne emocje. - Proszę, spokojnie - wyszeptała i podeszła do nich bliżej.

-Ty nic nie rozumiesz! - krzyknął załamanym tonem.

-To mi to wytłumacz - jej głos lekko zadrżał. - Ja mam czas… Wysłucham cię, ale… Puść Alice - poprosiła spokojnie w nadziei, że Lucjusz spełni jej prośbę, widać bił się z myślami, dosłownie zachowywał się , jak małe dziecko.

-Nie! - odparł i odsunął się od niej. - Ja muszę wypełnić jego wole, bo inaczej sam mnie zabije - dodał i wlepił swoje spojrzenie w klatkę piersiowa Alice. - Muszę twoje serce! Musze mieć twoje serce, by wiedział, że cię zabiłem. - Rozerwał jej szatę, a gdy Narcyza chciała temu jakoś zapobiec, machnął różdżka i po chwili panna Black leżała pod ścianą. - To serce jest cenniejsze od złota - kontynuował, jak gdyby nigdy nic. - Do niego napływa srebrna krew, która miesza się z krwią wili, tej najprawdziwszej willi, tylko ona może mnie uratować! - dosłownie zachowywał się jak psychopata, jak seryjny morderca. Jego drwiący głos przyprawiał o gęsią skórkę. Narcyza jeszcze nigdy nie widziała takiego Lucjusza, nigdy nie przypuszczała, że jest zdolny do czegoś takiego. Nie mogła nic niestety zrobić, nie mogła, jakaś niewidzialna siła blokowała ją przy ścianie, a różdżki nigdzie nie było.

-Lucjuszu, proszę - wyszeptała zapłakana Alice. - Oszczędź mnie! - dodała próbując wyrwać się z jego uścisku. - Kochanie - wyszeptała żałośnie, na co on zareagował spontanicznie i ją od siebie odepchnął. Uderzyła plecami o marmurowa kolumnę i zsunęła się na podłogę. Lucjusz przez chwilę bił się z myślami, po czym podszedł do Alice i gwałtownie chwycił ją za ręce. Przyciągnął ją do siebie i mocno otoczył ją ramionami.

-Musze z tobą skończyć! - warknął do jej ucha i zacisnął mocno ręce na jej szyi. - Naprawdę cię polubiłem, byłaś dla mnie oparciem, umiałaś mnie pocieszyć. Kochałem cię, nawet nie wiesz, jak bardzo cię uwielbiałem. - Ostatnie słowa wykrzyczał, na co Narcyza skrzywiła się lekko i zacisnęła pieści w akcie desperacji. Zaczęła się szarpać w tych niewidzialnych sidłach, jednakże szanse, że upora się z nimi bez magii były raczej zerowe. Nagle ujrzała swoją różdżkę, leżącą nieopodal niej. Sięgnęła po nią ręką, musiała się wysilić, by ją dostać, najgorsze było to, że więzy z każdym jej gwałtowniejszym ruchem, zaciskały się mocniej, utrudniając jej oddychanie, ale nie poddawała się, pierwsze musiała uratować Alice, a potem może mdleć. Gdy chwyciła różdżkę, pozbyła się tych sideł i stanęła na przeciw Malfoya. Łzy pojawiły się w jej oczach, musiała zadać cios człowiekowi, który był dla niej naprawdę ważny. Podniosła drżącą rękę i wymierzyła różdżką w Lucjusza, ale niestety była w takim szoku, że jej celem była teraz Alice, przymrużyła oczy i westchnęła ciężko.

-Drętwota! - krzyknęła. Udało się! Odrzuciło Lucjusza na drugi koniec korytarza. Chyba stracił przytomność, bo nie wykazywał żadnych reakcji, ale za niedługo to minie, przecież to nie jest bardzo silne zaklęcie. Narcyza nie tracąc czasu podbiegła do Alice, która leżała na podłodze i dusiła się, łapiąc powietrze. Narcyza padła przed nią na kolana i mocno przytuliła do siebie.

-Już wszystko dobrze - zapewniała ją. Kątem oka zerknęła na Malfoya, który już siedział z twarzą ukrytą w dłoniach. Zapragnęła teraz do niego podbiec i przytulić go, ale nie po tym co usłyszała, nie po tym!

-Nie pozwól by mnie skrzywdził - wyszeptała zapłakana Alice i przytuliła się do Narcyzy.

-Obiecuje, że nikt cię nie skrzywdzi, a jeśli takie coś się stanie, to będzie miał ze mną do czynienia! - Wyciągnęła z płaszcza chusteczkę i otarła nią  powieki Jefferson, które były całe z tuszu.

-Dziękuję ci. Wcale nie jestem taka zła, wytłumaczę ci to później - dodała pospiesznie i oparła się o ścianę.

-Spokojnie. Przecież ci wierzę, nie czas teraz na to. Na razie pójdziemy do mojego dormitorium byś odpoczęła, lepiej byś była teraz z kimś, niż sama. - Pomogła jej wstać i powolnym krokiem ruszyły głównym korytarzem. Narcyza rzuciła przez ramie ostatnie spojrzenie Lucjuszowi, pełne bólu i złości. On wyglądał, jakby chciał coś dodać, desperacko wyciągnął rękę, jak gdyby chciał zaprzeczyć swoim słowom skierowanym do Alice.

-Cy... Cyziu - wyszeptał, mając nadzieje, że blondyna jeszcze raz się odwróci. Zachował się, jak idiota, patrzył, jak jej sylwetka znika za zakrętem. Ale najgorsze dopiero przed nim, musiał powiedzieć swojemu panu, że nie podołał zadaniu, musiał przygotować się na karę jaka go czeka.


~*~

      Narcyza wraz z Alice dotarły w końcu do portretu, wypowiedziały hasło i weszły do pokoju wspólnego. Cały czas szły pogrążone w ciszy, widocznie żadna nie chciała zacząć rozmowy. Gdy weszły do dormitorium, czekała tam na nich zdenerwowana Victoria. Zaciskała kurczowo ręce i patrzyła w okno.

-Nic się wam nie stało? - spytała już trochę spokojniejsza i spojrzała na nie. One pokiwały głowami i usiadły na łóżku, naprzeciw niej. - Ja wiedziałam, że to się stanie. - wstała i zaczęła chodzić po pokoju. - Przecież, to było nieuniknione.
      Narcyza i Alice spojrzały na siebie najwyraźniej zdziwione.

-O czym ty mówisz? - spytała Cyzia.

-Ona dobrze wie o czym mówię! - wskazała ręką na Alice, która nerwowo przełknęła ślinę. - No dalej, na co czekasz? Pokaż jej swoją rękę, pokaż o co chodzi! - warknęła Victoria i oparła ręce na biodrach. - Potomkini Morgany Le Fay - wysyczała i przeczesała włosy. - Narcyzo, czas byś poznała całą prawdę o niej i o mnie. - Spojrzała pospiesznie na Jefferson, która jakby się wahała nad odsłonięciem swojej prawej ręki, ale po chwili tak uczyniła. Na jej prawym przedramieniu widniała połówka złotej gwiazdy z napisem Magica*. Victoria odsłoniła za to swoje lewe przedramię i ukazała się na nim po chwili druga połowa złotej gwiazdy z napisem Potestatem**. Gdy ich ręce znalazły się blisko siebie, połówki złączyły się w całość. Narcyza już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła. - Długo nad tym myślałam, praktycznie cały czas w drodze do szkoły, ta moja wizja, te przeczucia, dziwne zachowanie Alice, ból w lewym nadgarstku, to wszystko łączy się w całość. - Victoria usiadła na swoim miejscu i spojrzała na Narcyzę.

-Czyli to znaczy, że my… - zaczęła Alice, która również była w lekkim szoku, ale Victoria szybko wcięła się jej w zdanie.

-Tak, ale zacznijmy od początku - odchrząknęła Victoria i zaczęła mówić: - Ten znak na ręce mam od urodzenia, odkąd pamiętam działy się ze mną dziwne rzeczy; szklanki w moim domu pękały, gdy tylko chwyciłam je do ręki, meble same się przemieszczały, często budziłam się na zewnątrz z niewiadomych przyczyn, jak również nad łóżkiem, bądź nawet w kuchni, ale teraz już wiem, wiem dlaczego się tak działo. Moja mama wiedziała to od samego początku, czytała mi wiele książek o celtyckiej mitologii, o królu Arturze i o jego przyrodniej siostrze Morganie Le Fay, która prawdopodobnie przed śmiercią wyznaczyła swoją następczynię. Tak naprawdę to moja rodzina jest z nią spokrewniona, łączą nas te same więzy krwi. Z tego wynika, że ja i Alice jesteśmy siostrami… - spojrzała na nie uważnie.

-CO?! - wrzasnęły po chwili Narcyza i Alice. Były totalnie zaszokowane tym, co teraz usłyszały.

 -Nie wierzę ci, nie jestem twoją siostrą - oburzyła się Jefferson, na to Victoria westchnęła ostentacyjnie i chwyciła mocno jej lewą rękę.

-Nie pozwoliłyście mi dokończyć - wysyczała. - Jesteśmy siostrami krwi. Płynie w nas ta sama krew! Nie bez powodu miałabyś na ręce taki symbol! - Mocniej ścisnęła jej rękę. - Czy tego chcesz, czy nie jesteśmy spokrewnione! Co prawda nie mamy tych samych rodziców, ale mimo wszystko, jesteśmy na swój sposób rodziną! - warknęła z lekką irytacją. Alice nadal patrzyła na nią nieprzytomnym wzrokiem. Victoria raptownie wstała. - Czy ty, do jasnej cholery, nic nie rozumiesz?! JESTEŚMY POTOMKINIAMI MORGANY LE FAY! - krzyknęła. - Mamy taką samą moc, jak ona, tylko musimy mieć odpowiedniego nauczyciela, by ją z nas wydobyć - dokończyła i wróciła na swoje miejsce.

-Jeśli mogę coś powiedzieć… - wtrąciła nieśmiało Narcyza. -To chyba wiem, do kogo możecie się udać…

-Nie Narcyzo! ON nie chce nasz szkolić - odezwała się nagle Alice. - On chce nas znaleźć i zabić, jesteśmy potężniejsze od niego, mamy magiczną moc, o której on może tylko pomarzyć!- powiedziała rzeczowym tonem. - Tak naprawdę to on nazywa się Tom Marvolo Riddle, lecz mówią na niego Voldemort.- Wzdrygnęła się na to słowo. - On kazał Lucjuszowi mnie zabić, nie wiń go za to, był po prostu zaszokowany, nie wiedział, co ma robić. Miałam być pierwszą jego ofiarą, później miała być ta cała Greengrass i potem Victoria, a później wypadłoby na ciebie. Lucjusz o wszystkim mu donosił, o zmianach zachodzących w Hogwarcie, o jego relacjach ze wszystkimi dziewczynami. Tak naprawdę Lucjusz chodził ze mną tylko dlatego, by mieć większy wgląd na moje zachowanie i mój charakter. - W jej oczach pojawiły się łzy. - Darzyłam go szczerą miłością, on mnie tylko wykorzystał.- Spojrzała na Narcyzę.- Przestrzegam cię przed nim! Nie możesz się z nim wiązać, wiem to, będziesz potem cierpieć! - krzyknęła.

      Narcyza za wszelką cenę starała się coś powiedzieć, lecz Alice nie dała jej dojść do słowa, dotknęła tylko jej dłoni.

-Nie denerwuj się, spokojnie, Narcyzo W twoim umyśle kłębi się masa pytań, a ja ci mówię, żebyś nie obwiniała mnie o to, że nie powiedziałam ci o tym wcześniej i jeszcze jedno, wcale nie miałam wizji. Ja mam przeczucia. Dotknęłam cię i wiem co czujesz, wiem jaka jesteś zdenerwowana. - Uśmiechnęła się ciepło, na co Victoria odchrząknęła.

-Wszystko co widzimy, wszystko co słyszymy, bądź czujemy, może ulec zmianie w zależności od decyzji, jaką podejmie dana osoba - odpowiedziała wyraźnie i bez pośpiechu Vicki.

-Ja się was boję - jęknęła Narcyza, czując, że jej głowa zaraz eksploduje od nadmiaru informacji, jakich dziś nabyła. - Ale pozostaje jeszcze jedna sprawa, czyli rodzice Alice, musieli o tym wiedzieć…

-Ja nie mam rodziców. Wychowuje mnie babcia, oni zginęli, jak miałam dwa latka - sprostowała Jefferson. Narcyza i Victoria posłały jej współczujące spojrzenia. - Babcia opowiadała mi wiele historii właśnie o Morganie i o jej życiu, nigdy nie sądziłam, że ja mogę być jej następczynią. Prawdopodobnie następczyni jest wybierana, co dwieście lat i akurat w tym stuleciu padło na nas, ja też nie byłam normalna, zawsze działy się dziwne rzeczy w moim otoczeniu - dokończyła z cieniem uśmiechu na twarzy. - Ten znak pojawił się u mnie wtedy, gdy wypowiedziałam swoje pierwsze słowo „magia”, dlatego też mam na ręce taki napis, a Victoria ma „potęga”.

-Podsumowując jesteście siostrami krwi, potomkiniami Morgany Le Fay, następczyniami Voldemorta? - prychnęła Narcyza.

-Następczynią Czarnego Pana nie jestem ani ja, ani Victoria, jest nią ktoś inny, na pewno nie my - odparła pospiesznie Alice. Victoria westchnęła cicho i położyła się na łóżku.

-Zmęczyłam się, a wy nie? - położyła dłonie na brzuchu i zamknęła oczy. - Cyziu, w skrócie Alice i ja to rodzina, nasze prababki były następczyniami i teraz wypadło na nas, taka już tradycja, a to, że ten przygłup będzie chciał zabić każdą z nas po kolei, to już jego sprawa, co do Malfoya wystarczy kropelka odpowiedniego eliksiru i już nam nie zagrozi. - Przeciągnęła się i stłumiła w sobie ziewnięcie.

-Muszę się przejść.

      Narcyza po chwili wstała i wyszła z pokoju. Musiała teraz pomyśleć, a jedynym spokojnym miejscem była Wieża zegarowa. Przemknęła się szybko przez pokój wspólny i wyszła na korytarz. W lochach o tej porze było ciemno i zimno. W tym miejscu zawsze po kolacji zbierało się dużo duchów. Przyspieszyła kroku, by jak najszybciej wyjść z tego obskurnego miejsca. Po kilku minutach dotarła na wieżę. Oparła się o poręcz i głośno wciągnęła powietrze do płuc. Było dość spokojnie i cicho, na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, a przez chmury przebijał się blask księżyca, który oświetlał jezioro niczym miliony kryształków. Lekki wietrzyk rozwiewał jej włosy. Z zamyślenia wyrwały ją czyjeś kroki. Przeraziła się i wstrzymała na chwilę oddech, czekając na to, co się wydarzy.

-Narcyzo…
   
      Ten głos poznałaby niemalże wszędzie. Lekko się odwróciła i spojrzała w jego oczy. Uśmiechnęła się lekko.

-Jak dobrze, że nic ci się nie stało - wyszeptała i wtuliła się w niego, on również mocno ją przytulił.

-Jestem przy tobie, mój kwiatuszku, zawsze będę - pocałował ją w czubek głowy i otoczył ją swoją ciemną peleryną, którą zawsze nosił, gdy przychodził ze spotkań z Czarnym Panem.

-Wiesz, jak bardzo się o ciebie bałam? - uroniła jedną łezkę i pogłaskała go po policzku, jednocześnie przybliżając go do siebie, by złączyć ich usta w czułym i namiętnym pocałunku.

-Wiem, kochana, wiem - wyszeptał między gorącymi pocałunkami.

-Nigdy więcej mnie nie opuszczaj, nie opuszczaj mnie na tak długo - odciągnęła od niego swoją twarz i oblała się szkarłatnym rumieńcem. - Dlaczego mi to robisz? Uzależniłam się od ciebie, nie potrafię przestać o tobie myśleć, czemu? - zaśmiała się cicho i pokręciła głową.

-Bo może różnię się od innych? - Chwycił jej dłonie i pocałował każdą z osobna, chuchając na nie gorącym powietrzem. - Kocham cię, wiesz? Kocham cię od pierwszego wejrzenia. - przybliżył ją do siebie, by znów ją pocałować.

-Ja ciebie również...Augustusie - wyszeptawszy to, zaczęła całować go z ogromną pasją i pożądaniem, zapominając o całym świecie. Teraz liczył się dla niej tylko on i nikt więcej. Podniósł ją i przyparł do ściany i spoczął ustami na jej szyi. Z jej ust wydobył się cichy jęk.

-Potrzebuje cię… Teraz - ich usta znów się spotkały, języki splotły się w namiętnym tańcu, odbierając im chwilowo oddech. Narcyza mocno wbiła paznokcie w jego ramiona, nie wiedziała co robi, była zaślepiona. Nie mogła nic odpowiedzieć, nie dała rady, jedynie wtuliła się w niego mocno.

-Ja ciebie też - powiedziała i załkała cicho. Wiedziała, że dzisiejszej nocy na pewno nie zaśnie, a jednym pocieszeniem był Rookwood. W duchu cieszyła się, że w końcu znalazła kogoś kto dobrze ją rozumie, kogoś w kim ma pewne poparcie, kogoś kto jest bardzo szczery. Po prostu znalazła swoją bratnią duszę.


Magia*
Potęga**

6 komentarzy:

  1. Nowy rozdzialik,tak?
    Pani Wena zrobiła sobie niespodziewany urlop,wiesz,że u mnie też? ;D Rozdział cudnowny.Nie pogubiłam się o_O Morgana Le Fay,Helena ją grała<33333 Czeka na mnie jeszcze polski,więc się nie rozpędzam.Jedno zadanie z matmy robiłam dziś ponad godzinę! I to ma być sprawiedliwość xD Okey,wiedz,że masz robić kolejne rozdziały,a jak nie to spotkam panią Wenę i ożywię ją Cruciatusem ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam rozdzialik znowu i nie rozumiem dlaczego zmieniłaś Lucek-Bucek-Sex-Dupa-I-W-Ogóle na Rockwood'a. O.o Wiesz, że ja lepiej wiem, kto tam ma być, słoneczko. ;> Ahahhaha! xd No, nieważne!
    Nie rozumiem, jak w tym rozdziale można się pogubić. O.o Serio, nie ogarniam tego, że twego rozdziału nie można ogarnąć, bo sama siebie nie ogarniam, ale twoje rozdziały ogarniam, a ty mówisz, że tego ogarnąć nie można. Jesteś, kurde, nieogarnięta! xd
    Co myślę o rozdziale, oprócz tego, że na wierzy powinien być Lucek? No więc! Zaje... fajny pomysł z tymi gwiazdeczkami. <3 Sama bym na to nie wpadła, a dodaje to takiego smaczku twemu opowiadanku. ;> Nie skupiasz się tylko na Ludwice i Cyzuchnie, którzy są głównymi bohaterami, ale robisz też wątki poboczne, które są swoją drogą świetne i ja ci powiedziałam: jeszcze raz obrazisz swoje rozdziały (miałam napisać obrazy O.o), to nie liczę, że twoja du... pupa będzie w dobrym stanie, ty geju mój! <3 xd
    W ogóle Rokigłupiłódka ma stąd wy... jść, no inaczej sama go wyproszę, zapamiętaj to sobie dokładnie dziewko ma! xd
    Aha! I jak będą jakieś błędy, to przyjmuję to na moją klatę, bo jak powiedziałam, musiałam się nie wczytać, bo inaczej uwierz mi, poprawiłabym wszystko, co dobre na gorsze. xd
    No więc, no więc... Ja będę dziś twym psychologiem i będę dbała o twój dobry humor, więc masz być uśmiechnięta, bo inaczej dostaniesz kulką w łeb. Moje metody! <3
    No więc... całuski, buziaczki i wgl przytulanki i weny życzy, daję ci, teraz spadam hihihih... to był rym? xd No, nieważne! MIŚKA, CZEKAM NA NN! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Och! Rozdział jest piękny! Kocham!
    Wciąż żałuje że na wierzy nie było Lucka, OCH! ale i tak dziękuję za zajebistego Rokiego. Jak ja się nie pogubiłam, to nikt się nie pogubi.
    Alice i Vicka mają związek krwi???
    Mamo!!!

    Dobra kończę jak zwykle ogarnięty komentarz,,,
    WENY!
    Twój menadżer bez oczu :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej...! Skarbie jak ty możesz mówić, że rozdział jest klapa? Pff... :_: Ty się nie znasz i tyle xd Czemu Tom wszędzie musi wsadzać swój nos? Emm... nie on nosa nie ma... to te dziurki... :D Jak Lucjusz był pod tą ścianą... kurde bym tam do niego podeszła, usiadła przy nim i po prostu przytuliła ^^
    Ale się narobiło... xd One są spokrewnione? O.o No proszę... skąd ty masz takie ciekawe i niespotykane pomysły? :3 Pożycz mi troszkę... *.*
    Ja już myślę, że Cyzia i Lucjusz się pocałowali i to było takie słodkie, tak to opisane, że kurcze *.* A tu co? Rookwood :_: Jestem absolutnie nie pocieszona ;x
    3kl wiem co teraz czujesz i jak jest u Ciebie w szkole... :c Bądź systematyczna dobrze Ci to radzę, bo jak w pewnym momencie nauczycielom głupawka odwali to zawalą Cb wszystkim... Powtórki z gimnazjum i jeszcze materiał 3kl... Masakra ;.; Na pocieszenie Ci powiem, że nas już pytają z jakiego dodatkowego przedmiotu piszemy maturę rozszerzoną :_:

    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. WOOOOOW! Tylko tyle narazie umiem z siebie wydusić...
    I po raz kolejny Cyzia wprowadza Bellę w stan osłupienia i zachwytu.
    JAK TY MOŻESZ PISAĆ, ŻE ROZDZIAŁ TO KLAPA??!! NO JAK??!! Ty mi tu z takimi tekstami nie wyjeżdżaj bo Cię zcruciuję a potem strzelę Avadą xD nie no, nie mogłabym tego zrobić ;D
    Ale u mnie na blogu o Bellatrix pustkami wieje, zero weny i pomysłów i wciąż myślę, myślę i myślę, zabieram się za pisanie, usuwam tekst i znowu myślę. U mnie to dopiero jest brak weny...Mam nadzieję, że się to wkrótce zmieni... A u Ciebie tego w ogóle nie widać, piszesz świetnie ;*

    Dosłownie pochłonęłam cały rozdział oczami, może dlatego wydaje mi się trochę krótki, bo zanim zdałam sobie sprawę, skończyłam czytać :P
    Za dużo emocji jak na jeden rozdział *-* Najpierw Lucjusz atakujący Alice (strasznie szkoda mi się jej zrobiło... dobrze, że Narcyza ją uratowała <3) A potem Vicki opowiada o tym, że ona i Alice są siostrami i są spokrewnione z Morganą (Ochh! Helena w Merlinie *-* :D <33) normalnie aż dech odebrało... i na końcu Cyzia całuje się z Rookwoodem... haha jak fajnie :D XD Aż prawie wybuchłam z emocji XD
    CIocia Cyzia bardzo zaskakuje Bellę :D to dobrze <3
    Muszę niesiety kończyć :c przez szkołę mam na wszystko bardzo mało czasu. Wiem jak się czujesz, teraz też jestem tak jakby w 3 kl gimnazjum ( w Polsce bym była) a w mojej szkole to sie nazywa 9 grade xD i też mam mase roboty... Muszę się uczyć angielskiego, hiszpańskiego i niemieckiego, mnóstwo testów, kartkówek, prezentacji, wypracowań, a na koniec roku będę miała 6 poważnych egzaminów z każdego przedmiotu... masakra ;_;
    Pozdrawiam ;*
    Twoja Bella

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka jest cudowna, cudowna, cudowna, lalala.
    Z tym Rookwoodem to mnie zaskoczyłaś, człowiek tu myśli, że to Lucjusz. Z Victorią i Alice to wspaniały pomysł. Ogólnie czuję się bardzo pozytywnie zaskoczona.
    A co do szkoły to dokładnie wiem, co czujesz. Również jestem w 3 gimnazjum, powtórki przed egzaminem, kartkówki, sprawdziany, tak naprawdeę Cię rozumiem.
    Buziaki, Spes_ :*

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za to, że znalazłeś/ znalazłaś czas, by skomentować ten rozdział. Wiele to dla mnie znaczy, motywuje do dalszego pisania. Jeszcze raz - Dziękuję, że jesteś! :*