To było dziwne, bo napisałam post o tym, że bloga zawieszam, a zaraz po tym usunęłam ten post... W zasadzie coś kazało mi go usunąć. Taak wiem mogło Was to trochę jakby zmylić, ale wszystko jest w jak najlepszym porządku. Co prawda straciłam swój rozdział, ale udało mi się uratować strzępki, wiem dziwnie to brzmi, ale cudem mi się to udało.
Przepłakałam pół dnia, nie wiedziałam co ze sobą robić, czułam się pusta. Gdy straciłam rozdział, to czułam, jakbym straciła małą cząstkę siebie. Ogarnęłam się dopiero pod wieczór, zasiadłam przy komputerze i jakoś naszło mnie natchnienie i napisałam rozdział. To było coś naprawdę, że się tak wyrażę "magicznego". Kolejna część pojawi się 29 czerwca, w szczególny dla mnie dzień. :)
Właśnie druga sprawa jest taka, że 21 czerwca, tudzież w piątek minęło już pół roku jak z Wami jestem. Szybko przeleciał ten czas. Chciałabym podziękować za:
Dziękuję za 19 obserwatorów, naprawdę to wiele dla mnie znaczy. :)
Dziękuję za tyle komentarzy, jestem prze szczęśliwa widząc je. albowiem one bardziej mnie motywują do pisania. :)
Dziękuję za 10,000 wyświetleń (stan 23 czerwca), bo dzięki temu wiem, że jednak ktoś wchodzi na mojego bloga i czyta moje wypociny. :)
Zabrzmiało to trochę, jakbym się z Wami żegnała. ooooo. ;c
Tak więc, to by było na tyle... Ach, i jeszcze jedno. Moja ukochana, niezastąpiona Karolcia, narysowała specjalnie dla mnie Arta mojej LuCissy, który idealnie oddaje jedną ze scen. Myślę, że się Wam spodoba, bo dla mnie jest piękny. Z góry sory za jakoś, bo robiłam to zdjęcie moim cudownym aparatem, bo mój skaner odmówił mi posłuszeństwa! Myślę, że mi wybaczycie. :D
Ps: Prawdopodobnie, możliwe jest, iż połowa tego rozdziału może doprowadzić Was do śmiechu, może nawet do histerycznego śmiechu, ale kto to wie. Tak czy inaczej, zaleca się odłożenie na bok wszystkich środków odurzających, jak i picia i jedzenia podczas czytania. xD
~Cissy. <3
Lucjusz
Malfoy zawsze miał wybuchowy charakter i zawsze… No, prawie zawsze, musiał
postawić na swoim. Ten pieprzony znak wypalony na jego lewym przedramieniu,
dawał mu się we znaki i dlatego nie panował nad sobą. Drażnił go prawie każdy
ruch osób znajdujących się blisko niego, a w szczególności Panny-Wciskającej-Nos-W-Nie-Swoje-Sprawy. Sam nie wiedział,
dlaczego tak się dzieje. Raz sprawiała, że na jego twarzy pojawiał się uśmiech,
a raz, że miał ochotę zasztyletować ją swoją srebrną laską. Potrafił zachować
zimną krew, nawet wtedy, kiedy był bliski pozbawienia jej życia. Widząc jej
błagalny wyraz twarzy, poczuł ucisk w żołądku i puścił ja. Zrobiło mu się
głupio, no po prostu zachował się jak kretyn, skończony idiota. Chciał zabić
najważniejszą osobę na świecie… To byłby szczyt chamstwa najwyższej klasy.
Jakby ona umarła, umarłby razem z nią. Nie wyobrażałby sobie życia bez niej,
bez jego ukochanej, pięknej Cyzi. Cały czas żył przeświadczeniem, że kiedyś im
się ułoży, że jeszcze będą mieli szanse, by wybrać się po prostu na spacer i
porozmawiać, tak o wszystkim i o niczym. Tylko on, ona i natura, która jak
powiadają, potrafi zdziałać cuda, więc może i w tym przypadku, by tak
postąpiła, aby zrobiła coś, żeby w końcu Narcyza zgodziła się zostać jego
dziewczyną, albo chociaż przyjaciółką, bo jak to mawiają "od przyjaźni do
miłości, dzieli tylko krok"… Tak jak i również mały kroczek, dzieli od
miłości do nienawiści. Życie to bardzo skomplikowana gra. Gra słów, gestów,
czynów i pomyśleć, że każdy głupi błąd sprawia, że tracisz swoją ukochaną
osobę. Możesz nawet pogubić się w chaosie swoich własnych myśli, co właśnie
przed chwilą, zaprezentował pan Malfoy. Rozdarty pomiędzy dwiema stronami,
dobrą i złą. Patrzył na Narcyzę z politowaniem, ale i smutkiem. Zakuło go w sercu,
gdy zobaczył jak zachłannie zaczęła łapać powietrze do płuc, jakby bała się, że
znowu zaraz może jej go zabraknąć. Lucjusz przecież nie chciał być brany za
postrach szkoły, bo do Minerwy McGonagall dużo mu jeszcze brakuje. Ta kobieta
może prześwidrować jednym spojrzeniem każdego, który jej się narazi. Jest jak
ninja, po prostu czai się po korytarzach Hogwartu późną nocą, a powinna w tym
czasie grać z Dumbledorem, Slughornem i Flitwickiem w bierki i jeść cytrynowe
dropsy, ulubione słodycze dyrektora. Odwala robotę za kotkę, panią Norris,
ukochaną Filcha- woźnego, która w tym czasie wyleguje się na kolanach swojego
pana w rozpadającym się już pomieszczeniu.
Nie
mógł patrzeć na jej twarz, więc odwrócił się na pięcie i odszedł kilka kroków,
by zachować od niej bezpieczną odległość i nie skrzywdzić jej bardziej, a
niestety mógł to jeszcze uczynić. Palcami zaczął masować skronie, cały czas
patrząc w swoje buty. Nie wiedział, jak ma się teraz zachować, co ma teraz
zrobić. Przeprosić, czy może odejść bez słowa? Pogubił się w tym wszystkim.
Postanowił milczeć, to wydawało się najrozsądniejszym rozwiązaniem. I tak oto
nastała cisza, jedynie od czasu do czasu Narcyza zakaszlała, albo głośno
odetchnęła. Był, szczerze powiedziawszy, zadowolony z tego, że Panna-Uważaj-Bo-Naślę-Na-Ciebie-Moją-Siostrę,
milczy i nie wyrzuca mu na każdym kroku, tego, co zrobił jej przed chwilą. No,
ale oczywiście, jak to w zwyczaju bywało u panny Black, musiała dać o sobie w
jakiś sposób znać. Kiedy on spokojnie starał się rozluźnić, nagle usłyszał
przeraźliwy wrzask za swoimi plecami, aż podskoczył ze strachu i przetarł swoje
ucho. Odwrócił się i spojrzał na nią. Była wściekła, lekki wietrzyk sprawiał,
że jej włosy falowały na wietrze, a ta twarz zaciętej wojowniczki, wyzwalała w
nim dużą ilość endorfin. Chciało mu się śmiać. Przypomniał sobie, że podobny
wygląd, miała niegdyś Meduza z mitu o trzech siostrach. Oj tak, Narcyza, jakby
nie patrzeć, wyglądała tak samo, jak ta wiedźma. Jej spojrzenie mówiło: „Szykuj
sobie grób”, a zaciśnięte w równy rząd, śnieżnobiałe zęby: „Nie dożyjesz
jutra!”.
-Co
w ciebie wstąpiło, ty imbecylu jeden?!- spytała cała rozdygotana ze złości.
-Nic-
obojętnie wzruszył ramionami.
-NIC?!-
żachnęła się- Chciałeś mnie zabić!!- wrzasnęła z wyrzutem.
-Oj
tam, od razu zabić- pokręcił głową z irytacją- Za bardzo dramatyzujesz-
westchnął ciężko.
-Ja
dramatyzuje?!- wykrzyknęła i machnęła teatralnie rękoma- Ja dramatyzuje?!- powtórzyła
swoje pytanie, jakby sama musiała najpierw przeanalizować słowa, które to przed
chwilą usłyszała z ust Malfoya.
-Zacięłaś
się? Dobrze, zrozumiałem za pierwszym razem. Nie musisz powtarzać!- krzyknął
jeszcze głośniej od niej. Teraz zdał sobie sprawę, że chyba przesadził. Narcyza
zacisnęła zęby, przymrużyła oczy i odchrząknęła nosem. Przypominała teraz,
jakby byka. A on działał na nią, jak płachta.
-PRZED
CHWILĄ CHCIAŁEŚ MNIE ZABIĆ!!- zacisnęła mocno pięści i ugodziła go ręką w
klatkę piersiową. Z jego gardła wydobył się stłumiony jęk bólu. Jak na kobietę
była bardzo silna- CHCIAŁEŚ PODERŻNĄĆ MI GARDŁO, JAK JAKIEMUŚ KURCZAKOWI!!- to
zadnie rozzłościło Lucjusza. Jak ona mogła tak powiedzieć? Jak ona mogła? On
bardzo lubił te stworzenia, zawsze ojciec przywoził mu je z polowania. Och,
przesadziła!
-NIE
OBRAŻAJ KURCZAKÓW!!- warknął nader oburzony- Z nich jest przynajmniej pożytek!-
dodał dumnie i skrzyżował ręce na piersi.
-Och,
czyli sugerujesz, że ze mnie nie ma, tak?!- prychnęła z rosnącą irytacją w
głosie. Pokręciła głową i głośno krzyknęła.
-Uspokój
się, bo się zapowietrzysz. Oddychaj.- poklepał ją po ramieniu. Ona odskoczyła
od niego jak poparzona- Wdech i wydech, wdech i wydech. Góra i dół, góra i dół-
odpowiedział, iście profesorskim tonem.
-NIE
MÓW MI CO MAM ROBIĆ, TY BEZMÓZGI PÓŁGŁÓWKU!!- Lucjusz usłyszał w swoich uszach
chorał dzwonków, a później jakby stado galopujących hipogryfów, biegło po jego
błonach bębenkowych. Na szczęście to uczucie szybko ustąpiło i po chwili czuł
jedynie krew buzującą mu w mózgu. Przetarł swoje uszy i spojrzał na nią z
drwiącym uśmieszkiem.
-Nie
tak ostro!- pogroził jej placem- A myślałem, że nie przejmuje cię opinia
innych- zaśmiał się.
Narcyza
poczuła, jak na jej twarzy wykwita rumieniec. Przeklęła go w duchu.
-Owszem,
ale ubliżania mojej skromnej osobie, nie toleruje, panie Malfoy!- dwa ostatnie słowa wypowiedziała z bardzo dużym
naciskiem.
-Hahahaha,
skromnej osobie?!- wybuchł gromkim śmiechem- Jesteś naprawdę zabawna. Dobry
żart- odwrócił się do niej na chwilę plecami, by nie widzieć wyrazu jej twarzy,
który mienił się wszystkimi kolorami tęczy zaczynając od białego, a kończąc na
krwistej czerwieni. Po chwili opanował się i spojrzał na nią. Jej twarz również
złagodniała- No, może i skromnej osobie,
ale za to z wielkim ego, panno Black-
w końcówkę zdania wcisnął tyle jadu, na ile było go stać.
-Nie
rozmawiamy teraz o mnie, Malfoy!!- wysyczała przez zęby. Jej policzek drgał
nerwowo, a oczy nadal były niebezpiecznie przymrużone, łypała na niego groźnie,
aż poczuł dreszcze na swoim ciele, co było bardzo dziwne, bo przeważnie nigdy
nie doznawał takiego uczucia, a w szczególności, przez jedno głupie spojrzenie.
Zaczął się naprawdę zastanawiać, czy nie powinien odstawić palenia, jak to
polecił mu kiedyś Rosier, przed tym jak zalali się w trupa i wydawało im się,
że latają na różowych jednorożcach. Oj tak… Za dużo tytoniu, za dużo… Trzeba
odstawić to dziadostwo.
-Nie
mówimy o tobie?! To jest jeszcze jakaś inna NARCYZA BLACK w Hogwarcie?!-
prychnął- Taka przemądrzała, zarozumiała, cyniczna, nieprzystępna, zadziorna…
Zmęczyłem się- teatralnie westchnął- mógłbym wymieniać na placach twoje wady,
Cyziu!- krzyknął.
-No
tak, odezwał się wzór cnót. Pieprzony egoista, zadufany w sobie bufon,
skończony idiota, który dba tylko o siebie!!- zachłysnęła się powietrzem, a on
się zaśmiał.
-Widzisz!-
wskazał na nią placem- Nie wolno opowiadać kłamstw! Masz za swoje.
Przez
chwile poczuł się, jakby znów był tym małym, sześcioletnim chłopczykiem, który
wraz z rodzicami przekroczył próg domu Blacków i pierwsze co rzuciło mu się w
oczy to Narcyza. Wtedy mała, zadziorna dziewczynka z cynizmem wypisanym na
twarzy. Naprawdę wtedy mu się spodobała, nawet pomyślał, że się zaprzyjaźnią.
Jeszcze nie wiedział o planie zeswatania ich, przez rodziców. Pamiętał, jak
poszli do ogrodu. Już jako dziecko, miał w sobie to coś, że powalał na kolana
dziewczynki, swoim uśmiechem numer dwadzieścia trzy, mówiącym „Dasz mi
buziaka?” W zasadzie, każda panna miękła na ten gest i mały Malfoy dostawał to
co chciał. Po pewnym czasie marszu, chwycił małą Narcyzę za rękę, na co ona
zareagowała spontanicznie i zerwała jednego, jedynego dojrzałego pomidora z
grządki swojej matki i cisnęła nim w jego twarz. Zaśmiała się, a on dostał
napadu szału. Pociągnął ją za włosy z całej siły tak, że aż zapłakała z bólu.
Oj, przesadził. Był jeszcze wtedy mały, więc nie wiedział co oznaczają słowa
„Konsekwencje”, lub „Zemsta”, ale Narcyza dobrze znała znaczenia tych oto
wyrazów. Przeprosiła go za to, co zrobiła i pomogła mu oczyścić twarz. Bardzo
dobrze to wszystko sobie wykombinowała, albowiem, gdy tylko Lucjusz stracił na
chwilę czujność, chwyciła do ręki, nożyczki leżące na stole w kuchni. Malfoy
usłyszał tylko charakterystyczny dźwięk i już po chwili, stała przed nim
Narcyza z połową jego włosów w ręce. Jaki był wtedy wściekły, zaczął płakać i
gonić ją po całym domu. Oczywiście, incydent ten został szybko naprawiony przez
matkę Narcyzy. Od tego czasu, pani Black i pan Malfoy wstąpili na wojenną
ścieżkę, po której spacerują, aż do dziś. Po chwili powrócił do rzeczywistości.
Westchnął ciężko, bo nadal miał przed oczami Pannę-Która-Histeryzuje-Jak-Kobieta-Podczas-Menopauzy.
-Lucjuszu,
zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś?!- spytała bardzo poważnym tonem. Teraz
poczuł się jak skazaniec, czekający na wyrok.
-Zależy
o co ci konkretnie chodzi… Dużo tego było. Na przykład, kiedyś przez przypadek
zamieniłem McGonagall w tort czekoladowy, albo sprawiłem, że włosy Slughorna
nagle przybrały kolor fioletowy, albo…
-Nie
chodzi mi o twoje ekscesy czy podboje- westchnęła z irytacją- Dusiłeś mnie ty
sklonowana owco!!
-Tylko
zacisnąłem ręce na twojej szyi. Nie wyobrażaj sobie Merlin wie czego, Black.
-MALFOY!!-
zagrzmiała.
-Tak
się nazywam- uśmiechnął się łobuzersko- Dobrze, musiałem się na kimś wyżyć-
wypowiedział te słowa, znużonym tonem.
-I
akurat padło na mnie?!- żachnęła się i machnęła teatralnie rękoma.
-Ty
się nawinęłaś, więc była okazja- odparł obojętnie. Nie zdawał sobie jeszcze
sprawy z tego do jakiego ogromu furii ją doprowadził.
-NIE
JESTEM ŻADNYM WORKIEM TRENINGOWYM, DO JASNEJ CHOLERY!!
-Zapiszę
sobie to na przyszłość, a ty bądź tak łaskawa i ścisz decybele w swoim głosie,
bo możesz doprowadzić kogoś do utraty słuchu- wyszeptał i poprawił swoją czarną
pelerynę.
-Ja
ci kiedyś urwę łeb, Malfoy!- warknęła przez zaciśnięte zęby- Nie rozumiem, jak
ta Alice z tobą wytrzymuje?!- pokręciła z irytacją głową.
Lucjusz
momentalnie spoważniał.
-Już
niedługo…- mruknął i ruszył w stronę szkoły. Narcyza tupnęła wściekle nogą i
poszła za nim.
-Co
powiedziałeś?- zapytała, gdy już udało jej się go dogonić i wyrównać z nim
kroku.
-Nic.
Zdawało ci się- skłamał gładko i przyspieszył tępo swojego spaceru.
-Słyszałam!
Słyszałam całą rozmowę!
-Już
to mówiłaś- westchnął ciężko- No i co z tego, że ją słyszałaś?- prychnął z
poirytowaniem.
-Powiem
to Dumbledore'owi!!- wrzasnęła, a on tylko się zaśmiał. Spojrzał na nią
rozbawiony i pokręcił nieznacznie głową.
-Nie
uwierzy ci…- odparł spokojnie- Ten staruszek, zajęty jest swoimi dropsami-
dodał. Pierwszy raz w życiu, Narcyza nie wiedziała co powiedzieć, zamurowało
ją. Lucjusz natomiast patrzył na jej zaciętą minę z dziką satysfakcją.
Zapadła
cisza, niezręczna cisza. Słychać było jedynie ich ciężkie oddechy, oraz lekki
szum wiatru. Narcyza zapomniała już nawet o tym, że zimno zawładnęło jej ciałem. Była za
bardzo przejęta, nowymi informacjami, że kompletnie ją nie obchodziło to, co
dzieje się z jej organizmem.
-Lucjuszu-
odparła żałośnie, przerywając głuchą ciszę. On westchnął ciężko i spojrzał na
nią badawczo- Czy my kiedykolwiek znajdziemy nić porozumienia?- spytała, tracąc
powoli wszelkie nadzieję na ich „wspólną zażyłość”.
-Za
bardzo się różnimy- wyrzucił z siebie, jakby od niechcenia- I nasze uczucia są
teraz nie istotne- przystanął i obrócił się w jej stronę.
-Uczucia?!-
żachnęła się. Powoli gubiła się we własnych kłębkach umysłu. Czuła się, jak
pięcioletnie dziecko, dopiero poznające tajniki magicznego świata.
-Tak,
to co kiedyś do siebie czuliśmy…-powiedział znużonym tonem, a ona tylko
prychnęła. Lucjusz po chwili zauważył, że na twarzy blondynki malują się różne
skrajne emocje.
-Przecież
ty nic do mnie nigdy nie czułeś… Nie pamiętasz?- zbiła go z pantałyku. Przeklął
siebie w myślach. Westchnął ciężko i z lekką irytacją pokręcił głową.
-Czy
ty musisz łapać mnie za słowa? Przejęzyczyłem się i tyle, Narcyzo jesteśmy na
mrozie, a jak wiadomo mózg trochę wolniej przetwarza informacje w zimie, niż w
lecie- Cyzia spojrzała na niego, jak na ostatniego idiotę.
-JA
CIE CHYBA ZABIJE!!- wrzasnęła nagle i wyciągnęła z buta różdżkę. Podeszła do
niego z wściekłym wyrazem twarzy. On tylko się zaśmiał. Stanęła na palcach, by
mieć lepszy dostęp do jego głowy i przyłożyła mu koniec różdżki do gardła, tak,
jak on zrobił jej to niedawno, nożem. Lucjusz tylko połaskotał ją opuszkami
palców po podbródku. Zachciało mu się parsknąć dzikim śmiechem, widząc jej
zaciśnięte zęby i mordęgę w oczach. W takich sytuacjach lubił ją denerwować jeszcze
bardziej, byleby tylko zachować sobie w pamięci, jak najdłużej obraz takiej
walecznej Cyzi.
-Zrobisz
sobie tym krzywdę- jego dłonie oplotły jej nadgarstki i pozbawiły różdżki,
spadła gdzieś w zaspę. Przyciągnął ja do siebie, tak, że przylgnęła do jego
klatki piersiowej (z czego była szczerze powiedziawszy, skrycie zadowolona), a
jej ręce trzymał w bezpiecznej odległości od siebie. Próbowała się wyrwać,
szamotała się w jego przeklętych, zakleszczonych dłoniach. Ich usta były bardzo
blisko siebie. Znowu miała okazję poczuć jego bliskość, jego ciepło, posłuchać
bicia jego serca, widzieć chłód, jak i skrytą miłość w jego srebrnych, jak
stal, oczach. Chciała, aby ta chwila trwała jak najdłużej, najlepiej wiecznie.
Lucjusz
po krótkim czasie zorientował się, że Narcyza jest już spokojniejsza i puścił
ją.
Blondyna,
nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, na jej twarzy znów malowała się
złość. Liczyła na więcej, ale jak widać, pan Malfoy, chce prowadzić grę. Grę, w
skład której wchodzi przede wszystkim sztuka manipulacji, ludzkimi uczuciami.
-Co
ty sobie wyobrażasz?!- wrzasnęła- Raz trzymasz mi nóż przy gardle, a raz…
Właśnie, co to do jasnej cholery było?!- po prostu eksplodowała. Wyglądała
teraz jak maszynka do zabijania. Jej cierpliwość została wykorzystana do granic
możliwości. Ale trzeba przyznać, że te ogniki w błękitnych oczach, dodawały jej
uroku.
-Nic-
wzruszył ramionami z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
-Nic?!-
oburzyła się- Idę stąd, ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu!- warknęła i
szybko odnalazła wzrokiem swoją różdżkę. Schyliła się po nią i już miała ją
podnieść, kiedy nagle ona wystrzeliła w powietrze. Malfoy zaczął się śmiać, a
Narcyza zgromiła go spojrzeniem- To twoja sprawka?!- wycedziła przez zaciśnięte
zęby. On uniósł ręce w geście niewinności.
-Nie
marnowałbym swojej energii, na takie głupoty- odparł, dusząc się ze śmiechu.
-Skoro
nie ty… To kto?!- po chwili, słychać było piskliwy śmiech. Narcyza wszędzie, by
go rozpoznała- IRYTEK!!- wrzasnęła. Dokładnie nad nią, lewitował przezroczysty
mały duszek, ze skrzyżowanymi nóżkami i wielkim zielonym kapeluszem, którego
wcześniej nie miał. Zapewne zwinął go któremuś ze Ślizgonów.
-Black
nie ma różdżki, Black nie ma różdżki- zaśmiał się i zaczął się bawić jej
magicznym patykiem.
-Oddawaj
ją!- zaczęła desperacko skakać w górę z wyciągniętymi rękoma, jakby skakała po
ostatnie jabłko na drzewie- Od-da-waj mo-ją róż-dżkę!!- krzyczała.
Irytek,
tak, jak i Lucjusz, mieli niezły ubaw.
-Cyzia
zaraz straci swoją różdżkę, zaraz straci różdżkę- zaczął nucić pod nosem i
poszybował w stronę jeziora. Narcyza wytrzeszczyła oczy i pobiegła za nim.
Znalazła go centralnie nad wodą. Przewracał różdżkę miedzy palcami.
-Irytku,
ładnie proszę, oddaj mi ją- wydusiła z siebie ciężko dysząc.
-Hmm…
Niech pomyśle- udawał, że się zastanawia- NIE!!- pokazał jej język i oddalił
się od niej jeszcze bardziej. Ona podeszła na sam kraj brzegu. Dokładnie
zbadała teren nogą. Grunt wydawał się być twardy, więc wychyliła się lekko nad
wodę i wyciągnęła rękę w stronę Irytka.
-Tak
ładnie proszę…. Bo zawołam Krwawego Barona!- echo jej potężnego głosu,
rozniosło się po okolicy. Irytek na chwilę zamarł, nie było mu już do śmiechu-
To jak. Oddasz ją?- spytała z nadzieją i lekkim uśmiechem.
-NIE!!-
zaśmiał się i puścił jej różdżkę. Narcyza desperacko patrzyła, jak znika gdzieś
w głębi wody. Nie wiedziała co ma robić, przez nieuwagę zachwiała się i wpadła
z hukiem do wody. Nic nie widziała, jedynie tafle wody zamykającą się nad jej
głową, z cichym pyknięciem.
Było
ciemno i ponuro. Dopiero teraz, zdała sobie sprawę z tego, jak jest jej zimno.
Z każdym swoim, choć nawet najdrobniejszym ruchem, czuła, jak woda „atakuje” ze
wszystkich stron jej aksamitną skórę. Czuła setki, nawet miliony igieł
wbijających się w ciało. Nie było to miłe uczucie. Bardzo zdziwił ją fakt, że
może normalnie funkcjonować pod wodą. Na wszelki wypadek obadała dłońmi swoją
szyję, ale nie wyczuła żadnych skrzeli, nie widziała również błon między
palcami, ani syreniego ogona. Wszystko było na swoim miejscu. Czuła się, jakby
była zwykłą, najzwyklejszą w świecie roślinką, poddaną różnym testom na
wytrzymałość. Wydawało jej się, że jest zwykłą, pustą lalką nadzianą na ostry,
metalowy kołek. Czuła naprawdę nieprzyjemne zimno w okolicach klatki piersiowej.
Rozglądnęła
się dokładnie na boki, ale nie zobaczyła nikogo, lub niczego, co przykułoby jej
uwagę. Choć może nie tak do końca. Gdzieś w ciemnej otchłani, na samym dnie,
zobaczyła żółte światełko. Od razu popłynęła w tamtą stronę. Jej nogi oraz
ręce, ze wszystkich stron oplatały wodorosty. Ubrania, nasiąknięte wodą, były
jej przeszkodą w poruszaniu się… ale ona
się nie poddała. Zamrugała parę razy oczami i tuż przed nią zmaterializowała
się tajemnicza postać. Ni człowiek, ni ryba, z białymi potarganymi włosami,
złotymi łuskami i szarymi jak stalówki, bez źrenic oczyma.
Narcyza
przeraziła się, próbowała krzyczeć, ale z jej ust, wydobywały się jedynie
bąbelki powietrza. To był tryton. Narcyza zapamiętała, że kiedyś profesor
Sprout, wspominała o nich, że zamieszkują dno jeziora i mogą być bardzo
przebiegłe i niebezpieczne. Tryton wyciągnął w jej stronę białą, kościstą rękę,
pozbawioną jakiegokolwiek promienia życia. Blondyna próbowała się odsunąć, ale
zauważyła, że wokół niej z morskiej głębi, pojawiają się dokładnie takie same
postacie, jak ta pierwsza. Przeraziła się. One były coraz bliżej. W rękach
dzierżawiły ostre, jak brzytwy harpuny, zwrócone w jej kierunku. Po chwili
jeden z trytonów pochwycił jej rękę, przeszył ją dreszcz. Wcisnął w jej dłoń
coś podłużnego. Spojrzała w dół i ujrzała swoją różdżkę. Uśmiechnęła się lekko.
-Dziękuję-
z jej ust, jednak wydobyły się tylko bąbelki powietrza, ale najwidoczniej
tryton to zrozumiał, bo skinął głową. Spojrzała tęsknym wzrokiem w górę, nadal
tkwiła pod wodą. Westchnęła ciężko. Po chwili poczuła, jak dwa trytony trzymają
jej ręce i płyną ku światłu. Czuła się jak baletnica, była taka lekka. To było
coś wspaniałego.
Po
chwili wyłoniła się z wody, niczym syrena. Zaraz, gdy tylko poczuła, że zimne
powietrze muska jej skórę, zaczęła się trząść. Wyszła na brzeg, a trytony
zniknęły tajemniczo pod powierzchnią wody. Narcyza zauważyła, że Lucjusz
biegnie w jej stronę. Próbowała do niego podejść, ale nogi odmówiły
posłuszeństwa. On w biegu ściągnął swój płaszcz i od razu, gdy tylko do niej
dotarł, okrył ją. Przytulił ją i spojrzał w jej błękitne oczy. Jej wygląd
wzbudził w nim poczucie winy. Objął ją mocno ramieniem i zaprowadził na
pobliską ławkę. Usiadł na niej, a Narcyza na jego kolanach. Oparła głowę o jego
klatkę piersiową, cała drżała.
-Och,
Lucjuszu- westchnęła teatralnie- My to chyba nigdy nie dojdziemy do
porozumienia- pokręciła głową.
-Przepraszam,
Cyziu- wyszeptał z wielkim przejęciem. Czuł się odpowiedzialny, za to co się
stało. Ona była coraz to chłodniejsza, a jej oddech powoli zwalniał.
-Nie…
Nie masz… za co- wyrzuciła z siebie z trudem. Robiło jej się słabo. Spojrzała
na niego żałośnie. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i oparła swoje czoło o jego.
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Wyglądało to, jakby napawała się tą chwilą,
jakby to była ostatnia rzecz, jaką chciałby zrobić w swoim życiu.
-Zapamiętaj,
że nie możesz zasnąć!- spojrzał w jej oczy, które były już przymknięte.
-Zimno
mi- wtuliła się w niego.
-Nie
będziesz się teraz do mnie tulić!!- warknął stanowczo i odciągnął ją od siebie-
Będziesz patrzeć mi w oczy- dodał.
-Ale
mi jest zimno- odrzekła, jakby z lekkim wyrzutem.
-To
dlatego, że jesteś cała przemoczona i…- tu uderzył się ręką w czoło i zaklął
pod nosem- jesteśmy na mrozie- dokończył. Ależ z niego kretyn.
-Jestem
śpiąca i zmęczona- zaplotła ręce na jego szyi i wtuliła się w jego tors.
-Trzymaj
się mocno- jedną ręką objął ją pod kolanami, a drugą położył na plecach. Wziął
głęboki oddech i wstał. Udał się w kierunku szkoły, napawając się jej
bliskością.
Ona,
bezbronna, wtulona w niego, muskająca palcami jego klatkę piersiową i
ocierająca się głową o jego brodę. On, spragniony jej ust, zapachu, dotyku.
Pożądanie rosło w nim z sekundy na sekundę. Przeklinał w myślach Merlina, za
swój nieszczęsny los. Starał się panować nad sobą. Nie myślał teraz o niczym
innym, bo miał cel… Uratować Cyzię… Jego ukochaną Cyzię….
~*~~*~~*~~*~
Jaak dla mnie idealny. <3
o Merlinie, cóż za zaszczyt . aaaaa <333. tyle miłości XDD. życzę kolejnych pół roków na blogspocie Cyźka ! <33.
OdpowiedzUsuń29 czerwca ? yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy.. bo koniec roku ? XDDD. dobra, żartuje .. nie będę ;3.
Ekhm.. OBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻEOBOŻE . jak ja się kurwacze uśmiałam XDDDDDDDD. jezu, zlituj się kobieto XDD. hahaha, nie będę cytować, bo spiszę 2/3 rozdziału ;ddd. KURCZAKI ! omnomnomnom. Lucjan zapewne będzie miał teraz grono kurzych fanek ! a na przezwisko: MakCziken. buahahahaha XDDD. to było epickie. histeryczka i kobieta podczas menopauzy ? nono ;DD. Salazarze, jaki mam banan na mordzie! Wyobraziłam sobie tą scenę histerii Lucjana jako dzieciaka . ooooooo *-* . co chwila, łapałam się za brzuch, bo mnie przepona napieprza od śmiania się. BALERON !!! <333333. rozmowy ma gygy, zawsze spoko. sklonowana owieczka . omnomnomnom XDDD. matko .. ile ja się uśmiałam ;d. to skakanie musiało epicko wyglądać ! Irytek ! ty mendo elizejska ! cytując najpowszechniejszy tekst z boiska z mojego dzieciństwa : LECISZ PO TO! a mogła zawołać Barona .. uhh.
Trytony .. jezusicku ! szare oczy. a czyj to ideał ? "takie zimne" oooo XDDD. hahahhaha ;d . WANNA ! albo lepiej bez wanny, Cyyziu ;3.
wiesz, to : pusta lalka, nadziana coś tam kołek - jakoś dziwacznie mi się skojarzyło XDD. błagam przestań XDDD.
Kocham ich kłótnie w twoim wykonaniu. ty weź się jeb.. yy uderz, bo to jest zajebiste ;d. ah te próby.
o boże. ale brzydki rysunek . ej weź go usuń ej ej . obrzydlistwo . ja można tak szpetnie bazgrać . rzal . pff.
No więc.. Rozdział GE NIAL NY ! nigdy się tak nie uśmiałam (nie licząc wczorajszego : jaki pasztet ;d jaki baleron). Więcej takich proszę! Wujku Cyzia. ty się szykuj na moje rozmowy naszej dwójki w czerni ;3 hiehiehie .......
Weny życzę i stul pysk, że gówno ... <33.
Ty wiesz, że ty to VIP. xD MakCziken o Broże... rozwaliłaś mnie. xD ahahahahahahahahaahahahahah No w wydaniu Cyzi wszystko możliwe. Do czego ja Cię zmuszam... Taak właśnie, jestem Twoim Miszczem... "Wygląda jak pasztet, jak baleron" gygy zawsze kul... xD Ale ja Ci od początku mówiłam, że Voldzio zginał się w pół, bo Sevciu przyniósł przeterminowane Tacos i ta mina Czarnego Pana "Bede rzygoł".... :D
UsuńOch szare oczy.... MÓJ DŻDŻDŻDŻEJSOOOONN. <3 Bóg Seksu. ooch *,* BEZ WANNY!! Chce bez wanny i bez tego kwiatka!! Hahahahahahahaha pusta lalka nadziana na metalowy kołek? Ja to napisałam?! O mój najświętszy Salazarze... ah no tak... xD Ej weź, bo i mi sie z tym skojarzyło. :D
OBROŃCA KURCZAKÓW tak samo jak Cygnus- miszcz kierownicy. ^^
Rozmowy naszej dwójki w czerni... uuuu podoba mi się. ^^ Oj uwierz to będzie trudniejsze, niż wbicie galaretki gwoździem do ściany... XD A ty wiesz co będzie w następnym rozdziale... Och, ale się boje, jak to wyjdzie... Musi być perfect. :D
29 czerwiec, szczególna data dla Wujka Cyzi. xD
Czekam na rozdział u Ciebie i więcej Twoich bazgrołów.
Pis, joł... :*
TAKOSSSS <3333333333. mamusiuuu <333. te wąsy ! to sombrero XDD. BEDE RZYGOŁ ! wczoraj na Komnacie XDD. oj Cygnus. szewrolety! bójcie się! . stary piekarnik ! omg.. ja serio nie umiem czytać ;ddd.
OdpowiedzUsuńja chce odżywkę !! albo to spojrzenie !! nie odżywka mojego męża, suko ! XDDDD, alboo oo tym nosie XD W nos go ! A nie.. on nie ma nosa ! - to mnie rozjebało na łopatki ..
Następny rozdział ? to ja już szykuje chusteczki i krem ^^^^^^^^ .
bazgrę . XDD.
narsą XDD.
spamspamspamspamspamspamspamspamspamspamspamspamspam.
Ahahahahahaha albo pustaki w głowie... xD
Usuńtak właśnie to zdjęcie Lucka, jego zacięta mina "Takk dobrze, dolej mu Potter, prawy sierpowy, dobrze lewy sierpowy!! W NOS GO, ZARAZ ON NIE MA NOSA" , "NIE ODŻYWA MOJEGO MĘŻA, TY SUKO" Tylko Wujek Cyzia, wymyśla takie epiki... HAhahaha xD Skromna jestem. xD 29 czerwiec.... ah... nikt nie wie co to za dzień. ;c huehuehue sie dowiesz w szkole. xD AHahahaha szykuj, szykuj... Och będzie się działo. :3 HAHAAHAHAHAHAHAH. :*
Zajebisty rozdział :D
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga ^--^ Gdy przeczytam nowy rozdział, to ja mam od razu pomysł na post na moim blogu o.o ( nie chodzi tu o kopiowanie treści, zupełnie inny pomsył ;p)u
Co do rozdziału: 'kurczaki ♥.♥ + Lucjusz = ☺ xD
Przez połowę było śmiesznie, a gdy zakończałam czytać, to nie wiem czemu ale w oku miałam łezkę:o
Życzę weny. Pozdrawiam.
Bardzo fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKolejny powód dla którego nie lubię zimy, bo jest zimno ;D
Jak przeczytałam jeden fragment zakrztusiłam się truskawką. Moja matka stwierdziła że powinnam się leczyć z pomocą psychiatry lub/i egzorcysty...
Czekać tylko do 29 czerwca.
Pozdrawiam :p
Hej,
OdpowiedzUsuńJa naprawdę nie wiem, dlaczego dopiero teraz zostawiam tutaj swój pierwszy komentarz. Być może to mój kochany leń, który nie chce mnie opuścić, albo brak słów.
Kurczaki mnie powaliły. Świetne po prostu. W ogóle rozdział wspaniały (podobnie jak cały blog). Niezwykle realistycznie wszystko opisujesz, a uczucia są wiarygodne, co nieczęsto się zdarza. Lucjusz mnie troszkę denerwuje, ale nie narzekam... mnie w ogóle ostatnio wiele osób i postaci denerwuje xD
Pozdrawiam i życzę weny.
Wiatm, witam Ciociu ;**
OdpowiedzUsuńTo było dłuuugie, niesamowite magiczne ^.^
Ja zamiast w szkole siedzieć czytam Twojego bloga hue hue... ;D Nie myśl, że uciekłam tylko... no... Oj mniejsza o to xd
Bardzo mi się podobało! Jak on może ze spokojem mówić, że nic jej nie robił?! Och... Lucjusz no! Masz rację ubawiłam się po pachy... :D Kurczaczki hehe pobiły wszystko! Wspomnienie z dzieciństwa o utracie włosów Lucjusza bezcenne! Irytek ten psotnik ;p Bałam się jak ona była tak pod wodą. Och wystraszyłaś mnie no...! I końcówka piękna. Razem idą... to znaczy on idzie ;D A ona taka wtulona w niego ach... ^.^
Chciałam wszystko opisać, ale znając mnie i moją sklerozę zapomniałam o połowie rzeczy xd
Namów Karolinę by mi coś narysowała ;3 Malwinka tak ładnie prosi :D
Chyba podejrzewam co będzie 29.06 albo... hmm raczej nie xd
Gratulację! Każdy ma teraz prawie rocznice kogo znam :) Należy Ci się wszystko podwójnie kochana!
Pozdrawiam Twoja siostrzenica! <3
Zapraszam na nn Esme-Carlisle.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, czekam na nastęny.
Dziś zdecydowałam pójść do szkoły, gdyż czwartkowe i poniedziałkowe wagary przysporzyły kłopotów. No więc, jest chemia, czytam twój rozdział i rozkoszuję się każdą chwilą, a gdy chciałam dodać komentarz i już go napisała, to podchodzi do mnie babsztyl od chemii i zabiera mi telefon. ;( Ma szczęście, że mi oddała potem, bo nie ręczyłabym za siebie! ;/
OdpowiedzUsuńNo więc, przeczytałam w domu ten rozdział jeszcze raz, z tym samym podnieceniem (no i widzisz, piszesz tak, że aż się podniecam!xd)i chciałam potem zamknąć ,,książkę", ale okazało się, że to komputer. ;p
Merlinie, myślałam, że ten tryton to Lucek! xd Oczywiście, wyobraźnia zaczęła buzować! Lucjusz jako tryton, mięśnie tu, mięśnie tam, taaaka klata, włosy rozwianomoczone (mokre xd).
Cyzia się stawia! Ochocho! Biedna Narcyza, taka bezbronna i wyglądająca jak Meduza. ;d
Czytam i się uśmiecham. Kolega do mnie podchodzi i pyta czemu się tak jaram. ;)
No więc, czekam na 29 czerwca. ;*
PS.: Przepiękny rysunek! Moja przyjaciółka kiedyś namalowała mnie, też było ślicznie, ale w postaci mangi, więc już tak fajnie nie było. ;d Ale i tak byłam jej wdzięczna. ;*
PS2.: Wiem, jak się czujesz po stracie rozdziału. Musiałam raz zakładać bloga od nowa, bo nie dało się zalogować na moje konto na blogspocie. Przepłakałam 2 dni. :(
Nie komentowałam od dawna, ale czytam cały czas, a to co widzę cieszy moje oczy, serce i duszę :D Ten rozdział jest chyba moim ulubionym, kłótnie Lucjusza i Cyzi w Twoim wykonaniu są zdecydowanie jedyne w swoim rodzaju (w pozytywnym sensie oczywiście), ale kurczaki jednogłośnie pobiły wszystko:) Uśmiałam się, nadal się uśmiecham jak piszę ten komentarz i po wciśnięci kwadraciku z napisem opublikuj lecę czytać notkę jeszcze raz ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Spes_
O BOŻE XDDD
OdpowiedzUsuńKURCZAKI MNIE ZNISZCZYŁY XDDDDDDDD
nie, nie licz na jakiś konkretny komentarz, muszę odreagować XDDD
Geniusz Twój mnie powala XDDDDD
Pozdrawiam XD <3
OMG!OMH!OMG!OMH!OMG!OMH!OMG!OMH!OMG!OMH!OMG!OMH!OMG!OMH!OMG!OMH!OMG!
OdpowiedzUsuń<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3NO JA NIE MOGEE!! CZEMU TY MI ZNOWU TO ROBISZ?! XD
Przez Ciebie, droga Cyziu, znowu mam pustkę w głowie, nie wiem co powiedzieć i nie mam pojęcia co napisać...
No to może zacznę od najłatwiejszego^^
Rysunek... BOSKI! *-*
A teraz ta trudniejsza część, czyli rozdział:
Ta notka na początku, że rozdział może spowodować histeryczny śmiech. Wiesz co? xD Przez tą informację zaczęłam się śmiać podczas czytania w byle jakich momentach, nie tylko tych śmiesznych, przez Ciebie! XD :D:D:D:D:D:D:D:D:D:D
Rozdział normalnie mnie rozwalił :D Ta rozmowa Lucka i Cyźki, umierałam ze śmiechu i się rozpływałam.. *-*
Poprzedni rozdział zakończyłaś tak dramatycznie, a tu BUM XD i śmiech! I dobrze^^ Bellcia to lubi :D
Powiedz mi jak Ty możesz pisać takie genialne dialogi i opisy i wszystko!? Wszystko wydaje się takie naturalne i normalnie miałam Lucjusza i Narcyzę przed oczami *u* No jak Ty to robisz?? Mistrz! Muszę u Ciebie brać lekcje i nie zaprzeczaj bo oddam do Sweeney Todda i zmienisz swój wygląd na pasztecika. BUAHAHAHA! żartuję xD
Dobra ogarniam się i piszę bardziej "konkretnie" (no ale jak przy Twoim tak genialnym opowiadaniu? ;D ja po prostu nie mogę ._. :D)
A więc... hmmmm...xD
Świetnie oddałaś złość Cyzi i nonszalanckość Lucjcuszaaa <3 ochh *-*
Panna-Uważaj-Bo-Naślę-Na-Ciebie-Swoją-Siostrę... OMH! HAHAH XD
NIE OBRAŻAJ KURCZAKÓW!!! - kolejny atak śmiechu xD aww też kocham kurczaki *-* XD
I to wspomnienie Lucjusza <3 takie pełne emocji.
A potem ten moment kiedy Irytek zabrał Cyzi różdżkę HAHA XD kocham go, chociaż czasem naprawdę daje popalić i wkurza ;P
I to spotkanie z trytonami <3 kocham te stowrzenia^^ Fajnie, że pomogły Cyzi.
I TA KOŃCÓWKA!!! *u*
Nie no... Lucjusz trzyma w ramionach swoją Cyzię <3<3<3<3<3<3<3<3
Mam nadzieję, że Cyzia nie będzie chora i, że ogólnie nic jej nie będzie...
No dobra xD Kończę ten dziwny nierozgarnięty komentarz xd
Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
Twoja Bellatrix Lestraanżżżżż^^ xD
o i jeszcze jedno xD ta moja pamięć ;__;
UsuńCZEMU MYSLAŁAŚ O ZAWIESZENIU BLOGA?? :C Wiem jak to jest, stracić rozdział :c to strasznie wkurzające i ogólnie straszne xd Jak wiesz, też miałam taki problem :/ ale chwila ochłonięcia i wytchnienia pomaga :p nie poddawaj się! ;)