No i proszę :D Wreszcie dodaje rozdział pierwszy. Pracowałam nad nim długo, ponieważ chce pokazać się z jak najlepszej strony… a jak każdy wie początki bywają trudne :P Miłej lektury kochani :) Cyzia
Mały kalendarzyk do mojego opowiadania:
Narcyza (Black) Malfoy urodzona w 1955 roku
Lucjusz Malfoy urodzony w 1954 roku
Narcyza, dziewczyna o pięknym błękitnych oczach oraz długich blond włosach, powiewających na wietrze, pogrążona w swoich myślach, podążała szybkim krokiem przez zatłoczony korytarz pod sale Transmutacji. W ręce kurczowo trzymała swoje ciężkie, grube książki. Niestety jej współlokatorka, ale i najlepsza przyjaciółka Victoria Greene, rozchorowała się i dziś blondyna musiała spędzić cały dzień samotnie.
- Znowu się zgubiłam - zaklęła pod nosem i rozglądnęła się dokładnie na boki - To nie ten korytarz - westchnęła ciężko.
W pewnym momencie, gdy skręcała w któryś z kolei korytarz, zderzyła się z blondwłosym chłopakiem, który zmierzał w przeciwnym kierunku. Książki wypadły jej z rąk. Od razu uklękła i zaczęła zbierać swoje rzeczy, on klęknął koło niej i pomógł jej
- Jak chodzisz, ty...?! - podniosła wzrok i ujrzała przed sobą twarz Lucjusza Malfoya, która cały czas wpatrywała się w nią z uśmiechem.
- Jak chodzisz, ty...?! - podniosła wzrok i ujrzała przed sobą twarz Lucjusza Malfoya, która cały czas wpatrywała się w nią z uśmiechem.
- Jak ja chodzę? - zapytał rozbawiony. - To ty wpadłaś na mnie pierwsza - dodał z nutką ironii w głosie.
-Kogo ja tu widzę… Lucjusz Malfoy - odparła bez entuzjazmu w głosie. - Jeszcze żyjesz - westchnęła ciężko.
- Słodka jak zawsze Narcyza Black - uśmiechnął się. Przez dłuższą chwilę klęczeli wpatrzeni w siebie trzymając w rękach książki. Ich spojrzenia cały czas trafiały na siebie, wodzili za sobą wzrokiem. Narcyza wiedziała, że to tylko gra, że Malfoy ma niezły ubaw widząc jak ona, wielka panna Black przed nim mięknie i traci grunt pod nogami. Nie da mu tej satysfakcji i nie będzie kolejną dziewczyną, która pada na jego widok. Gdy zbliżył się do niej jeszcze trochę tak, że ich nosy prawie się stykały, ona otrząsnęła się i szybko wstała. On widać był trochę rozczarowany, ale zaraz to uczucie szybko przeminęło.
- Przepraszam. Spieszę się na lekcje - powiedziała chłodno i chwyciwszy do ręki swoją własność poszła w stronę sali Transmutacji.
- Miło było Cię znów zobaczyć! - krzyknął za odchodzącą dziewczyną. Po chwili zdał sobie sprawę, że trochę dziwnie wygląda klęcząc tak samotnie na środku korytarza. Westchnął ciężko i wstał. Przeczesał włosy i w tym samym momencie zauważył, jak spoglądają na niego dwie Krukonki, stojące pod salą Obrony Przed Czarną Magią. Uśmiechały się do niego i szeptały coś do siebie. On najwidoczniej widząc jak apetyt rośnie w ich oczach, puścił im zalotne spojrzenie i podszedł do nich. Już po chwili razem odmaszerowali w głąb korytarza.
~*~
Gdy zadzwonił upragniony przez wszystkich uczniów dzwonek na przerwę, wszyscy wyparowali z klas jak dzikie bestie. Tylko Narcyza jako jedyna opanowana, starannie i powoli chwyciła do ręki swoje książki. Gdy szła w kierunku wyjścia usłyszała, iż ktoś woła jej nazwisko.
- Panno Black! - odwróciła się na pięcie i spojrzała na nauczycielkę. Dokładnie teraz stała twarzą w twarz z postrachem tej szkoły, wicedyrektorką Minerwą McGonagall - dystyngowanej i stanowczej damy, która raczej nie kwapi się na pogawędki pozalekcyjne z uczniami, a w szczególności ze Ślizgonami.
- Panno Black! - odwróciła się na pięcie i spojrzała na nauczycielkę. Dokładnie teraz stała twarzą w twarz z postrachem tej szkoły, wicedyrektorką Minerwą McGonagall - dystyngowanej i stanowczej damy, która raczej nie kwapi się na pogawędki pozalekcyjne z uczniami, a w szczególności ze Ślizgonami.
- Tak pani profesor? - podeszła do niej spokojnie lecz w środku gotowała się, czuła, że coś się święci, bo wyraz twarzy McGonagall był ponury.
- Ech… nie jesteś już małą dziewczynką i nie będę owijać w bawełnę - szukała słów, by nie urazić dziewczyny, przecież nie mogła jej powiedzieć po prostu, że jest tępa i są marne szanse, że zda z tego przedmiotu. Do obowiązków nauczyciela nie należało ubliżanie i obrażanie uczniów. Ich obowiązkiem była pomoc w zdobywaniu wiedzy oraz cennych informacji.
- Proszę mi powiedzieć o co chodzi? - Narcyza z trudem opanowała swój drżący głos. Modliła się w duchu, aby wicedyrektorka Hogwartu nie zaczęła krzyczeć na nią z powodu jej częstych nieobecności na zajęciach.
- Twoje oceny z Transmutacji nie są zadowalające… i wiesz, że grozi ci powtarzanie roku? - w głosie Minerwy można było odczuć lekkie współczucie.
-Tak pani profesor. Proszę mi wierzyć, że bardzo się staram, by tego uniknąć - serce biło jej jak oszalałe. Bała się, że jeżeli jej rodzice dowiedzą się o zagrożeniu, na zawsze będzie mogła się pożegnać z nauką w Hogwarcie.
- Dlatego znalazłam kogoś odpowiedniego, kto pomoże Ci się „podciągnąć” w nauce – lekko się uśmiechnęła, a na twarzy blondyny pojawiło się zdziwienie, bo kto to może być? Kto by chciał uczyć ją w wolnym czasie? Do jej świadomości wdzierała się tylko jedna osoba, ale nie, to nie mogła być ona, przecież…. O nie! A jeśli to ona? Co wtedy zrobi?
- Naprawdę nie wiem jak pani dziękować - ukłoniła się z uśmiechem na twarzy.
- Przyjdź do mojego gabinetu wieczorem po kolacji, przedstawię ci ją - zanim dziewczyna zdążyła mrugnąć, stała przed nią kotka z czarnymi obwódkami wokół oczu i dumnym krokiem wybiegła z sali.
~*~
Po kolacji, tak jak było mówione, Narcyza przyszła pod gabinet McGonagall. Gdy stanęła przed drzwiami, drżącą ręką chciała zapukać lecz nie zdążyła nawet jej unieść, bo drzwi same się otworzyły na zaklęcie nauczycielki.
-Wejdź i usiądź na krześle - oznajmiła i wskazała ręką na pobliski mebel. Dziewczyna spełniła jej prośbę- Niestety chłopak przyjdzie do nas za chwilę, ponieważ Dumbledor chciał go widzieć - dodała.
-Oczywiście pani profesor- uśmiechnęła się. I tak przez chwilę siedziały w milczeniu, Minerwa czytała listy od rodziców a blondyna przyglądała się dokładnie ścianom i obrazkom jakie na nich wisiały. Po chwili do pomieszczenia wszedł chłopak, miał na sobie długi czarny płaszcz, a jego blond włosy opadały swobodnie na ramiona.
- Cieszę się, że już jesteś - Minerwa uśmiechnęła się
- Cała przyjemność po mojej stronie, pani profesor - jego głos wydawał się znajomy dla dziewczyny, jednak bała się odwrócić twarz w jego stronę. Siedziała wyprostowana z rękami złożonymi na podołku i twarzą wpatrzoną w okno.
- Panno Black - nauczycielka klasnęła dwa razy w dłonie na zamyśloną Cyzię.
- Tak?… ym przepraszam, zamyśliłam się- wstała i podeszła do starszej kobiety. Gdy zobaczyła osobę, która miała ją uczyć Transmutacji, zamarła z przerażenia.
- Oto twój korepetytor, mam nadzieję, że nie pozabijacie się na wstępie waszej znajomości - uśmiechnęła się.
- Witam Narcyzo, znowu się spotykamy - ukłonił się i posłał jej swój uwodzicielski uśmiech tak, aby wicedyrektorka tego nie zauważyła.
- Lucjusz Malfoy we własnej osobie - odparła chłodno Narcyza, po części domyślała się, że McGonagall zrobiła to specjalnie, ponieważ Narcyza jako jedna z nielicznych dziewczyn ze Slytherinu nie ma jeszcze chłopaka. A ta na siłę chciała ją zeswatać z tą wersją męskiego „Playboya”.
- Zostawię was samych, abyście mogli się lepiej poznać - machnęła różdżką i zniknęła.
- Ta stara jędza zrobiła to specjalnie! - krzyknęła Cyzia, przerywając głuchą ciszę.
- Nawet się z tego cieszę - łobuzersko się uśmiechnął. Wiedział, że jeszcze jedno słowo i ona wybuchnie. Ale to zawsze było takie słodkie, oczywiście według Lucjusza. Nie wiadomo czy reszta uważała tak samo.
- Przez kilka dni na początku roku…nie było Cię w szkole. Dlaczego? - zapytała tonem żądającym wyjaśnień. Zabrzmiało to tak jakby za nim tęskniła i była na niego zła za to, że odszedł bez słowa.
- A co tęskniłaś? - zaśmiał się
- Na zbyt dużo sobie pozwalasz. Malfoy! - odsunęła się od niego do tego stopnia, że poczuła za sobą bok drewnianego biurka. Wiedziała, że teraz blondyn ma ją w garści. Podszedł do niej, był bardzo blisko. Za blisko! Przekroczył jej granice bezpieczeństwa. Ich spojrzenia zderzyły się. Dziewczyna wiedziała, że to tani chwyt chłopaka. Tani ale i uroczy na tyle, że w środku poczuła motylki w brzuchu.
- Przecież oboje wiemy, że od dawna ci się podobam - uwodził ją wzrokiem, lecz ona pozostała nieczuła na jego zaloty. To wzbudziło w nim instynkt bestii. Podniecała go myśl o tym, że pierwszy raz będzie musiał się o kogoś starać. O kogoś? Przecież chodziło o najmłodsza córkę Blacków. To nie był ktoś. To była bogini, królowa śniegu, pani obojętności. Właśnie to cenili w niej chłopcy, to, że jest inna taka wyjątkowa nie zachowywała się jak te inne panienki, które ślinią się na widok jakiegoś „ciacha” w szkole.
- Podobasz mi się? - zaśmiała się głośno i odsunęła się od niego. - Znam wielu przystojniejszych chłopaków od ciebie, Malfoy - założyła ręce pod biustem.
- Zobaczysz, że już niedługo zakradnę się do twoich snów, a prędzej czy później pocałujemy się - zapewnił ją triumfalnym tonem.
-Prędzej rzucę na siebie „Avade”, niż to się stanie - żachnęła się. - Masz mnie uczyć a nie uwodzić - odwróciła się i spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
-Dobrze. Więc, co to jest?- wyciągnął z kieszeni różdżkę.
- Żartujesz sobie? - popatrzyła na niego jak na idiotę.
- No odpowiedz mi co to jest? - uśmiechnął się.
- Niech no zgadnę… Różdżka - odparła z przekąsem.
- Brawo! - zaśmiał się cynicznie. - Już robisz duże postępy - był pewny, że dziewczyna eksploduje. Jednak ona ze stoickim spokojem i szerokim uśmiechem, wyciągnęła różdżkę z skórzanego czarnego buta na lekkiej koturnie. Malfoy wiedział, że coś się szykuje, więc trzymał swoją różdżkę za plecami.
- Dręt...- nie dokończyła, bo chłopak był szybszy i użył zaklęcia „Expelliarmus” i wytrącił dziewczynie „magiczny patyk”.
- Ze mną nie wygrasz mała - chwycił mocno jej ręce. - Jestem prefektem naczelnym Slytherinu i ja tu wyznaczam zasady co ci wolno, a co nie. Jeśli będzie trzeba to użyję odpowiednich metod. Jesteś zwykłą lalką, tak jak inne dziewczyny w szkole. Niczym się nie wyróżniasz! - ścisnął mocniej jej ręce, do tego stopnia, że na jej skórze odbiły się jego wszystkie palce. Była bezradna, bardzo zabolały ją słowa chłopaka, myślała, że ma o niej inne zdanie.
- Rozumiem - odparła. Po tych słowach Lucjusz ją puścił. Zrozumiał, że zbyt gwałtownie ją potraktował. Dziewczyna przykucnęła i chwyciła do ręki różdżkę, która leżała na podłodze, tuż przed stopami Malfoy'a. - Pójdę już, najwidoczniej nasza pierwsza lekcja dobiegła już końca - wstała, po czym ukłoniła się na znak uprzejmości i poszła w stronę wyjścia.
- Narcyzo… - zawołał niepewnie, a ona odwróciła się na pięcie.
- Słucham?
- Jutro o tej samej porze w sali Transmutacji - lekko się uśmiechnął, aby załagodzić sytuację, jednak na próżno.
- Oczywiście wstawię się punktualnie - uśmiechnęła się. - Coś jeszcze?
- Nie - pokiwał głową.
- Więc… Dobranoc - wyszła z pomieszczenia. Lucjusz oparł się o biurko. Był na siebie wściekły,gdyby mógł rozwaliłby biurko wicedyrektorki na kawałki. Natomiast Narcyza czuła, że serce rozpada się jej na tysiące kawałeczków. Wiedziała, że chłopak ma wybuchowy charakter, ale nie przypuszczała, że jest zdolny do czegoś takiego.
~*~
Następny dzień. Promienie wpadające do pokoju przez duże okno, obudziły Victorię Greene. Ta pokręciła się jeszcze trochę na łóżku, a potem niechętnie wstała i ziewając poszła do łazienki. Wyszła z niej po dwudziestu minutach, gotowa do wyjścia. Zaniepokoił ją fakt, iż Narcyza jeszcze nie wstała, więc po chichu podeszła do jej łóżka i przyjrzała się jej dokładnie. Ślad na jej nadgarstku był pierwszą rzeczą, jaka rzuciła się jej w oczy.
- Cyziu, kto ci to zrobił? - wskazała na jej rękę.
- On - odpowiedziała i leniwie obróciła się na drugi bok. Starła łzy z policzków.
- Malfoy?! Zabije go! - wrzasnęła.
- Idź na śniadanie ja sobie poradzę - powiedziała lekko drżącym głosem.
-Nie! - szybko zaprotestowała. - Zostanę przy Tobie! - krzyknęła.
- Idź na to pieprzone śniadanie, chce zostać sama! - wrzasnęła. - No już, sio! Nie chcę nikogo widzieć! - machnęła ręką w stronę drzwi.
- Cyziu, nie opuszczę Cię w takiej chwili - usiadła przy przyjaciółce.
- Och, Victorio - westchnęła ostentacyjnie. Wiedziała, że jak jej przyjaciółka coś postanowi, to zawsze to spełni. Nigdy, no prawie nigdy nie idzie na kompromis. Dlatego też, Narcyza postanowiła zmienić temat. - Nie zdążyłam Ci tego wcześniej powiedzieć, ale McGonagall poprosiła Malfoy'a, aby pomógł mi w nauce. No i oczywiście musiał się popisać, tym, że on ma władze, on jest królem, a my jego uniżonymi sługami. Tak jakoś wyszło - mówiła zaciskając pięści.
- I mam rozumieć, że ten ślad na twoim nadgarstku, to właśnie taki mały prezent od niego, tak?
- Dokładnie tak. Na pewno szykuje się owocna współpraca między nami.
- W to nie wątpię. Coś czuję, że prędzej czy później Hogwart wyleci w powietrze - westchnęła ciężko.
- Nie przesadzaj, choć w jego przypadku to wszystko możliwe - uśmiechnęła się lekko.
- Cyziu, czy ty przypadkiem się nie...
- W nim? No proszę cię. Nigdy w życiu. Nie związałabym się z nim nawet, gdyby był ostatnim chłopakiem na tej planecie.
- Oczywiście, że nie - odparła z irytacją.
- Czy to coś sugerujesz? - spytała lekko oburzona.
- Nie skądże. A teraz cię opuszczam, bo jestem bardzo, ale to bardzo głodna - ruszyła w stronę drzwi. - A właśnie, a ty gdzie wtedy będziesz? Bo coś mi się wydaje, że raczej nie przyjdziesz na lekcje.
- Będę na księżycowej skarpie - odpowiedziała. - Idź już, tylko przysięgnij, że nikomu nie powiesz gdzie jestem. Jasne? - posłała jej mordercze spojrzenie.
- Cyziu nie ufasz mi? Przecież wiesz, że nigdy bym ci tego nie zrobiła - odparła i wyszła, trzaskając drzwiami, w akcie jawnego oburzenia.
Narcyza westchnęła ciężko i zamknęła oczy. Pogrążyła się w chaosie własnych myśli...
Pięknie piszesz! Zazdroszcze xd
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy. Kurde, dupek z tego Lucjusza. Z resztą Draco ma to po nim :-) czekam na nn :-).
Pozdrawiam !
Dziękuje za tak miłe słowa :)
UsuńA co do Lucjusza to powiem tyle, że w następnych rozdziałach wyjaśni się powód jego zachowania w stosunku do Cyzi. :P
Ale zanim to nastąpi niestety jeszcze trochę pobędzie takim dupkiem :D
O Ty ! Haha nie licz na to samo na moim blogu... Aww.. Też szybko nie zmienię tego, że o sobie nie wiedzą pomimo tego, iż są blisko ! Hehe ! Ale szczerze? Wolę jak jest troche nienawiści a pozniej milosci i znowu nienawisc.... to tak w napieciu trzyma ! :-)
UsuńPokazałaś się z dobrej strony :P
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał. Jeszcze na taki nie natrafiłam ;) Bardzo mi się podoba,będę zaglądać często. Informuj mnie o NN na http://esme-carlisle-cullen-love.blogspot.com :)
Weny!
No Misia ty może zacznij pisać książki... bo ci to dobrze wychodzi :D
OdpowiedzUsuńPS.Zajmij się tym po lekcjach :D hehe :D nie no żartuje ekstra :D
"-Kogo ja tu widzę… Lucjusz Malfoy - odparła bez entuzjazmu w głosie. - Jeszcze żyjesz - westchnęła ciężko." Hahahaha, tekst numer jeden tego rozdziału ♥♥
OdpowiedzUsuńpokazałas się od bardzo dobrej strony :D no ale przecież ty juz to wiesz :P
podoba mi się pomysł z pomocą w nauce xd no a takim nauczycielem to sama bym nie pogardziła :3 Cyzia powinna mu była pozwolić dać się pocałować, a dopiero potem wybiec, to by było bardziej okrutne xd najpierw wzbudzić nadzieję na coś więcej, a potem go zostawić w najlepszym momencie :3