No i chciałabym podziękować WSZYSTKIM, którzy mimo, iż nie są fanami, największymi fanami Narcyzy i Lucjusza, czytają ten blog. Wiele to dla mnie znaczy, naprawdę. :) Kocham Was. :*
Cyzia. :3
Ps: Co do tytułu, wymyśliłam go na poczekaniu i uważam, że jest dziwny, dlatego też jak mnie natchnie to go zmienię. :)
Od tamtego zdarzenia minęło kilka dni. Oczywiście Narcyza i Lucjusz, jak to u nich bywało w zwyczaju, nie odzywali się do siebie. Starali się, by nigdy nie zostawać w sytuacji bez wyjścia, tzw. Sam na sam. Unikali siebie jak ognia. Alice, z natury blondynka, która miała pudding bananowy tam, gdzie przeważnie był mózg- tak stwierdził Rosier- nie domyślała się o co chodzi, dlaczego są tacy markotni. Ona była optymistką, mimo iż nie była zbytnio inteligentna to miała w sobie to coś, co naprawdę czyniło ją zawsze pogodną osobą.
Do Narcyzy coraz bardziej docierało to, jaki naprawdę ma charakter. Zawsze uważała, że robiła wszystko dobrze, że nigdy się nie myliła. Miała siebie za perfekcjonistkę w każdym calu, a tu nagle jej wyobrażenia o sobie, jako o ideale rozsypały się niczym zamek z piasku. Choć nie chciała, musiała przebywać w towarzystwie tej przeklętej Alice. Modliła się, by wreszcie ta cała Poppy wypuściła Victorie ze skrzydła szpitalnego, albo sama tam pójdzie i pomacha tej babie przed nosem perfumami Slughorna, by ta padła, a ona mogła spokojnie zabrać Vicki. Jej modlitwy zostały wysłuchane, zaraz następnego dnia, kiedy to wczesnym rankiem w dormitorium zawitała brązowowłosa uśmiechnięta od ucha do ucha, od razu padły sobie w ramiona i rozmawiały, aż do późnego wieczora, praktycznie nie wychodząc ze swoich komnat. Narcyza wreszcie czuła, że jej życie nabiera sensu.
Zima dawała się we znaki. Odwołano lekcję z panią Sprout, jak i lekcję astronomii. Rada pedagogiczna bardzo szybko interweniowała przed nadciągającymi zamieciami śnieżnymi. Zaostrzyła regulamin, z czego uczniowie nie byli zadowoleni. Zaczęli się buntować. Nie chodzili w mundurkach szkolnych, nie uczęszczali na lekcje, nie odrabiali prac domowych. Nauczyciele załamywali ręce, dlatego też każdego dnia wieczorem, wszyscy zbierali się w pokoju pani Sprout i pili herbatkę z miętą i melisą na przemian, by nie wpaść w depresję. Horacy Slughorn był bliski kryzysu… Na dodatek jego ukochany ślimak Henio postanowił go opuścić. Nauczyciel eliksirów biegał za nim po całej szkole wykrzykując „Heniu, wracaj! Nie tak szybko, nie nadążam. Zwolnij swoje tępo!”. Ślimak mknął jak torpeda… dwa centymetry na godzinę. Dla Slughorna największym oparciem w tych trudnych, wręcz dramatycznych chwilach, była Minerwa McGonagall. Wspierała go jak mogła, a jeśli to nie pomagało, transmutowała się w kotkę i łasiła się przy jego nogach. Wręcz fascynujące zajęcie, które kiedyś poskutkowało, bo Horacy zapomniał o Heniu i zaprosił Minerwę na kolację, z czego znowu nie był zadowolony Albus „Drops” Dumbledore, dla znajomych „dropsiarz”, dla Ślizgonów „stary grzyb”, albo „Dumby”. Stanowczo oświadczył, że nie pozwoli Minerwie opuścić murów szkoły, bo muszą zastanowić się nad karą dla uczniów. I tak oto zawiedziony Slughorn, smutna, a zarazem wściekła Minerwa-Bez-Whiskas-Nie-Podchodź i dumny Dumby, pomaszerowali do swoich kwater.
Zima, tak samo, jak i bunt wśród uczniów się zaostrzyła. Dumbledore na jednym z ogłoszeń w Wielkiej Sali na swojej nieśmiertelnej ambonie oznajmił, że potrzebny w Hogwarcie jest ktoś z twardą ręką i rygorystycznymi zasadami. Słysząc te słowa, uczniowie wygwizdali profesora.
Minęło kilka dni i wydawało się, że wszystko powróciło już do normalnego stanu, gdy nagle Dyrektor oznajmił, że w najbliższej przyszłości nie będzie można wyjść do Hogsmeade. Na tę wiadomość uczniowie chcieli rozpętać trzecią wojnę światową. Ślizgoni byli gotowi nawet użyć zaklęć niewybaczalnych i uroków na czele z Obrońcą kurczaków, lecz po szybkiej interwencji McGonagall, (najlepszej przyjaciółki Dumbledora od serca, z którą wytrzymał ponad czterdzieści lat, za co większość szkoły go podziwiała, bo wytrzymać z Minny to nie lada wyczyn) odrzucili chęci mordęgi na inny dzień.
W końcu dyrektor się poddał, na co uczniowie zawyli z zachwytu. Po swojej klęsce zaszył się w swoim gabinecie i zajadał się cytrynowymi dropsami, a potem prefekci Gryffindoru musieli zaprowadzić go do profesora Slughorna, by ten dał mu eliksir na oczyszczenie dróg pokarmowych, bo staruszek zapchał sobie cały żołądek. Po swojej kolejnej kapitulacji oznajmił, że przyspiesza wyjście do Hogsmeade. Uczniowie słysząc tę wieść przysłali mu wiązanki z żółtych tulipanów i paczki z dropsami, na co on zareagował spontanicznie i oddał wszystko Filiusowi Flitwickowi, by znów nie popaść w dropsową chandrę.
Tak więc, jak słowo Dumbledora się rzekło, to musiało zostać uchwalone, dlatego też cztery dni przed świętami i wyjazdem do rodzin, zorganizowano wyjście do Miodowego Królestwa. Rada pedagogiczna wynagrodziła uczniom to, jak nimi „pomiatano” i wynajęła karety w kolorach każdego z domów, do których zaprzęgnięte były, po dwa jednorożce. Widok ten był niesamowity. W blasku słabego słońca oraz błyszczących płatków śniegu, ich grzywy powiewały na wietrze i lśniły, niczym miliony kryształków. Nie było chyba żadnej dziewczyny, która by nie fascynowała się tymi zwierzętami… Och, no tak, oczywiście nie wliczając Ślizgonek… Tak, zdecydowanie. Kiedy inne dziewczyny podchodziły do jednorożców, głaskały ich, przytulały, wychowanki Salazara Slytherina stały przy głównej bramie Hogwartu w grupkach, szepcząc coś do siebie. Narcyza wraz z Victorią pochłonięte były rozmową z dwoma przystojnymi chłopakami. Jeden był dobrze zbudowanym, wysokim brunetem o czekoladowych oczach, do których wzdychała prawie każda panna w szkole, bo jego oczy miały w sobie to coś, ten błysk. Ubrany był w bardzo elegancki, czarny płaszcz, najmodniejszy w tym sezonie. Widać, że pochodził z rodziny szlacheckiej, ponieważ w Hogwarcie mało kto miał takie markowe ubrania, czy też srebrne pierścienie na rękach, symbolizujące przynależność do Slytherinu. Chłopak ten ciągle zerkał w stronę Narcyzy uśmiechając się do niej zalotnie, na co ona odpowiadała również uśmiechem, jak i rumieńcem na twarzy. Tym młodzieńcem był niejaki Augustus Rookwood, uczeń klasy siódmej. Drugi był bowiem ciemnym blondynem, również dobrze zbudowanym o szarych oczach. Słynął z wielkiego poczucia humoru, a nazywał się Maximilian Avery.
Do Narcyzy coraz bardziej docierało to, jaki naprawdę ma charakter. Zawsze uważała, że robiła wszystko dobrze, że nigdy się nie myliła. Miała siebie za perfekcjonistkę w każdym calu, a tu nagle jej wyobrażenia o sobie, jako o ideale rozsypały się niczym zamek z piasku. Choć nie chciała, musiała przebywać w towarzystwie tej przeklętej Alice. Modliła się, by wreszcie ta cała Poppy wypuściła Victorie ze skrzydła szpitalnego, albo sama tam pójdzie i pomacha tej babie przed nosem perfumami Slughorna, by ta padła, a ona mogła spokojnie zabrać Vicki. Jej modlitwy zostały wysłuchane, zaraz następnego dnia, kiedy to wczesnym rankiem w dormitorium zawitała brązowowłosa uśmiechnięta od ucha do ucha, od razu padły sobie w ramiona i rozmawiały, aż do późnego wieczora, praktycznie nie wychodząc ze swoich komnat. Narcyza wreszcie czuła, że jej życie nabiera sensu.
Zima dawała się we znaki. Odwołano lekcję z panią Sprout, jak i lekcję astronomii. Rada pedagogiczna bardzo szybko interweniowała przed nadciągającymi zamieciami śnieżnymi. Zaostrzyła regulamin, z czego uczniowie nie byli zadowoleni. Zaczęli się buntować. Nie chodzili w mundurkach szkolnych, nie uczęszczali na lekcje, nie odrabiali prac domowych. Nauczyciele załamywali ręce, dlatego też każdego dnia wieczorem, wszyscy zbierali się w pokoju pani Sprout i pili herbatkę z miętą i melisą na przemian, by nie wpaść w depresję. Horacy Slughorn był bliski kryzysu… Na dodatek jego ukochany ślimak Henio postanowił go opuścić. Nauczyciel eliksirów biegał za nim po całej szkole wykrzykując „Heniu, wracaj! Nie tak szybko, nie nadążam. Zwolnij swoje tępo!”. Ślimak mknął jak torpeda… dwa centymetry na godzinę. Dla Slughorna największym oparciem w tych trudnych, wręcz dramatycznych chwilach, była Minerwa McGonagall. Wspierała go jak mogła, a jeśli to nie pomagało, transmutowała się w kotkę i łasiła się przy jego nogach. Wręcz fascynujące zajęcie, które kiedyś poskutkowało, bo Horacy zapomniał o Heniu i zaprosił Minerwę na kolację, z czego znowu nie był zadowolony Albus „Drops” Dumbledore, dla znajomych „dropsiarz”, dla Ślizgonów „stary grzyb”, albo „Dumby”. Stanowczo oświadczył, że nie pozwoli Minerwie opuścić murów szkoły, bo muszą zastanowić się nad karą dla uczniów. I tak oto zawiedziony Slughorn, smutna, a zarazem wściekła Minerwa-Bez-Whiskas-Nie-Podchodź i dumny Dumby, pomaszerowali do swoich kwater.
Zima, tak samo, jak i bunt wśród uczniów się zaostrzyła. Dumbledore na jednym z ogłoszeń w Wielkiej Sali na swojej nieśmiertelnej ambonie oznajmił, że potrzebny w Hogwarcie jest ktoś z twardą ręką i rygorystycznymi zasadami. Słysząc te słowa, uczniowie wygwizdali profesora.
Minęło kilka dni i wydawało się, że wszystko powróciło już do normalnego stanu, gdy nagle Dyrektor oznajmił, że w najbliższej przyszłości nie będzie można wyjść do Hogsmeade. Na tę wiadomość uczniowie chcieli rozpętać trzecią wojnę światową. Ślizgoni byli gotowi nawet użyć zaklęć niewybaczalnych i uroków na czele z Obrońcą kurczaków, lecz po szybkiej interwencji McGonagall, (najlepszej przyjaciółki Dumbledora od serca, z którą wytrzymał ponad czterdzieści lat, za co większość szkoły go podziwiała, bo wytrzymać z Minny to nie lada wyczyn) odrzucili chęci mordęgi na inny dzień.
W końcu dyrektor się poddał, na co uczniowie zawyli z zachwytu. Po swojej klęsce zaszył się w swoim gabinecie i zajadał się cytrynowymi dropsami, a potem prefekci Gryffindoru musieli zaprowadzić go do profesora Slughorna, by ten dał mu eliksir na oczyszczenie dróg pokarmowych, bo staruszek zapchał sobie cały żołądek. Po swojej kolejnej kapitulacji oznajmił, że przyspiesza wyjście do Hogsmeade. Uczniowie słysząc tę wieść przysłali mu wiązanki z żółtych tulipanów i paczki z dropsami, na co on zareagował spontanicznie i oddał wszystko Filiusowi Flitwickowi, by znów nie popaść w dropsową chandrę.
Tak więc, jak słowo Dumbledora się rzekło, to musiało zostać uchwalone, dlatego też cztery dni przed świętami i wyjazdem do rodzin, zorganizowano wyjście do Miodowego Królestwa. Rada pedagogiczna wynagrodziła uczniom to, jak nimi „pomiatano” i wynajęła karety w kolorach każdego z domów, do których zaprzęgnięte były, po dwa jednorożce. Widok ten był niesamowity. W blasku słabego słońca oraz błyszczących płatków śniegu, ich grzywy powiewały na wietrze i lśniły, niczym miliony kryształków. Nie było chyba żadnej dziewczyny, która by nie fascynowała się tymi zwierzętami… Och, no tak, oczywiście nie wliczając Ślizgonek… Tak, zdecydowanie. Kiedy inne dziewczyny podchodziły do jednorożców, głaskały ich, przytulały, wychowanki Salazara Slytherina stały przy głównej bramie Hogwartu w grupkach, szepcząc coś do siebie. Narcyza wraz z Victorią pochłonięte były rozmową z dwoma przystojnymi chłopakami. Jeden był dobrze zbudowanym, wysokim brunetem o czekoladowych oczach, do których wzdychała prawie każda panna w szkole, bo jego oczy miały w sobie to coś, ten błysk. Ubrany był w bardzo elegancki, czarny płaszcz, najmodniejszy w tym sezonie. Widać, że pochodził z rodziny szlacheckiej, ponieważ w Hogwarcie mało kto miał takie markowe ubrania, czy też srebrne pierścienie na rękach, symbolizujące przynależność do Slytherinu. Chłopak ten ciągle zerkał w stronę Narcyzy uśmiechając się do niej zalotnie, na co ona odpowiadała również uśmiechem, jak i rumieńcem na twarzy. Tym młodzieńcem był niejaki Augustus Rookwood, uczeń klasy siódmej. Drugi był bowiem ciemnym blondynem, również dobrze zbudowanym o szarych oczach. Słynął z wielkiego poczucia humoru, a nazywał się Maximilian Avery.
-Wyobraźcie sobie, że wtedy na boisku zostałem ja i on...- ciągnął swoja wypowiedź Rookwood. Wszyscy przysłuchiwali się jego opowieści z pełną uwagą. Połowa wiedziała, że to zwykłe bujdy wyssane z palca, ale fajnie się słuchało jego cudownej dykcji i pięknego angielskiego akcentu.
-I co było dalej?- pisnęła zaciekawiona Victoria. Na jej twarzy malowała się dzika fascynacja. Widać, że wzięła na pewnik wszystko, co mówił Rookwood. Jej ciemne źrenice były powiększone do granic możliwości i błyszczały się, niczym dwa wielkie kryształki.
-I wtedy resztkami sił wyciągnąłem swoja różdżkę i machnąłem nią. Odrzuciło go na 20 metrów. Tak
oto wygrałem ten pojedynek- dokończył dumnie swoją wypowiedź. Połowa słuchających wydała z siebie coś w stylu „och”, a podkreślam, że w tym gronie znalazło się kilku chłopaków. Definitywnie Hogwart schodzi na psy.
-Oj w marzeniach Rocki, w marzeniach- Narcyza przerwała jego głęboką zadumę.- Tak, bo powiedz mi, skąd dementor znalazłby się w ciągu roku szkolnego, w dzień, na boisku? Uświadom mnie- wywróciła oczyma, a kilka osób się zaśmiało. Takie historyjki bardzo irytowały Narcyzę, zwykłe szumowiny mieszające w głowie, trochę mniej inteligentnym uczniom, grzeczniej mówiąc. Po prostu, był to godny pożałowania widok.
-Mogę opowiedzieć ci o wiele więcej- Rookwood zaśmiał się cicho i podszedł do Narcyzy, by jednym szybkim ruchem chwycić ją w tali i przyciągnąć do siebie. Uderzyła plecami o jego umięśniony tors. On pochylił się nad nią.- Jeśli tylko zgodzisz się wyjść ze mną na kolacje- wyszeptał jej do ucha. Zadrżała. Jeszcze nigdy w życiu nie sądziła, że Rookwood może być taki, taki wspaniały, uwodzicielski. Poczuła motylki w brzuchu, a czuła je jedynie tylko przy Lucjuszu. Naprawdę ciekawe, a zarazem dziwne zjawisko.
-Sugerujesz randkę?- spytała, z trudem opanowując swój drżący głos. Spojrzała kątem oka na Victorie, która, tak jak zresztą inni, chichotała z tego co zrobił Rookwood. No pięknie i teraz opinia o mnie, jako o szanowanej pannie Black, szlag trafi. Przeklęty mój cięty język, warknęła w myślach.
-Randkę?- zaśmiał się sztucznie. Nadal nie wypuszczał jej ze swoich ramion, mimo iż ona wykonywała już lekkie protesty.- Nie.. Tylko takie spotkanie przy świecach z dobrym winem- sprostował swoją wypowiedź.
-Czyli jednak randka?- spojrzała na niego z lekką irytacją wypisaną na twarzy. O Merlinie, jakie on ma piękne oczy!!, na sekundę odpłynęła, wpatrując się w te dwa czekoladowe cuda. Dlaczego Lucjusz nie ma takich pięknych oczu?
-Jak ty mnie dobrze znasz- uśmiechnął się łobuzersko.
-W marzeniach Rooki, w marzeniach- odsunęła się od niego na bezpieczną odległość i potrząsnęła głową. Spojrzała kątem oka na grupkę chłopaków stojących już przy jednym z powozów. Oczywiście byli wśród nich Lucjusz i Evan. Te gbury zawsze w centrum uwagi. Żałosne.
-No, Cyziu, nie bądź taka... Co ci zależy? Jeden raz- wlepił w nią swoje błagalne spojrzenie. Narcyza zamrugała parę razy oczyma, zdała sobie sprawę, że na chwilę się wyłączyła. Była zafascynowana mierzeniem się wzrokiem z Lucjuszem. Tak, to było o wiele ciekawsze od randki z tym pajacem. Ach, uroczym pajacem. Co ja plotę?! Pajac i tyle! Pajac o pięknych, słodkich, czekoladowych oczach, które są takie urocze. Stop, Black. Uspokój się. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. To tylko oczy!!
-Przykro mi, ale jestem zajęta w ten dzień- westchnęła teatralnie i jej wzrok znowu popędził galopującym tempem do Lucjusza. On również się na nią patrzył, ale za to w jego oczy mogła spoglądać godzinami, a oczy Rookwooda, ją onieśmielały i zawstydzały. Znowu, jak pan o pięknych, czekoladowych kryształkach coś do niej mówi, to powinna utrzymywać z nim wzrokowy kontakt, no, ale kiedy ona nie potrafi?! Te oczy są hipnotyzujące. Ale oczy Lucjusza pałają chłodem i nieopisaną pasją, aż chciałaby się zatopić w ich głębi szarości, poznać tajniki ich myśli, tego co wyrażają, co odczuwają. Byłoby jej wtedy o wiele łatwiej… Merlinie, Black, uspokój swój umysł. Fantazje odstaw na wieczór!
-Ale jeszcze nie powiedziałem kiedy- Rookwood drążył swoją fascynującą wypowiedź. No tak, jakby ją to obchodziło, że jakiś lowelas o pięknych oczach, usiłował się właśnie z nią umówić na randkę. Ależ jest rozchwytywana, jak budyń w Wielkiej Sali.
-Poczekaj chwilę- odpowiedziała i wyciągnęła ze swojej torby swój mały kalendarzyk. Otworzyła go, przejechała palcem po kartce i przewróciła stronę. Powtórzyła tą czynność jeszcze kilka razy, ku niecierpliwieniu Rookwooda i zamknęła kalendarzyk.- Z tego wynika, że…- uśmiechnęła się słodko.- Mam wszystkie dni zajęte- Sztuczna radość zniknęła z jej twarzy. No co on sobie myśli, że od razu mu ulegnie?! Co za oszołom! Z czekoladowymi oczami…
-Zajęte czym?- dopytywał się, już cały rozdygotany. Ona podeszła do niego powoli i chwyciła do ręki jego szal. Zaczęła się nim bawić. Znowu napotkała spojrzenie, wściekłe spojrzenie, Lucjusza, który już zaciskał pięści i już miał ochotę rzucić się na Rookwooda. Na szczęście jak to w bajkach bywa, jest i taka osoba, która umie zażegnać wszelakie spory, a tą osobą był nie kto inny, jak? Evan Rosier. Trzymał on mocno Lucjusza za ramię. Narcyza przyciągnęła do siebie Rookwooda za szal i wyszeptała mu do ucha:
-Oddychaniem Rocki- uśmiechnęła się słodko. On przymknął oczy, by napawać się tą chwilą, która jednak szybko się ulotniła, bo Narcyza odsunęła się od niego. Jak ona mogła?!
-Wstrętna małpa- syknął Malfoy do Evana. Nie wytrzymał już dłużej. Musiał się wyżyć.- Bawiąca się uczuciami su…- nie dokończył, ponieważ Rosier wbił mu paznokcie w rękę. Oczywiście te słowa zapadły Narcyzie głęboko w pamięci. Obrzuciła zdenerwowanego Lucjusza zawistnym spojrzeniem i spojrzała na Rookwooda. Jakiś tleniony blondyn będzie mnie obrażał?! No jeszcze czego! Pff, Pan-Jestem-Doskonały-W-Każdym-Calu-I-Nie-Próbuj-Zaprzeczyć-Bo-Dostaniesz-Moją-Srebrną-Laską myśli, że będzie mi przykro, że padnę na kolana i go przeproszę? No jeszcze nie upadłam do tak niskiego poziomu na jakim on teraz się znajduje. Ja jestem Black, Narcyza Black i nie przepraszam! Mam swoją dumę i swoją godność i mam serdecznie w duszy to, co mówią o mnie inni, a Pan-Zostaw-Moją-Odżywkę-Bo-Poczujesz-Smak-Mojego-Kopniaka nie zepsuje tego!
-Jeszcze się ze mną umówisz, zobaczysz- odparł. Narcyza zaśmiała się cicho. Jeśli pan Malfoy chce wojny… To będzie ją miał.
-Wiesz Rooki w sumie to…- odchrząknęła niby przez przypadek, ale i tak większość zwróciła na nich swoje oczy- Umówię się z tobą- spojrzała na niego. On nie mógł posiadać się z radości. Kilka osób zaklaskało, a Lucjusz myślał, że zaraz wydrapie oczy temu lalusiowi. Jego srebrna laska stała w pogotowiu, gotowa do akcji. Zapowiadała się krwawa rzeź…
-Wiem w co ty grasz- wyszeptał do jej ucha Rookwood. Po pierwsze: przestraszyła się, bo zaskoczył ją tak szybką zmianą miejsc, po drugie: skąd on może wiedzieć dlaczego ona to zrobiła, po trzecie: jego czekoladowe oczy. Wykluczmy dwa pierwsze punkty i zajmijmy się trzecim, westchnęła w myślach.
-Skąd wiesz, że w coś gram?- odpowiedziała pytaniem na pytanie. Udawała zdziwioną.
-Jeśli chcesz, by Lucjusz był o ciebie zazdrosny to pozwól mi się pocałować- chwycił ją za rękę i odciągnął od zbiegowiska.
-Kusząca propozycja- zastanowiła się na chwilę. Niby kiedyś przed felernym zdarzeniem u rodziców, ona i Lucjusz udawali parę, ale najwidoczniej ludzie o tym zapomnieli albo Lucjusz rzucił na nich Obliviate. W sumie panna Black również może zaszaleć i pokazać, że stać ją na więcej i na kogoś lepszego.
-Zgoda- uśmiechnęła się. Nie czuła podniecenia, ale serce dudniło jej w piersi z każdym jego dotykiem. Merlinie, jakiego on kremu używa, że ma takie gładkie ręce. Opuszki jego palców muskały jej szyję, by później kreślić wzroki na jej karku, aż w końcu dotrzeć do jej policzków i przejechać kciukiem po jej kształtnych, krwistych ustach. Podszedł do niej i jedną ręką objął ją w talii, a drugą wplótł w jej włosy. Ona niepewnie naparła rękami na jego tors, by potem zapleść je na jego szyi. Rookwood niezdarnie, ale z uczuciem pocałował ją. Na chwilę trwali w bezruchu. Zamknęła oczy, to było cudowne uczucie, móc czuć na swoich wargach słodki smak pomarańczy. Wahała się co zrobić, odsunąć się czy pogłębić ten pocałunek. Gdy Rookwood chciał się odsunąć, ręce Narcyzy mocniej zacisnęły się na jego szyi. Odwzajemniła jego pocałunek. Tak bardzo potrzebowała czyjejś bliskość. On całował tak z pasją i namiętnością. Szczerze to nie tak miało wyglądać. Wszystko wymknęło im się spod kontroli, dwie dusze spragnione miłości, wreszcie odnalazły to, czego potrzebowały. Było im razem tak dobrze, nie chcieli tego przerywać. Słyszeli wiwaty dochodzące z oddali. Po chwili Rookwood odsunął się od niej, w zasadzie to odsunął go Avery.
-Porozmawiamy o tym później- wyszeptała z uśmiechem. Starała się opanować swój oddech.
-Tak, zdecydowanie. To zaszło za daleko- również się uśmiechnął. Avery wywrócił teatralnie oczyma i ziewnął ostentacyjnie. Narcyza i Rookwood stali wpatrzeni w siebie, a on czuł coraz mocniejszy ból w lewym przedramieniu.
-Pani wybaczy, ale pan Rooki musi ją opuścić- odrzekł, przerywając całą tę szopkę.
-Och, tak... Male problemy techniczne- odparł Rooki i zacisnął dłoń na swoim lewym przedramieniu, tak jak Avery. Uśmiechnęli się i odeszli. Katem oka Narcyza zauważyła że zniknął również Lucjusz i Evan...
-Narcyzo!- pisnęła Victoria, kiedy ta podeszła do niej. Od razu dołączyło się do nich parę innych Ślizgonek i przez dziesięć minut, nie paplały o niczym innym, niż o tym, że skoro Narcyza całowała się z Rookwoodem to są parą. Och, pomyślą, że gram na dwa fronty. Nie, ona nie chodzi z nim, ona jest wolna jak ptak i tak pozostanie. To, że całowała się z Lucjuszem, raz, czy tam dwa razy, a może nawet trzy, no i prawie się z nim przespała, to kompletnie nic nie znaczyło. Zajmowało to jedno z ostatnich miejsc na jej szafce wspomnień. Kogo ona chce oszukać? To było cudowne, chciałaby to przeżyć jeszcze raz.
-Przepraszam!- odezwał się chłodny głos. Narcyza i Victoria spojrzały na osobę, która właśnie się pojawiła i odetchnęły z ulgą. Alice! Och, Narcyza nigdy się jeszcze tak nie cieszyła z tego, że ją widzi.
Blondyna szybko spławiła inne dziewczyny i uśmiechnęła się ciepło. Jej długie, gęste, blond włosy swobodnie opadały na ramiona. Lubiła podkreślać załamanie powieki ciemnymi cieniami. Oczy zawsze podkreślała gruba, czarna kredka, a usta dopełniała bordową szminka. Narcyza dziwnie się czuła w jej obecności. Jefferson zawsze niosła ze sobą wesoła atmosferę i potrafiła sprawić, że każdy człowiek zapominał o smutku i cieszył się życiem. Narcyzie wydawało się, że to ona jest wzorem do naśladowania, że to z nią ludzie chcą się zadawać, jednakże ta Alice przyćmiewała ją swoim charakterem, dlatego też zaczęła jej nienawidzić.- Przepraszam za spóźnienie, ale miałam drobny wpadek- odparła uśmiechając się. Victoria kątem oka zauważyła, że cala lewa ręka Alice pokryta jest krwią i bliznami. Wcześniej tego nie miała.
-Czy spóźnienie ma coś wspólnego z tym?- spytała Greene i wskazała na jej rękę. Alice zbladła i wytarła rękę o swoją szatę. Była lekko zdenerwowana i jąkała się.
-Tak. Jakiś pierwszoroczniak wylał na moją dłoń eliksir, który niestety się przemieścił- odpowiedziała szybko. Zapadła niezręczna cisza. Narcyzę zastanawiało to, dlaczego Alice ma takie zabłąkane spojrzenie, jakby bała się, że ktoś może zrobić jej krzywdę.
-Ale to na pewno nic poważnego?- spytała Narcyza chcąc wziąć jej rękę w swoja. Musiała udawać, że jest taka miła, dla „przyjaciół”, oj jaką miała ochotę wepchnąć ją do jeziora.
-Naprawdę nic poważnego- odpowiedziała spokojnie Jefferson, jednak w jej glosie można było wyczuć nutkę złości. Nie pozwoliła Narcyzie dotknąć swojej ręki. Odsunęła się od niej. To wszystko było bardzo dziwne. Victoria przygryzała dolną wargę i bacznie ilustrowała Alice wzrokiem. Jej zachowanie, jej ruchy, jej mimikę twarzy. Nie ufała jej. Poczuła nagle ból na swojej ręce. Na tej, na której miała bandaż po tym felernym wydarzeniu, które miało miejsce w starej łazience na piątym piętrze. Nie wiedziała skąd czuła to pieczenie. Czuła jakby rany na nowo się rozrywały. Zacisnęła zęby, by nie jęknąć z bólu. Przeprosiła na chwilę dziewczyny, a za pretekst podała kłopoty z nosem. Ból nie ustawał, jedynie się nasilał. Dziwne, Alice tylko przytakiwała głową, gdy Narcyza coś do niej mówiła. Nie odzywała się, nie mrugała. Zaraz… Miała zaciśniętą pięść i spoglądała na Victorię?!
-Dobrze, skoro wszystko gra to może wsiądziemy do karety, póki są wolne miejsca- powiedziała z lekkim uśmiechem Narcyza. Nie chciała dalej tego drążyć, bo szczerze jej to nie obchodziło.
-Masz racje- odpowiedziała Alice. W tym samym momencie ból w ręce Victorii ustal. Spojrzała gniewnie na Alice, idącą w stronę zaprzęgu z dwoma małymi jednorożcami. Jej palce wolno się poruszały co nie uszło uwadze Vicki. Narcyza kroczyła koło blondyny, gawędząc z nią, widać od niechcenia. Victoria wolała mieć na oku tą cala Alice. Po chwili wsiadły do karety. Ledwo co zatrzasnęły się drzwi, a jednorożce ruszyły. Teraz czekała ich tylko kilku minutowa droga do Hogsmeade, największego miasteczka czarodziejów na całym świecie. Jedno było pewne… Panna Black jeszcze nigdy nie była taka kapryśna…
i co się chwalisz, pałatachu !!!! CZEMU MNIE KWAAAAH NIE ZABRAŁAŚ ZE SOBĄ ?! gawd -.- ... wiesz co.. jak mnie wkurzysz, to wstawię to opowiadanie w internety i masz przesrane ... albo w sumie to ja też mam przesrane. nie ważne .. WIĘCEJ TAK NIE RÓB.. no i jeszcze się chwali.. głupia sukwa -.-.-.- .
OdpowiedzUsuńłekhhm.. Rookwood <33. jak to było... ah, metroseksualny XDDDDD. o em dżi ;d. ale za to jak odgrywałaś w lasku "w marzeniach Rooki, w marzeniach" miałam Ciebie przed oczami, zamiast Narcyzy XDD.
wyżej wymieniona ma humorki.. pewnie TE dni ;3. gdybym miała wybierać, zdecydowanie padłoby na pana o stalowoszarych oczach, niż tych obrzydliwie czekoladowych ;-; (Ty chyba wiesz czemu ;x) jakoś tak odpychają.. gawd. no ale.. jeszcze mi brakowało tego, żeby napisać, że Augustus miał pomalowane paznokcie odżywką.. ta jego feszyn szata. mrahh. XD.
czy to kwaaaah jakiś klub piekących lewych przedramion ? say waaaat... no nie miał ich kiedy wezwać.. nie miał. wreszcie upragnione "Hongsmade" a temu się zachciało herbatki urządzać ;-;-;-;-; ...
czo ta Alis ? hmm.. a może powiem, o co z nią kaman? pliiss *_* .. to się ze mnie wyrywa.. no ale cóż pozostaje.. jedynie zakopać w ziemi [*] .. hyhyyh ....
strasznie dużo kropek daję ....
yy do rozdziału.. Narcyzo Druello Black! tak się lizać z tym metroseksualnym pajacem? no tego się nie spodziewałam.. (tak mnie teraz się przypomniało.. czy te brązowe oczy, o których tak spamowałaś, mają właściciela, przez którego chcesz mnie zabić? .. tak mi się teraz przypomniał powrót z Budapesztu i to, że mi o tym wspominałaś.. podejrzane)
o Dropsie, Racuchach, Heniu i "Makgonal".. to było mistrzowskie. umrzyłam ze śmiechu x.x o widzisz. pisze zza światów ;d o tym zapieprzaniu ślimaka podobało mi się najbardziej ;3 ale o tym wiesz ;d.
e ! ty !! MakCziken!! co ją obrażasz?! wyjebać ci z bara?!! no tym mnie zamurowałaś.. to yy przepraszam bardzo on się puszcza z 3 laskami na raz so... łats jur problem, bro ? ;_;
anthony szpanuje znajomością języków XD. Avery .. chce go bliżej poznać.. mamooo ;d. jakoś tak ciągnie mnie do niego. szkoda, że nie ma zielonych oczu.. jakoś tak do niego pasują XD.
e ty ziom joł! oczy! kiedy mam oczekiwać TEGO rozdziału. ja już chceee ! no weź się zlituj nad umęczoną duszą !
określenia Lucka mnie dobiły XD ale to o tej czwórce sennnijjorów mnie po prostu umarło. zabiłam się na śmierć ze śmiechu ;d. masz mnie na sumieniu XDD.
taki ładny komentarz mi wyszedł.. jestę fajna i wgll, a Ty nie umiesz pisać i nikt nie wchodzi na Twojego bloga.. pogódź się z tym XDD. buahahahah. bóża nadcionga ;-; . buj sje ..
POZDRAWIAM MURZYŃSKA PAŁKO ! <3
Lululu, tititi... xd - taki mój wstęp. :D Podoba ci się, ty mój Zboczoniewidoczku? ;>
OdpowiedzUsuńDumbledore biedaczysko. :( Wszyscy mu dokuczają, a on jest tylko miłym staruszkiem z dropsami. Och, i Slughorn! Coś czuję, że on i profesor McGonagall łączy coś więcej niż tylko znajomość zawodowa. ;>
I HENIOOOOOOO! <3 Moja miłość, moje serce, moja dusza. Och, ach... O tak, Henio jest szybki. ;> Hhahahaha. xd :D
Rockwood... Grr. ;/ Ola nie lubić. Jego historia mnie dobijała. Nienawidzę go jeszcze bardziej! I te jego zaloty... Pff! Kretyn dla mnie i tyle! Zresztą Cyzię i tak za bardzo on nie ,,kusi" wiec jeszcze spoko. Mam nadzieję, że tak zostanie!
Och, te oczy... nasza Narcyzka jest zakochana w Lucku i niech nie zaprzecza! Obrońca kurczaków musi podbić jej serce. <3
Moje kochanie, dziękuje za dedykacje. :* Przekazuję każdemu, że Henio jest mój i wara od niego, bo skrzywdzę! xd
Czekam na kolejny rozdział, znaczy nie czekam, tylko wymuszę od ciebie, co dalej. ;* <3
No i czo się przechwalasz, czo? ;x;
OdpowiedzUsuńHaha, Minerwa-Bez-Whiskas-Nie-Podchodź :D
Dumbledore stara się tyko być miły, a oni czo.. Czo oni :C
Slughorn i McGonagall? Ale żeby naprawdę? xD
Merlinie, podrywy Rockwooda... To jest tak żałosne że aż śmieszne xD Na szczęście na Cyzię nie działa C:
Rooki xD Jakie słodkie przezwisko ^^
Czo ta Alice... Nie odzywała się kiedy Cyzia do niej mówiła ;x;
Niedopuszczalne. I tak patrzyła się na Victorię, jakby to ona jej ten ból robiła. ;x;
Podejrzana jest jak dla mnie. Jeszcze nie wiem o co, tak ogólnie. xd
o Dropsie, Racuchach, Heniu i "Makgonal".. XDDD
Ty chyba faktycznie miałaś fazę, jak to pisałaś ^.^
Ale podoba mi się xD
Całusy :3
Konczert xD Uśmiałam się czytając rozdział,really ;D Slughorn,no i Henio xD Minny i Slughorn? No no,i Dumby zazdrosny :3 DROOOOPSY xD Biedny Albus,trzeba było wszystko oddać staremu,zapyziałemu kretynowi :D No i podrywy Rooki'ego xD Niezłe przezwisko :) Cissy chce wzbudzić zazdrość w Lucku ^^ Dzieje się,dzieje ^^ XD Czekam na więceeej ^^
OdpowiedzUsuńBuziaczki dla Cyzi :3
Pssst,mam Twoją Cyzię - Helen na avatarze xD
UsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Krotko bedzie i pewnie z bledami ale komentuje z tabletu ;/
OdpowiedzUsuńLADY PANK?! UWIELBIAM ICH! Z polskich zespolow lubie LP ( hah nje Linkin Park ktore ten wielbie , tylko Lady Pank) i Malenczuka ( chodz to nie zespol a wokalista nie wazne XD ) NO I moze jeszcze Dzem, LemOn i takie tam. Hmm a reszta to zagraniczne.
Wiesz ze uwielbiam Twoje opisy? Sa realistyczne i .... jakby to ujac ... nje nudzi mi sie czytajac. Hahaah padlam na tych " ksywkach " hahahaha zostaw moja odrzywke XDDD mega!
No i mialo byc pare slow a ja sie rozgaduje
Jak cos ogarniesz z tego chaosu zwanego komentarzem to bd cie wielbic ;D
Pff... ale się chwalisz koncertem xd Och... rozumiem chcesz być fejmys jak ja :D To takie cudowne uczucie hah *.* I jak jest być w blasku fleszy? Hmm... wiadomo, że bosko. Jazz już jest przyzwyczajony :D
OdpowiedzUsuńNie zbyt ogarnięty wstęp ale jestem po dużej dawce kofeiny we krwi xd To było dłuuugie! Hah... kocham taką długość Ciociu i poproszę więcej! Dużo więcej ♥ Kur...de miałam tu taki świetny cytat dać z rozdziału i d... no! Zapomniałam ;x Ehh... skleroza! Grr...! Dobra uspokajam się xd Pan o jakże uroczo, przesłodzonych, czekoladowych oczach jest... słodki *.* I ślizgoński buziol ahh! Te tekściki i wymówka Cyzi o oddychaniu mnie powaliły! Zresztą jak cały rozdział zaczynając od Dropsa i Minny co na prawdę jebłam xd A ślimaczek... jest moim idolem! Chce go więcej arr... ^.^
Pozdrawiam Twoja siostrzenica, lekko chora psychicznie Jazz ;**
Super super super super <333
OdpowiedzUsuńDłuuuugi rozdział zawsze spoko!
Hahaha xDD
Cyzia ciśnie xdd Leżę i nie wstaję xd
Chcę nn!
Teraz!
Tu!
W tej chwili!
:c
Pozdrawiam i całuje!
Stacy
xxx
SUPER rozdział kochanie! Podobał mi się BARDZO! No i dzięki tobie bardzo polubiłam ten paring :D Cyzia jak zawsze ostra xd
OdpowiedzUsuńChcę nowy rozdział już! No dawaj kochanie wiem ze mozesz :DD
Długie rozdziały to u cb specjalność ^^
Kocham i pozdrawiam
PS u mnie nn:
http://tylko-to-i-milosc.blogspot.com/2013/08/rozdzia-24.html
Świetny rozdział... No ale co się dziwić... Jeżeli ma się Cyzię za autorkę opowiadania o Cyzi... Ciekawi wyglądałam umierając ze śmiechu(sama nie wiem czemu...) przy telefonie, koleżanka patrzyła się na mnie jak na wariatkę :p
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy... O koncercie nie wspomnę... Więc tak... HENIU ŻĄDAM AUTOGRAFU! Drops, Miny i Horacy to niezła paczka(ale nie chipsów D:)...
Rocky to LAMER! Nie lubię go! ZABIJ GO :) AVADA! i po sprawie...
WENY! i pozdrawiam
Luisu_Ann
Widzę, że się kroi jakiś romansik, a może nawet trójkącik, w rolach głównych: Minewra-Horacy-Dumby. Lucjuszek nasz piękny zazdrosny o Cyzię, hę? Dobrze, bardzo dobrze, postara się może wreszcie. Lubię Rookwooda i po namyśle dopiszę, że jego oczy też albo ich opis albo i to i to. Nie wiem, jeszcze. Zastanowię się. Nie wiem jak to robisz, ale zawsze, jak czytam Twoje rozdziały skręcam się ze śmiechu. Od razu człowiekowi weselej na duszy.
OdpowiedzUsuńBuziaki, Spes_ :**
"Pan-Zostaw-Moją-Odżywkę-Bo-Poczujesz-Smak-Mojego-Kopniaka"
OdpowiedzUsuńCały czas się śmieję xd
Pfffff.... czo ten RookWood... jak ja bym machnęła różdżką to na 50 metrów, a ten tylko 20 pffffff i się chwali jeszcze. Czo w ogóle ;_;
Kocham Twojego bloga. Naprawdę! Strasznie się do niego przywiązałam. xd
Lady Pank?! Nie chwal się głupku, tylko następnym razem zabierz mnie ze sobą xd
A! Zapomniałam o oczywistym zostawieniu SPAMu.
Zapraszam na nowy rozdział mojego bloga:
http://neville-longbottom-i-ja.blogspot.com/2013/08/rozdzia-21.html
Mam nadzieję, że zostawisz jakiś komentarz :) Pozdrawiam :)
Zaskoczył mnie ten rozdział nie powiem... Ślimak i McGonagall... no nieźle.. może jeszcze Albusa w to wkręcisz :) to będzie hitoria :) Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Pozdrawiam i życzę weny, a jeżeli znajdziesz czas to zapraszam również do mnie :)
OdpowiedzUsuńTen blog został nominowany! Szczegóły u mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://tylko-to-i-milosc.blogspot.com/2013/08/nominacja-do-liebster-blog-award.html
Dziekuje. Ale takie wiadomości proszę dodawać do zakładki, noszącej nazwę „SOWA POCZTA”!! :)
Usuń