Ahoj! Tak więc na wstępie mówię, iż musiałam wstawić tego gifa, albowiem jest on (oczywiście
według mnie) uroczy i mogłabym patrzeć na niego godzinami, bo ubóstwiam Helen. <3 No więc po napisaniu wcześniejszego rozdziału jakby to ująć się "wypaliłam" i bardzo długo szukałam natchnienia i znalazłam go w szkole, a żeby było ciekawiej to na matmie. -.- Wracam do Was po 20 dniach i wklejam siedem stron tekstu. ^^ Chciałam dodać notkę wcześniej, ale przygotowywałam się do projektu, który jak co roku mają w zwyczaju organizować drugie klasy gimnazjum dla swoich rodziców. Na szczęście mam to już za sobą. Dobra, dobra nie rozpisuje się tylko wklejam rozdział.
Ps: Zapomniałabym... Anthony wielkimi krokami zbliża się ognisko klasowe i ja od razu mówię że jeśli tym razem zrobisz mi to co zrobiłaś ostatnio,to naśle na Ciebie Slendera, albo Kruegera, którego oczywiście ubóstwiasz. ^^ A żeby Cię w nocy nawiedził, by to była przestroga, że tym razem moja butelka ma być pełna. :3
Tak więc... Enjoy! <3 Cyzia. ;*
~*~
Jej myśli biegły powoli, jak gęsta krew lub miód. Obraz tej pamiętnej kolacji nie dawał jej spokoju. Sny nawiedzały ją jeden po drugim, niczym niekończący się film. Rzeka wspomnień niosła ją jak liść, popychany przez prąd. Dokładnie widziała swoją rozmowę z matką, pocałunek z Lucjuszem, widziała nocne rozmowy z Victorią, nocne ucieczki na błonia lub do kuchni. Wszystko zdawało się być takie realistycznie, nie do opisania. Wiedziała, co się wokół niej dzieje, słyszała to bardzo dobrze. Chciała coś powiedzieć, poruszyć choć lekko ręką, by dać im znać, że wszystko z nią w porządku, że nie muszą się martwić, lecz nie mogła. Czuła się jakby była przywiązana mocnymi, metalowymi i grubymi łańcuchami do łóżka, które bardzo mocno zaciskały się na jej nogach, rękach i brzuchu.
Podniosła lekko powiekę i syknęła z bólu. Światło lamp, widniejących na suficie, raziły ją w oczy. Każdy, nawet najmniejszy ruch, sprawiał jej niemiłosierny ból. Czuła, jakby jej ciało, było rozrywane na miliony kawałeczków. Krew buzowała w jej skroniach, a gardło płonęło. Cicho jęknęła, gdy coś zakuło ją w głowę. Słyszała w uszach głuchą ciszę. Po chwili otworzyła oczy, krzywiąc się przy tym. Była zdezorientowana, wszystko miało inne kształty, niż dotychczas. Kolory w pomieszczeniu zdawały się być jaskrawe, a do tego, dodatkowo oślepiały ją promienie słońca, wpadające do Sali przez duże, marmurowe okno. Nie wiedziała co się dzieje wokół niej, wiedziała tylko tyle, że leży na miękkim, białym łóżku.
-Jak się czujesz?- zauważyła przy swoim łóżku, szkolną pielęgniarkę Poppy Pomfrey.
-Wszystko mnie boli- wyszeptała i zamrugała parę razy oczyma, by przyzwyczaić swoje źrenice do światła, którego przez ostatni czas, nie miały okazji ujrzeć.
-To zrozumiałe. Dopiero co się obudziłaś- odparła pielęgniarka ciepłym tonem i dotknęła wierzchem dłoni czoła Narcyzy, sprawdzając tym, czy nie ma gorączki.
-Jak długo spałam?- spytała lekko zdezorientowana, a oczy nadal zachodziły jej mgłą. Kobieta podeszła do okna i zasłoniła go fioletowymi, grubymi firanami. W pomieszczeniu zapanował półmrok, z czego Narcyza bardzo się ucieszyła. Pielęgniarka podeszła do wielkiej szklanej szafki i wyciągnęła z niej fiolkę z różową cieczą. Potrząsnęła nią i postawiła na szafce, obok strzykawki.
-Byłaś w śpiączce- powiedziała spokojnie i usiadła na krześle przy łóżku dziewczyny. Ta zamarła na chwilę, a potem głośno przełknęła ślinę.
-W śpiączce?- z trudem podniosła się na łokciach. Spojrzała na swoje zaciśnięte, na podołku dłonie- Jak długo?
-Około miesiąca- odpowiedziała. Narcyzą ta wiadomość wstrząsnęła. Ominęła najlepszy okres szkolny: wycieczki do Hogsmeade, spotkania Klubu Ślimaka, To wszystko przepadło. Chciało jej się płakać z bezsilności i niesprawiedliwości. Przeklinała w głowie na wszelakie znane jej bóstwa.
-Ale dlaczego, aż tak długo? Co tak właściwie się ze mną stało?- położyła się z powrotem na łóżku i przeczesała włosy- Pamiętam tylko tyle, że upadłam na podłogę i potem widziałam już tylko ciemność.
-Przeżyłaś szok, a twój organizm chcąc się bronić, wprowadził cię w stan śpiączki, byś uniknęła śmierci- odparła- Podtrzymywałam cię przy życiu, jedynie eliksirami- dodała i sięgnęła po strzykawkę. Narcyza z przerażeniem obserwowała tą wielką, dwu calową igłę. Tak panicznie bała się igieł- A teraz, zrelaksuj się i połóż wygodnie- chwyciła do ręki fiolkę z eliksirem i nabrała całą jej zawartość do strzykawki.
-Czy to konieczne?- jęknęła błagalnie blondyna, gdy pielęgniarka dokładnie oglądała jej lewe przedramię.
-Jeśli tego nie zrobię, to krew zakrzepnie i serce przestanie pracować- wacikiem, nasączonym spirytusem, przetarła zgięcie łokciowe Narcyzy.
-Proszę szybko- zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Starała się oddychać miarowo.
-Poczujesz lekkie ukłucie- delikatnie wbiła igłę pod skórę Narcyzy, a ta syknęła z bólu. Po chwili otworzyła oczy i zauważyła, że już po wszystkim. Odetchnęła z ulgą.
-I co bolało?- spytała Poppy, ściągają białe, lekarskie rękawiczki.
-Niee… Ani trochę- skłamała gładko i lekko się uśmiechnęła. Kamień spadł jej z serca.
Zapadła cisza. Narcyza wsłuchiwała się w swój oddech, czuła jak antidotum rozgrzewa jej żyły, jak dociera do każdego zakamarka jej ciała. To było takie miłe uczucie. Powoli wszystko ustępowało. Cyzia zaważyła, że Poppy zajmuje się również innymi pacjentami. Jeden chłopak leżący dwa łóżka od Narcyzy, trzymał przy sobie dużą miskę i co chwilę chował w niej głowę, natomiast naprzeciw niej, leżała dziewczynka, sądząc po wyglądzie, Gryfonka, z dużymi czerwonymi plamami, które były idealnie widoczne, na jej śnieżnobiałej skórze. Po chwili do pomieszczenia wleciało pięć sów, jedna za drugą, w idealnie równym rzędzie. Wszystkie ptaki trzymały w łapach listy, które potem znalazły się na łóżku Narcyzy. Dziewczyna chwyciła je do ręki i przejrzała dokładnie. Dwa były od Belli, a trzy pozostałe od rodziców. Wszystkie schowała pod poduszkę, nawet nie przeczytała ich treści. Zamknęła oczy i już odpływała w ramionach Morfeusza, gdy nagle usłyszała potworny wrzask szkolnej pielęgniarki:
-Co do licha?- Kobieta skierowała się do wyjścia, klnąc na wszystkie świętości-ILE RAZY MAM POWTARZAĆ, ŻE NIE CHCE WIDZIEĆ ŻADNYCH SÓW W MOIM SKRZYDLE!!- wyszła z sali-DUMBLEDOR, JUŻ JA CI POKAŻE!!- jej głos stopniowo cichł, aż w końcu kompletnie zamilkł. Blondyna zaśmiała się i westchnęła. Leżała spokojnie, wsłuchując się w śpiew ptaków za oknem. Nagle do skrzydła szpitalnego weszła osoba, której się obawiała. Lucjusz Malfoy, zmierzał ku jej łóżku z wielkim bukietem róż. Ależ się ucieszył, gdy zobaczył ją siedzącą na łóżku i patrzącą w jego stronę. Od razu podał jej bukiet róż i złożył namiętny pocałunek na jej dłoni. To był taki uroczy gest, że Narcyza poczuła, jak w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nareszcie się obudziłaś- usiadł przy niej na łóżku i objął ją ramieniem- Martwiłem się o ciebie- dodał i pocałował ją w czubek głowy.
-Nie potrzebnie- siliła się, aby jej ton nie zabrzmiał złośliwie.
-Ty nie wiesz, co ja przeżywałem- kołysał ją w swoich ramionach. Po chwili zeskoczył z łóżka i ukląkł przy Narcyzie. Ujął jej twarz w swoje dłonie i spojrzał w jej piękne, błękitne oczy- Wybacz mi- wyszeptał. Blondynę zatkało. Nie wiedziała co odpowiedzieć- Byłem głupkiem, kretynem, skończonym idiotą, cholernym egoistą, wiem, myślałem tylko o sobie. Zadufany w sobie bufon…- przerwał, bo Narcyza położyła mu palec na ustach.
-Lucjuszu…
-Nie Cyziu, wysłuchaj mnie… naprawdę nie chciałem, aby to tak wyszło. Tak ja wiem, że bardzo cię zraniłem, wiem, że trudno mi będzie odzyskać twoje zaufanie, ale postaram się, tylko daj mi szansę- ucałował jej kruche dłonie- Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz- dodał i wtulił się w jej rękę.
-Malfoy…
-Nie to jeszcze nie wszystko. Bo ja… Bo ty tyle przeze mnie wycierpiałaś… Teraz to do mnie dotarło. Ciągle tu przychodziłem, a ty nadal byłaś w śpiączce. Już myślałem, że cię straciłem. Każdy kolejny dzień, a ty nic. Twój stan się pogarszał- spojrzał na nią z miną zbitego pieska. Kamień spadł mu z serca, gdy lekko się uśmiechnęła.
-Uspokój się proszę- musnęła opuszkami palców jego policzek- Wszystko sobie dokładnie przemyślałam i…- przełknęła ślinę- doszłam do wniosku, że mam już dość nieporozumień i chcę, aby było tak jak dawniej- wplotła palce w jego włosy, delikatnie je przy tym przeczesując. Cała furia i złość, jakby z niej uciekła. Cieszyła się, że przyszedł do niej. Miała łzy w oczach. Chwyciła jego głowę i przybliżyła się do niego, aby chwilę potem, zatopić się z nim, w namiętnym pocałunku i… Otworzyła oczy, ciężko oddychając.
-To tylko sen… Tylko sen- wyszeptała sama do siebie, próbując opanować szybkie bicie, swojego serca. Nie chciała dopuszczać tego do swojej świadomości. To było takie romantyczne, jednakże duma, nigdy nie pozwoliłaby Lucjuszowi Malfoyowi, poniżyć się przed nią, aż do takiego stopnia. Nie! To by było wbrew zasadom szlachetnego, starożytnego rodu Malfoyów. „Zawsze Wielcy i Najważniejsi”.
Rozglądnęła się dookoła. Było już dobrze po północy. Wszyscy wokół niej, pogrążeni byli w błogim śnie. Po chwili poczuła lekki ucisk swojej dłoni, odwróciła głowę w bok i ujrzała Victorie. O mało co, nie pisnęła ze szczęścia.
-Cyziu, uspokój się- pogłaskała jej rękę- Spokojnie…- dodała.
-Co ty tu robisz? Wiesz, że jak ona cię zobaczy, to będziesz miała przechlapane- syknęła Narcyza, karcącym tonem.
-Musiałam cię zobaczyć. Już cała szkoła wie, że się wybudziłaś- uśmiechnęła się ciepło, a w jej ciemnych oczach, widniały łzy.
-Serio? Od kogo to wiedzą? Skąd?- spytała, lekko zniecierpliwionym tonem.
-No więc, Poppy szła przez całą szkołę i wrzeszczała na wszystkie portrety, oraz uczniów, jacy jej się nawinęli po drodze. Oczywiście zapomniała, że obowiązuje ją tajemnica lekarska i wszystko się wydało- odpowiedziała, nadal się uśmiechając.
-Szkoda, że tego nie widziałam- kąciki jej ust powędrowały do góry, aby potem znów opaść. Odwróciła głowę w drugą stronę, nie chciała teraz patrzeć na przyjaciółkę. Przełknęła głośno ślinę, a po jej policzku, spłynęła pojedyncza łezka- A …on?- spytała cicho, jakby nie była pewna swoich słow. Bała się odpowiedzi. Victoria kilka razy otwierała usta, aby potem je zamknąć. Po chwili odchrząknęła i przemówiła:
-Na początku był smutny, przybity, obwiniał się o to, co ci się stało…- jej głos lekko drżał- Nie odwiedzał cię, bo nie mógł patrzyć na ciebie, bardzo cierpiał, ale…- tu zaczerpnęła dużą ilość powietrza do płuc- potem znów powrócił, ten sam Lucjusz... Król Hogwartu, pan i władca. Znowu zaczął imprezować i…- urwała swoją wypowiedź.
-I?!- zagrzmiała Narcyza i spojrzała na przyjaciółkę, która teraz unikała jej wzorku, jakby bała się, że może jej coś zrobić.
-Znalazł sobie dziewczynę… W zasadzie, to podobno coś poważnego. Ona, jakby to powiedzieć, była opcją awaryjną dla Lucjusza, gdybyś ty się nie zgodziła zostać jego żoną- wyrzuciła to z siebie, ze świstem- Podobno, byli już na rodzinnej kolacji i prawdopodobnie, oficjalnie są parą, ale tak na poważnie, coś jakby „próbne zaręczyny”- dokończyła i spojrzała na Narcyzę, spod opadających jej włosów na twarz. To był ostatni widok jaki chciałaby widzieć. Blondyna dusiła w sobie szloch, miała mocno zaciśnięte powieki. Desperacko zwijała i odwijała ciepły, wełniany koc.
-A mogę wiedzieć, kto to?- spytała po chwili.
- Alice Jefferson- szepnęła, a Narcyza uniosła pytająco brwi do góry.
-Alice? Oświeć mnie- odparła z nutką rozpaczy w głosie.
-No nie mów, że nie wiesz? Puchonka z siódmego roku- odpowiedziała, jednakże widząc nadal poirytowaną Narcyzę, dodała z westchnięciem- Ta blondyna z niebieskimi oczami, no wiesz… Przyjaźni się z Patricią…- spojrzała na nią z nadzieją. Odetchnęła z ulgą, gdy Narcyza pokiwała głową, w geście zrozumienia.
-Może będzie z nią szczęśliwy- rzuciła po chwili, gdy już doszła do siebie, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech- Proszę nie rozmawiajmy o tym. Co było to było- dodała, a Vicki przytaknęła- A co tam u ciebie i Evana?
-Więc byliśmy na spacerze i…- tak oto, Victoria zaczęła opowiadać o tym, jak jej znajomość z Rosierem rozkwitła i awansowała na wyższy poziom. Opowiadała to z takim przejęciem i uśmiechem, że Narcyza zapomniała o Lucjuszu i rodzinie. Po prostu cieszyła się, ze szczęścia swojej przyjaciółki, która teraz była dla niej najważniejszą osobą na świecie. Tak pochłonięte rozmową, nie zauważyły, że już od dobrych kilku minut, stoi koło nich Poppy Pomfrey, w butelkowym szlafroku i włosach upiętych, w niedbały kok, z którego i tak wypadały pojedyncze pasma, szarych włosów. W ręku trzymała różdżkę, z końca której wydobywało się słabe, niebieskie światło. W tym świetle, wyglądała jak topielica, jej policzek drgał nerwowo, brwi ułożone były w cienką linie, a od jej twarzy biła złość. Zamilkły dopiero, gdy odchrząknęła.
-Panno Greene, o ile mi wiadomo, to powinna pani być już dawno w swoim dormitorium i spać z głową w poduszce- odparła, a Vicki oblała się rumieńcem, była pewna, nawet dałaby sobie rękę uciąć, że ta baba śpi.
-Bardzo przepraszam- raptownie wstała, czym przewróciła stołek, a echo rozniosło się po całej Sali- Ale ze mnie niezdara- Narcyza, zachichotała cicho, patrząc na zmagania swojej przyjaciółki z drewnianym krzesłem- Już sobie idę. Madame, się nie złości- poprawiła swoje ubranie i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
-Dobrze… Idź już. Masz dziesięć sekund- odparła, nadal surowym tonem, pielęgniarka.
-Dziękuję i przepraszam. Cyziu do jutra!- szybko wybiegła z Sali z przerażeniem na twarzy.
-Ah, ta młodzież- westchnęła ciężko- Dobranoc- skinęła blondynie i ruszyła do drzwi swojej komnaty, ale nagle przystanęła, gdy usłyszała, jak woła ją Narcyza.
-Kiedy będę mogła wyjść ze skrzydła?- spytała lekko przestraszonym tonem, albowiem jeszcze nigdy nie widziała pielęgniarki w takim stanie i bała się odpowiedzi, jaką teraz dostanie.
-Myślę, że na początku grudnia. Muszę mieć pewność, że już wszystko z tobą w porządku- oznajmiła nie odwracając się i zniknęła za parawanem. Blondyna westchnęła ciężko i opadła na poduszki.
~*~
Przez kolejne kilka dni, nie działo się nic ciekawego. Narcyzę często odwiedzali różni uczniowie i życzyli jej szybkiego powrotu do zdrowia. Wzięła się na odwagę i przeczytała wszystkie listy, jakie dostała. Postanowiła wybaczyć Bellatrix, bo teraz do niej dotarło, że tak naprawdę jej siostra robiła wszystko dla jej dobra. Ona by jej nigdy nie skrzywdziła, a raczej, zażarcie broniła. Któregoś dnia napisała do niej lis,t w którym przeprasza ją za wszystko i chce się z nią jak najszybciej zobaczyć. Ucieszyła się, gdyż odpowiedź dostała po niecałych dwóch godzinach. Bella również ją przepraszała i zaprosiła kiedyś do siebie na herbatkę. Co do rodziców, nie odpisała im, nie była w stanie, nie po tym co się wydarzyło. Mimo, iż kochała ich nad życie, zranili ją i to dogłębnie. Uznała, że to jeszcze za wcześnie. Victoria, codziennie, zaraz po kolacji przychodziła do niej i zasypywała ją nowymi wiadomościami. Pewnego dnia nawet odwiedził ją Evan Rosier i wręczył bukiet tulipanów. Powoli, wszystko zaczynało się układać. Jej życie wracało do normalnego stanu. Teraz najważniejsza dla niej była nauka i przyjaźń. To ceniła sobie, ponad wszystko.
W końcu, nadszedł dla niej upragniony dzień „wolności”. Poppy, zaraz pod wieczór wypuściła ją ze skrzydła widząc, iż jest już całkiem zdrowa. Ucieszona Narcyza, od razu poszła do pokoju wspólnego. Ślizgoni, gdy tylko ją zobaczyli, od razu obstąpili ją z każdej strony i bombardowali masą pytań. Ta, chcąc się od nich uwolnić, oznajmiła, iż jest jej słabo i poszła do dormitorium, gdzie czekała na nią uśmiechnięta Vicki. Od razu rzuciła jej się na szyję. Usiadły na łóżku i zaczęły rozmawiać, gdy rozmowa zahaczyła o czuły punkt, którym był Lucjusz. Victoria odchrząknęła i przerwała.
-Właśnie Cyziu, jest tu ktoś, kto chce się z tobą spotkać- przejechała dłonią po karku i odsłoniła zasłony. W pokoju stał nie kto inny, jak Lucjusz Malfoy. Na jego twarzy widniał uśmiech, a w oczach tliły się iskry tęsknoty.
-Ja nie chce z nim rozmawiać. Nie mamy o czym- żachnęła się i założyła ręce pod biustem.
-Uznałam, że jednak musicie. Wrócę, gdy będzie po wszystkim- wyszła z pokoju, zanim Narcyza zdołała cokolwiek z siebie wyrzucić. Zapadła cisza. Przez chwile mierzyli się wzrokiem.
-Cieszę się, że wyzdrowiałaś- odparł wpatrując się w błonia Hogwartu, oświetlane jesiennym słońcem. W jego głosie, raczej nie dało się dosłyszeć euforii, wręcz przeciwnie, jakby obojętność. Narcyza wcale się tym nie przejęła, tylko prychnęła z irytacją- Zapewne doszły do ciebie plotki, na temat mojego związku z Alice?- tym razem odwrócił się i uśmiechnął się cynicznie.
-Mhm… Tak i szczerze gratuluje. Widocznie życie ze sobą, nie było nam pisane- powiedziała oschle, jednak w środku coś ją zakuło i to bardzo mocno. Lucjusz lekko się zmieszał, gdy zobaczył reakcję Narcyzy. Był pewien, że teraz pójdzie do tej Alice i wygarnie jej, albo zasztyletuje pęsetką.
-Cyziu…- zaczął- To co było między nami, to była wielka pomyłka. Ten pocałunek, kolacja u rodziców, korepetycje z Transmutacji- bardzo raniły ją te słowa, tak jak i jego. Nie wiedział, co skłoniło go do takiego wyznania.
-Masz rację. To nie powinno się nigdy wydarzyć- wstała- Od dziś bądźmy tylko znajomymi, nikim więcej- z te słowa, z trudem przeszyły jej przez gardło.
-Zgadzam się. Tak będzie dla nas najlepiej- poczuł jak do jego oczu napływają łzy. Czuł, że ta wymiana zdań dużo go kosztowała. Miał ochotę upić się na śmierć, zapomnieć o wszystkim, a w szczególności o niej. Cały czas mąciła mu w głowie, tymi gestami, stylem bycia, sposobem poruszania się, a teraz, wyrzuca go ze swojego życia, niczym jakieś śmieci. Nie walczy o niego, tak jak sobie to wyobrażał, tylko po prostu, nadzwyczajnie w świecie, się poddaje. Zaklinał ją w myślach, mimo iż on również przyczynił się do tego i to w większym stopniu. Tak bardzo chciał cofnąć czas, tak bardzo chciał, aby ich pierwsze spotkanie nigdy nie nastąpiło. Byłby teraz wolnym królem Hogwartu i hasał z kwiatka na kwiatek.
-Więc…- podeszła do drzwi i otworzyła je. - Wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Do widzenia, Lucjuszu- po jej policzku spłynęła wielka łza, szybko ją starła. On jeszcze przez chwilę stał w miejscu niczym kamienny posąg, a potem ruszył do wyjścia. Zatrzymał się przy Narcyzie i spojrzał w jej oczy. Były smutne. Chciał dotknąć jej policzka, lecz gdy tylko to zrobił ona odsunęła od niego głowę- Do widzenia, Lucjuszu- powtórzyła, kładąc większy nacisk na jego imię. Ten skinął głową i powolnym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Narcyza zatrzasnęła za nim drzwi i oparła się o nie. Wzięła dwa głębsze oddechy i rzuciła się na łóżku, ukrywając twarz w poduszkach. Zamknęła oczy i westchnęła ciężko. Czułą się dziwnie, jakby jakaś mała cząstka niej, umarła. Próbowała jakoś pozbierać swoje myśli w jedną, ale zamiast tego, miała przed oczami obraz Lucjusza i tej całej Alice. Czuła się, jakby przegrała na wielkiej loterii.
~*~
Zdesperowany Lucjusz, udał się zaraz do dormitorium Evana Rosiera. Zapukał, ale nie usłyszał odpowiedzi, więc zdenerwowany, zaczął walić pięściami z całej siły w drzwi. Rosier natomiast był bardzo zajęty, albowiem układał wieżowiec z kart. Był tak skupiony, że nie słyszał jak Malfoy się do niego dobija. Z koniuszkiem języka, przytkniętym do górnej wargi i trzęsącymi się rękoma, układał już ostatnią kartę, aż nagle, jego drzwi otworzyły się z hukiem, tak, że odpadła od nich klamka, a klucz wylądował gdzieś na szafie. Natomiast wieżowiec… no cóż, podmuch był dość potężny i pozostał z niego tylko stos kart. Rosier, nie przejął się tym zbytnio. Wzruszył ramionami i wrócił do odnawiania budowli, ignorując przy tym rozdygotanego Lucjusza, stojącego w drzwiach.
-Co cię do mnie sprowadza, mój wierny druhu?- spytał i ułożył piramidkę z dwóch kart.
-Kretyn ze mnie- warknął i podszedł do okna. Wpatrywał się w Hogsmeade tętniące życiem. Jego uwagę przykuł Pub „Pod Trzema Miotłami”. Pragnął się tam znaleźć, pogrążony w miłości z ognistą whisky.
-Hmm. Cóż, przez grzeczność nie zaprzeczę- odparł, zupełnie opanowany, stawiając kolejną piramidkę. Lucjusz, puścił mu mordercze spojrzenie- No co? Stwierdzam fakty, znaczy się, em… Tylko potwierdzam twoją teorię, mi Amigo- sprostował od razu swoją wypowiedź, widząc, jak jego przyjaciel, morduje go wzrokiem.
-Potrzebuje porady- wysyczał przez zęby i podszedł do półki z książkami, o dziwno nie zobaczył tam żadnych książek, a jedynie gazety, na których widok, oblała go fala gorąca.
-Źle trafiłeś. Nie jestem Ciocia Złota Rada- spojrzał kątem okna na przyjaciela- Chcesz… To sobie pożycz. Uspokoisz się na chwilę i zapomnisz o całym świecie. Oboje wiemy, co chciałbyś robić z Narcyzą. Och, mój przyjacielu. Uwierz, że takie gazety, zawsze pomagają w tych sprawach- uśmiechnął się i wrócił do układania piramidek.
-Jesteś nienormalny!- odrzekł Lucjusz i odłożył gazetę na bok. Poszedł dalej, dokładnie ilustrował wzrokiem, każdy centymetr sześcienny pomieszczenia.
-Wskaż mi choć jedną osobę na tym świecie, spełniającą te kryteria- zironizował.
-Idiota- prychnął Lucjusz i pokręcił karcąco głową.
-A ja Rosier. Evan Rosier. Miło mi- uśmiechnął się szeroko, był pewny tego, że Malfoy wpadnie teraz w szał. Lubił go denerwować. Blondyn natomiast miał ochotę przyłożyć swojemu koledze, w ten jego idealnie prosty nos.
-Co jak co, ale do Bonda, to ci daleko- odpowiedział z jadowitym uśmieszkiem na twarzy.
-Lucjuszku, proszę. Wiem, że jestem piękny i cudowny.. Ale przestań mnie pożerać wzrokiem .. Nie jesteś w moim typie.
-Och ciesz się, że jesteś moim kumplem, bo inaczej, miałbyś teraz miazgę zamiast twarzy- wycedził przez zęby i zacisnął mocno pięści.
-Po prostu skacze z radości- wywrócił teatralnie oczyma.
-Mniejsza o to... Posłuchaj, szybka piłka, tak jak w Quidditchu…
-Zamieniam się w słuch.
-Ty i ja. Teraz, do "Trzech Mioteł".
-A cóż to za okazja?- przerwał budowlę domku z kart i spojrzał pytająco na przyjaciela.
-Muszę zatopić smutki w alkoholu- odpowiedział szybko.
-Och, mi Amigo. Wiem jak się czujesz- poklepał go po ramieniu- To boli, gdy cię odrzucają- dodał z nutką ironii w głosie.
-Grabisz sobie Rosier- warknął Malfoy, a żyła na jego czole, wściekle pulsowała. Evan modlił się, by pękła.
-Pff… Jest w okolicy wiele innych lasek. Wystarczy rozejrzeć się dookoła.
-Jakbyś nie wiedział, jestem już zajęty i bardzo szczęśliwy w związku z Alice- wypowiedział jej imię z pewną trudnością.
-Tak i zapewne szalejesz za nią z miłości- prychnął- kogo chcesz oszukać? Przysparzasz cierpień sobie i Narcyzie, oszukując się każdego dnia…
-I mówi to najszczęśliwszy człowiek na świecie, który nie umie wyznać Victorii, co tak naprawdę do niej czuje- stwierdził Lucjusz- jesteś taki odważny- dodał z poirytowaniem.
-Wiesz… Po pierwsze, to jesteśmy na razie w strefie przyjaźni i nie chce tego psuć- odparł, jedwabiście akcentując, każde słowo.
-Oj stary, ale się wykopałeś- Lucjusz poklepał go po ramieniu w geście dodania mu otuchy
-O czym ty do diabła pieprzysz?- żachnął się i przerwał swoje fascynujące zajęcie.
-Ze strefy przyjaźni, nie da się wyjść- uświadomił go Lucjusz.
-Ja w to nie wierze, Lucjuszku- prychnął nerwowo.
-Och, Rosier. To tak, jakbyś grał w Quidditcha i nie widział tłuczka.
-Możesz trochę jaśniej, bo nie rozumiem twojego toku rozumowania- powiedział z ironią- Merlinie, jak ty zostałeś prefektem?!- pokręcił głową. Lucjusz, puścił to mimo uszu, ale zacisnął mocniej pięści, tak, że zbielały mu kłykcie.
-To tak, jakbyś chciał mieć ciasto i zjeść ciastko- zrezygnowany Malfoy, westchnął ciężko, widząc minę swojego kumpla. Wyglądał jak przygłup, który uciekł z Azkabanu.
-To tak jak z kartami. Są one ułożone blisko siebie, wręcz stykają się ze sobą. Nie przeszkadza im obecność kogoś innego przy sobie, bo wtedy czują się raźniej. Ale niestety, nie mogą liczyć na nic więcej Evanie… nie mogą liczyć na bliższy kontakt ze sobą, albowiem, coś ich od siebie cały czas oddala. Zwykły podmuch wiatru. Dokładnie jest tak samo z tobą i Vicki. Ty po prostu nie umiesz przejąć inicjatywy, tylko na wszystko się zgadzasz. Czasami trzeba zaryzykować oberwaniem w zęby. Szansa jest jedna na dziesięć, że ci się dostanie. Nie pozwól jej, ciągle się od ciebie chronić niewidzialną tarczą. Ty musisz tę tarczę zlikwidować. Rozumiesz mój druhu?- uśmiechnął się triumfalnie, kończąc swój wywód. Rosier patrzył na niego jak na kosmitę.
-Lucjuszu, co ty ćpasz?- spytał z udawaną troską w głosie- może zaszkodziło ci coś z dzisiejszej kolacji?
-Och zamknij się. Próbuje ci powiedzieć, tępa pało, żebyś miłość trzymał krótko, bo może ci w każdej chwili uciec.
-Popadłeś w jakiś amok, a może masz jakąś chandrę?
-Salazarze, skróć moje cierpienia i uwolnij mnie od niego!!- uniósł ręce i oczy do góry w błagalnym geście.
-Też cię lubię- uśmiechnął się ironicznie- A poza tym, odstawiłbyś tytoń, bo niestety, szkodzi ci na mózg. A za kilka lat, będziesz bezużyteczny- odrzekł Rosier głosem, pełnym przekonania.
-Jasne… Ile masz jeszcze w zanadrzu, tych swoich błyskotliwych mądrości?!
-Na dziś już wystarczy. Coś czuje, że twoje IQ już osiągnęło jeden powyżej zera. Idzie nam coraz lepiej.
-ROSIER!! Zaraz zmyje Ci ten uśmiech z twarzy!!
-Spokojnie długowłosy. Uspokój się, bo żyłka na czole ci pęknie…- wskazał na nią palcem- Och, nazwę ją Stefan- uśmiechnął się szeroko.
-Szykuj sobie grób- wycedził przez zęby.
-Dobrze, Naczelny Królu Hogwartu. Choć już- wstał i ubrał na siebie płaszcz leżący na łóżku.
-Rosier, ja ci kiedyś urwę łeb!!
-Gdyby się dało to zrobiłbym to sam. Wtedy widziałbym o wiele więcej.
-Na wszystkie świętości Hogwartu. Trzymajcie mnie.
-Dobra lśniąco-włosy, wspaniale to zagrałeś a teraz zapraszam do wyjścia, które znajduje się dokładnie półtora metra przed tobą- wskazał na drzwi.
-Wreszcie coś mądrego powiedziałeś.
-Ja zawsze mówię mądre rzeczy mi Amigo. Och niektórzy mają to w genach, a niektórzy będą musieli się tego dopiero nauczyć- wtem spojrzał na Lucjusza, który dygotał ze złości. Wyglądał, jakby miał napad padaczki. Rosier z wielkim rozbawieniem przypatrywał się swojemu przyjacielowi. Jakże chciał powiedzieć jeszcze coś kąśliwego, ale uznał, że nie ma sensu go bardziej dołować. Już i tak wiele przeżył. Stracił Narcyzę i teraz palant, nie próbuje jej odzyskać- Może powinienem pomóc mu ją odzyskać?- pomyślał- będę takim dobrym przyjacielem, a przy okazji nabije sobie punkty u Vicki- w jego głowie zaświeciła się czerwona lampka- Och, jestem taki inteligentny- zaśmiał się w myślach.
-Mam cię dość- wysyczał Lucjusz i wyszedł z pokoju, klnąc na wszystkie znane mu bóstwa. Evan uśmiechnął się i poszedł za nim. Czuł, że to będzie pamiętna noc w ich życiu…
WooooW!
OdpowiedzUsuńPierwsza <3
Więc tak, na początku, nie wiem co Ci zrobię za tego gifa, ale przez pierwsze 10 minut się w niego wgapiała, zamiast iść przeczytać rozdział XD Słuchaj, notka bardzo mi się podobała! Najbardziej ten fragment : Posłuchaj, szybka piłka, tak jak w Quidditchu… <- leżę, płaczę i nie wstaję :D Rozbroiłaś mnie :D Długość również zadowalająca, więc ja nie mam zastrzeżeń :))
U mnie również nowa notka tak więc zapraszam na : http://sevmionelove.blogspot.com/2013/05/rozdzia-51.html
Pozdrawiam serdecznie!
Gratuluję tak długiego rozdziału ciociu ;**
OdpowiedzUsuńMi by pewnie się nie udało ;c
Gif cudny, nie zaprzeczę ahh i ten paperos ^.^
To był najlepszy rozdział! Ujełaś wszystkie emocje i uczucia. To było niesamowiete ;** Boi się igły? Nie spodziewałam się... :) Lucjusz, no...! Jak on tak może być z tą całą Alice?! Hmm? Biedna Cyzia ;c Rozmowa Evan'a i Lucjusza mega! Pisz więcej ;D
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
Całusy, ciociu ;3
to cio ja nić nie wiem o ogniśku ? ;c.
OdpowiedzUsuńhyhyhy. Misia nie umie stawiać przecinków <3.
Rozdział wyejaaany, a najbardziej rozmowa Lucka I Evan'a :D.
Hogwart, zimą ! Ja już rysu rysu.
pisz pisz pisz pisz pisz.
ano i " NIE MAM DLA NIEJ CAŁEGO DNIA ! " <3333
UsuńAch, na początek... Tego gifa powinnaś dać na koniec, bo ja głupia zamiast czytać zapatrzyłam się w tego papierosa, cygaro czy co to tam jest xD
OdpowiedzUsuńOjj, też się boję igły... Pjona Cyzia! Brr, coś okropnego. Biedna Narcyza, do grudnia w skrzydle szpitalnym, masakra!
No i długość rozdziału.... cud, miód i orzeszki, że tak powiem :D
"- Ze strefy przyjaźni, nie da się wyjść" - hahaha, rozłożyło mnie to :d I to:
"- Posłuchaj, szybka piłka, tak jak w quidditchu" XD
Całusy i czekam na nn c:
Rozdział cudowny i jeszcze długi <33 Po prostu nic dodać nic ująć. Bardzo się cieszę, że jednak cały czas tu zaglądałam, bo rozdział jest tego wart. Pozdrawiam Giovanna.
OdpowiedzUsuńUu, też lubię Helene McCrory, ale wolę Helen Bonham Carter. <3 I masz rację, ten gif jest uroczy. ;d
OdpowiedzUsuńBiedna Narcyza - nakłuwana igłami. Sama coś o tym wiem, bo w tym roku we mnie było mnóstwo igieł, niestety grubych i bolących. Aż trudno o tym myśleć!
Mam ochotę cię zabić!!! Już myślałam, że Lucjusz naprawdę zaczął Narcyzę przepraszać... a to tylko sen! ;( Spodziewaj się mnie około 3 w nocy!
Rozpłakałam się na momencie, gdy Lu rozmawiał z Cyzią. Och, przeżywam to tak samo mocno, jak oni! To było dołujący, gdy Narcyza kazała mu wyjść. Ledwo wytrzymałam, by nie krzyczeć.
Nie ma to jak zalanie smutków ognistą. ;) Biedny Lucjuszek ;*
Czekam na nn i życzę weny. ;**
WOAH! Lubisz Helene?? :O <333 :D
UsuńDroga Ciociu Cyziu! (haha :D kocham to xD)
OdpowiedzUsuńBAAAARRDZOOO przepraszam, że dopiero teraz komentuję ten Twój BOSKI rozdział :C przeczytałam wcześniej, ale wtedy nie zdąrzyłam skomentować bo musiałam się uczyć na głupie egzaminy z Czarnej Magi (geometrii) i z Histori Magi (Kultur Świata xD). No i wczoraj miałam ten egzamin z Czarnej Magii i dzisiaj dostałam wyniki i.. bardzo się cieszę :D A dzisiaj miałam z histori (normalnie koszmar, no xd 3 eseje na 7 stron pisałam xD) ale teraz baardzo się cieszę bo mam wakacje^^ i jutro jade do Looondyynuu <3333 (OMH moje marzenie się spełnia :D)
No i co ja robie?! xd pisze tutaj głupoty o sobie a NAJWAŻNIAJSZE :D jest przecież skomentowanie Twojego BOSKIEGO rozdziału <33
These are desperate times Mrs. Lovett, desperate measures are called for.. What is that? It's priest, have a little priest... (omg xd teraz Sweeney Todd leci i mi odwala xD)
Ten początek rozdziału <33 jak pięknie opisanyy <3 i Cyzia się obudziła, ale aż miesiąc była w śpiączce! :o biedna :c
Pani Pomfrey jest fajna ;D
A ten opis zastrzyku.. no weź! Aż ciarki mi przeszły po plecach, też nie lubie igieł :P
A potem ten sen... myślałam, że jest prawdziwy! :C szkoda :c
I odwiedziny Victorii :D To było boskie :D i co za głupek z tego Lucjusza!!! (ale i tak ożeni sie z Cyzią :D ^^) Rozwalił mnie ten moment kiedy Pomfrey nad nimi stała kiedy gadały :D haha xD
I ta rozmowa Lucjjusza z Narcyzą... łzy miałam w oczach normalnie :c Ty tak cudownie opisujesz, ze normalnie miałam to wszystko przed oczami..
Głupi Lucjusz xD focham sie na niego.. mógł powiedzieć Cyzi, że ją kocha ale on oczywiście nie powiedział!
I hahahha :D ta rozmowa Evana z Luckiem :D:D:D nie no ja nie moge xD
Jednym słowem: ROZDZIAŁ CUDO! :*
Przepraszam za taki nierozgarnięty i chaotyczny komentarz.. nie wiem co się ze mną dzieje ;\ xd
Pozdrawiam i życze dużo weny i udanej wycieczki :*
Twoja Bella
PS
fajny ten gif z Helen *-*
a i jeszcze to! :D: Bellatrix zawsze się wybacza <33 :D
Usuń